Pierwsza na tokowisko przybyła królowa krainy Litwanii, dumna jak egipski paw Gryf-Gryfauskaitė, która, nadpobudliwą z natury będąc, stała się ostatnimi czasy wręcz wybuchowa jak trotyl. Po niej zaczęło zlatywać się też inne ptactwo. Oto wylądował zgrzybiały już nieco wróbel Land'ćwierk'is, który mimo sędziwego wieku nie opuszcza żadnego tokowiska, rad bowiem zawsze postrzępić język. Ostatnio nawet zaczęło mu się wydawać, że ma talent poetycki i każda jego wypowiedź brzmi niczym wiersz Maironisa. Dlatego po wygłoszonej oracji, nie czekając nawet na reakcję publiczności, sam zaczyna się śmiać z własnego dowcipu. Przy czym jego tułów komicznie się trzęsie jak galareta na talerzu, a z zachrypniętego dzioba wykrztusza się starcze kche, kche, kche.
Zaraz za wróblem nadleciał ślepowron Butkiewka, wyróżniający się tym wśród innego ptactwa, że nigdy nic w życiu nie może sam postanowić. Stąd jego stan bycia jest w permanentnej zmienności, więc Butkiewka, by się przekonać, co się z nim akurat dzieje, pyta często otaczających: „Czy ja siedzę?".
Ale oto mina Gryfauskaitė nagle bardzo skisła, gdyż zobaczyła lądującą sowę puchatkę frau Lorę Grau, której szczerze nie znosi. W parze z sową przyleciał też szpak syberyjski Wit'ka Gerbiamasis. Ten z racji na notoryczne przeziębienie ciągle wciąga nosem powietrze, trzęsąc przy tym intensywnie głową. „Vaizdelis nekoks, vaizdelis nekoks", zaszczebiotał zobaczywszy wróbla i gryfa.
Dalej, zachowując demonstracyjny dystans do szpaka, nadleciał na tokowisko dzięcioł Kubi-Bubi. Wygląd on miał dość osobliwy, bo w odróżnieniu od swych pobratymców pierze na głowie zostało mu tylko po bokach. Sam dzięcioł osobliwość tą zwykł tłumaczyć swą nieprzeciętną mądrością, ale złośliwcy uparcie twierdzą, że piórka na czubku głowy przyrychtowały mu inne ptaki. Kubi-Bubi bowiem był od zawsze zadziorny i czupurny. Obok dzięcioła wylądował głuszec Song-Song, który natychmiast po osiągnięciu ziemi rozpostarł swój pstry ogon i zaczął gardłowo gulgotać, by postraszyć otaczające go ptactwo. Gulgocąc zapamiętale Song-Song rzucał też po stronach dość płochliwe spojrzenia, by się przekonać, czy aby jego napuszony ogon robi na towarzystwu należyte wrażenie.
Nie czekając, aż na tokowisko zleci się reszta ptactwa, Gryf-Gryfauskaitė, jak na królową przystało, wszczęła obrady wykrzykując donośnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem: - Drodzy bracia i zacni pierzaści! Czasy idą trudne i niebezpieczne. Królestwo nasze jak nigdy drzewiej znalazło się w srogich opałach. Put-Błut, sęp moskalski, grozi wojną wszystkim dookoła. Tymczasem ratunku nam czekać znikąd. Król orzeł w koronie jest bowiem druh nasz nieszczery i sąsiad niepewny, który czeka tylko na nasze potknięcie się. Proponuję takoż, by od dzisiaj ogłosić, że królestwo nasze Litwania zostaje przeniesione stąd (gdzie było dotychczas) do mitycznej krainy Bałtoskandii, o której nikt nie wie, gdzie jest. Niech wtedy nas szukają, jak wiatru w polu.
- Niech niebo spadnie i potłucze skowronki, jeżeli z tego coś rozumiem, odezwał się ślepowron Butkiewka, zaraz po tym, jak tylko zamilkła Gryfauskaitė. – Jak to niby może być możliwe, że my, będąc empirycznie tam, gdzie – jak sądzę – zawsze byliśmy, jednocześnie możemy być tam, gdzie nigdy nie byliśmy, zawile nieco (jak zwykle zresztą) próbował rozjaśniać swe wątpliwości Butkiewka.
- Kuropłochy jesteście i nic więcej, przebił wątpiącemu Butkiewce pewny siebie z kolei wróbel Land'ćwierk'is. – I co z tego, że jesteśmy tam, gdzie zawsze byliśmy. Przecież bujdę na resorach o Bałtoskandii należy puścić w świat, by zmylić tego głupca Puta-Błuta, a i Arasu Białemu nos utrzeć, żeby nie domagał się na przyszłość od nas spełniania zobowiązań. Widzieliście wy go, Orła z zasadami, kche, kche, kche... (dalej poszła galareta).
- Pomyślenie macie niekiepskie, bracie Land'ćwierku, pochwalił mowę wróbla głuszec Song-Song. Nie znoszę ja jakoś tych wszystkich naszym sąsiedzi (niech im kruk oko wydziobie). Dlatego mądrze prawisz, starcze Ćwierk. Należy wymeldować się nam z ich sąsiedztwa, a na odchodnym by jeszcze jaki wstręt im uczynić, zakończył swe gulgotanie głuszec i pióra nastroszył jakby czekając na śmiałka, który by śmiał mu zaprzeczyć.
Ale głuszca wcale nie wystraszył się szpak syberyjski Wit'ka Gerbemasis, który szyderczo odezwał się do Song-Songa: „Rozumu to ty masz, głuszcu, tyle, co sarna ogona. Myślisz, że na świecie, to wszyscy są tacy ciemni jak ty i nie poznają się na podstępie. O głupcze, Put-Błut jest chytrzejszy i bardziej przebiegły od stu takich jak ty". Mowę szpaka w lot podchwyciła sowa puchatka frau Lora Grau, która zaczęła mówić pohukując gładko i ozdobnie, z nadużywaniem - co prawda - przysłówka „niechybnie". – Niechybnie spotka nas kompromitacja, jeżeli posłuchamy królowej Gryfauskaitė. Niechybnie każdy pojmie rychło (nawet jeżeli nie jest tak mądry jak sowa), że każda kraina jest nieruchoma i na trwałe z ziemią związana, a żaden król nie jest w stanie przesunąć jej w inną stronę. Niechybnie nas na śmiech wezmą, jeżeli tak prostych rzeczy nie pojmiemy.
Tarł czoło intensywnie dzięcioł Kubi-Bubi - póki sowa „gudriai" gadała – zastanawiając się, jakby tutaj przyjść na odsiecz Gryfauskaitė (której zawsze podtańcowywał) i tą mądralę Grau pogrążyć. Aha, nagle zaświtała myśl w głowie dzięcioła, który aż podskoczył z radości i wykrzyknął: „Zawżdy tak bywało, że dwie głowy to nie jedna. Oto mi myśl przednia przyszła do głowy, której mi wszyscy niedługo dziękować będziecie musieli. Proponuję mianowicie, byśmy ogłosili, że naszej Litwanii zgoła nie ma. Czasowo oczywiście, dopóki ta cała zawierucha nie ucichnie, a różne tam sępy sobie karki pokręcą. Bo każdy chyba rozumie, że jeżeli nas nie ma, to i nikt nas nie może napastować", wyprężył się dzięcioł dumni rad, że go myśl tak niezwykła nawiedziła.
Przycichło ptactwo zaskoczone dziwną propozycją. I póki każdy przeżuwał w głowie, co dzięcioł powiedział, nagle na tokowisku pojawił się dziwny jakiś stwór. Monstrum przypominające ni to ptaka, ni to zwierza. – Struś sum, przedstawił się towarzystwu nieznajomy. – Słyszałem, że chcecie uczynić się niewidzialnymi. Zaraz pokażę wam, jak to zrobić.
I zanim ktoś zdążył słowa ze zdziwienia z siebie wydusić, schylił się struś i w mgnieniu oka zakopał swą głowę do piasku. Tył świecił się mu przy tym niezbyt estetycznie, a ptactwo jakoś poczuło się zawstydzone. Pojęło w końcu, że tak samo wygląda...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
A sobaczek brzecha w bendce.
kłamstwa toczy Gryfauskaite
jeszcze gorszy jest Landcwerkis
Jak za swoje sprawki pójdą za kraty to będą mieli za swoje ;)
ha ha, moze on tak lubi...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.