Do debaty jako partia rządząca od wielu kadencji w największym na Litwie rejonie szykowaliśmy się na poważnie. Dziesiątki stron sprawozdań, analiz, wyliczeń z różnych dziedzin - poczynając od gospodarki, inwestycji, oświaty i kultury, a kończąc na wywózce śmieci. Liczby, fakty, porównania, dynamika, perspektywy na przyszłość, propozycje programowe AWPL. Wszystko to próbowaliśmy poukładać sobie w głowie szykując się jako zespół samorządowców do nieuniknionego starcia z kandydatami opozycji. Przed debatą nie wątpiliśmy, że będziemy przepytywani z dokonań, krytykowani, a i atakowani też przez opozycję, która połączy się w jeden front.
Jednak już pierwsze minuty telewizyjnej debaty, która miała być okazją do starcia na argumenty, na wizje dalszego rozwoju i przemian w podstołecznym rejonie, okazały się jednym wielki rozczarowaniem. Opozycja, owszem, jak jeden mąż wzięła się do krytyki, tylko że nie była to krytyka konstruktywna, rzeczowa. Z ust opozycyjnych kandydatów na radnych lało się krytykanctwo, populizm, by nie powiedzieć pustosłowie. Żadnych konkretów, żadnych własnych propozycji. Opozycyjni kandydaci na merów na debatę przyszli kompletnie nieprzygotowani, okazując tym samym lekceważenie dla potencjalnych wyborców. Dyskusji de facto nie było, bo opozycja nie była do niej przygotowana. Zamiast konkretów było dyletanctwo, pohukiwanie, odwoływanie się nie do argumentów, tylko raczej do instynktów narodowych potencjalnych wyborców na zasadzie, że jak to może być, by Polacy tak długo rządzili w rejonie.
W końcu doszło do tego, że prowadząca debatę, którą trudno by posądzić o sympatie do AWPL, nie wytrzymała i zaczęła co rusz przerywać krytykanctwo opozycyjnych kandydatów zapytując ich, co sami proponują. W odpowiedzi następowała konsternacja, pogubienie się i wylew kolejnej porcji ogólników. Kompletny brak wiedzy był widoczny zresztą nie tylko w tematach wymagających (jak np. inwestycje, sprawy gospodarcze itp.,), ale i - wydawało by się – tematach traktowanych przez opozycję jako koniki wyborcze, a więc w oświacie czy publicznym używaniu języka ojczystego przez mniejszości narodowe. Te tematy (a jakże) wypłynęły podczas dyskusji, bo są ważne dla specyficznego rejonu, jak się wyraziła prowadząca. Choć tematy rzeczywiście ważne, to i tak rzeczowa dyskusja i w tym przypadku nie odbyła się. Były gołosłowne oskarżania o gorsze traktowanie przez samorząd szkół litewskich (choć rzeczywistość jest dokładnie odwrotna; absolutna większość szkół litewskich w rejonie – to są nowe placówki swym standardem znacznie przewyższające szkoły polskie) oraz dystansowanie się od polskich tabliczek ulicznych.
Ignorancja w tym ostatnim przypadku ze strony opozycji była na tyle wielka, że pozwoliła przedstawicielowi konserwatystów oznajmić, że w Europie takie rzeczy nie są praktykowane, a jeżeli już, to tylko w bardzo odosobnionych i specyficznych przypadkach (np. w Szwajcarii). Na ignorancję nie ma w zasadzie sposobów, więc – sądzę – grochem o ścianę okazało się tłumaczenie przedstawicieli AWPL, że jest dokładnie odwrotnie. We wszystkich w zasadzie krajach europejskich jest powszechną praktyką używanie języków mniejszości narodowych w życiu publicznym. Jest to standard podyktowany i praktyką życiową, i odpowiednimi zapisami międzynarodowych dokumentów - jak np. Konwencją Ramową o Ochronie Mniejszości Narodowych.
Kiedyś w Polsce jeden ze znanych polityków na wpół żartem zasugerował, że wybory w Macierzy nie są potrzebne, bo jego partia nie ma z kim przegrać. Po debacie telewizyjnej z opozycją w rejonie wileńskim można by rzec, że nie była ona potrzebna, bo nie było z kim rzeczowo skruszyć kopie na ważne dla podstołecznego rejonu tematy.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
bo oni nawet nie są prawdziwą opozycją, skoro z AWPL nie mają żadnych szans. Są tylko atrapą opozycji ;)
Ktoś ma pomysły jak działać?
W tej sytuacji sprawa jest oczywista, jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest jednoznaczne poparcie dla AWPL, która jako jedyna formacja polityczna niezmiennie upomina się o nasze prawa.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.