„Konserwatywny” rząd był zaniepokojony zapisem ustawy, którą – „ropužė” – sam przed ponad dekadą uchwalił, twierdzącym, że negatywny wpływ na niepełnoletnich czyni wpis, w skutek którego „są pogardzane wartości rodzinne, jest upowszechniana inna niżeli w Konstytucji RL i kodeksie cywilnym RL zatwierdzone pojęcia tworzenia związku oraz rodziny”. Co jest niejasne w tym zapisie konserwatystom? Otóż proszę mocno trzymać się krzesła, bo już tłumaczę. Konserwatystom nie jasne jest czy negatywny wpływ na nieletnich mają obydwa człony zdania złożonego na raz, czy – być może – też w osobności. To jest skomplikowane, jak same głowy oduraczonych propagandystów. Ale, jak się wydaje, chodzi o to, że Sąd Konstytucyjny miałby orzec czy negatywny wpływ na dzieci ma z osobna wpis o propagowaniu modelu rodziny sprzecznego z modelem zatwierdzonym w Konstytucji i Kodeksie Cywilnym, czyli takim, jaki właśnie propaguje lgbtq.
Gdyby okazało się, że propagowanie rodziny jednopłciowej byłoby równorzędne z upowszechnianiem szkodliwej informacji wobec nieletnich, to – zdaniem rządu Šimonytė – przeczyłoby to konstytucyjnym gwarancjom wolności jednostki. Tak kombinując możemy jednak w łatwy sposób udowodnić, że Konstytucja RL przeczy sama sobie. Wiadomo przecież, że w jej 38 art. zapisane jest litewskimi literami, że małżeństwo – to dobrowolny związek mężczyzny i kobiety. W innym zaś miejscu Ustawy Zasadniczej zagwarantowana jest wolność jednostki. I teraz, jeżeli „jednostka” jest tęczowa, to ta sama Konstytucja, która gwarantuje jej wolność, jednocześnie w art. 38 ją ogranicza, bo przewiduje jedynie między mężczyzną i kobietą związek małżeński. Do takiego absurdu można się „dokumekać”, jakby powiedział odesyta Dawid Gocmann, jeżeli podążać za zwichniętym w swym relatywizmie myśleniem mega nowoczesnych landsbergistów. A przypomnijmy jeszcze dla pełności obrazu, że Sąd Konstytucyjny jeszcze pod przewodnictwem „tęczowego” žalimasa wyjaśnił nam, proszę Państwa, że na Litwie rodzina jest „neutralna płciowo”. Była kiedyś pełna albo niepełna, wielodzietna albo bezdzietna, bliższa albo dalsza – teraz ma być „neutralna płciowo”. Skąd tak rewolucyjne odkrycie na miarę eksperymentu „Psa Pawłowa”, który zaczynał bardziej intensywnie się ślinić, gdy mu pod nos podsuwano mięso, warto ciągle i ciągle powtarzać. Bo sędziowie Sądu Konstytucyjnego odkryli, że niepełna rodzina może się składać tylko z córki i matki albo ojca i syna. I wtedy, Euryka, w ich głowach wszystko się poukładało, jak chcieli tego aktywiści lgbtq. Zobaczymy, co na ten raz „wykumekają” sędziowie. Czy udowodnią – zgodnie z oczekiwaniami „konserwatystów” – że Konstytucja przeczy sama sobie?
Ale gdy idzie o szajby ideologiczne, to nie sami tylko konserwatyści są nimi ugodzeni w litewskim Sejmasie. Socdemi zaledwie ogrzali nogi w Izbie (Ustawodawczej), już przepchnęli przez nią ustawę nadającą prawa wspólnoty religijnej dla neopogańskiej „Romuvy”. „Na Litwie od dawien dawna żyli obok siebie obywatele różnych narodowości i wyznań, a każdy mógł praktykować swoją wiarę tak, jak chciał, zgodnie z tradycją, w której się wychował”, przemówiła banałami posłanka czerwonej goździki Jurate Zavilskienė i gorąco wezwała kolegów do uznania pogańskich gusłów za religię uznawaną przez państwo. Tak, tak, przytaknęła jej ochoczo liberałka Viktorija ČmIelytė-Nilesen zachęcając, aby szybciej głosować, a „nie czynić wartościowania” poszczególnych religii.
No oczywiście, po co „czynić wartościowanie”, przecież w liberalnej demokracji obowiązuje pełen relatywizm. Wszyscy mają własną prawdę, która jest jednakowo prawdziwa. I nikomu nie wolno, ne duok Perkunas, zwątpić w to. A już na miarę zbrodni przeciwko ludzkości, byłoby twierdzenie, że prawda jest jedna i nie ma żadnej mnogości prawd. W naszym przypadku nie wolno zrównywać religii wyznających jednego Boga, czyli monoteistycznych, z wyznawcami „Romuvy”, co to wierzą w najróżniejszych bożków. Z ich natchnionej wiary wynika, że żywymi istotami są kamienie, drzewa, rzeki i słońce, do których się modlą wypraszając u nich łask. Świętość w naturze może też się przejawiać poprzez święty ogień, rzeki, jeziora, wzgórza i głazy. Ale także przez zwierzęta jako węże (žaltis), ropuchy czy żaby. Dobrze jeszcze, że w prastarych wierzeniach Bałtów krowy nie są uznawane za zwierzęta święte, jak to jest u hinduistów. Musielibyśmy wówczas bowiem ustępować drogi tym przemiłym, pożyteczym zwierzętom domowym, a u nas w Grygajciach i bez tego korki ostatnio jak na Manhattanie.
Wracamy jednak w XXI wieku na Litwie do wieku kamiennego, gdy nieokrzesani ówcześni nasi przodkowie wierzyli, że grzmotem miata bóg Perkunas, Svarożyc jest bogiem ognia, a cały zastęp innych bożków w rodzaju Žemynasa, Gabiji, Veliuna czy Velinasa napędzał zgrozę wśród pobożnych dzikusów, każdy w domenie jemu przez dzikusów przydzielonej. Posłanka AWPL-ZChR Rita Tamašunienė próbowała przemówić do rozumu kolegom z koalicji rządzącej i liberałom, by nie angażowali jednak autorytetu państwa do wspierania wierzeń neopogan, jednak bezskutecznie. Aż 64 posłów podniosło rekę, by neopoganie uzyskali takie same prawa jak katolicy, prawosławni, protestanci czy wyznawcy judaizmu. Powoływanie się zaś przy tym jedynie na wolność i prawa jednostki „bez wartościowania” religii, jak zachęcała była przewodnicząca Sejmu Čmelytė-Nielsen, to droga donikąd. A raczej do możliwej jeszcze bardziej spektakularnej kompromitacji państwa w przyszłości. Bo przecież możemy sobie wyobrazić, że zachęceni otwartością litewskich elit politycznych w zakresie wyznaniowości, do Sejmasu się zgłoszą wyznawcy np. „Kościoła latającego spaghetti”, bo taki też istnieje we współczesnym zwariowanym świecie. Zażądają oni uznania przez państwo ich religii bez jej „wartościowania”. I co wtedy? Też uznamy wariatów odprawiających swe gusła w szatach powłóczystych i z odwróconym do góry nogami durszlakiem na łysej głowie za wspólnotę religijną uznawaną przez państwo? Pirmyn, Pone pirmininke... A może się zdarzyć i tak, że Kościół Szatana, który np. działa w USA, na Litwę się przedostanie i też wystąpi do posłów „niewartościowujących”. Aż strach pomyśleć, do jakich scenariuszy mogą prowadzić decyzje bezmyślnych wybrańców ludu.
Jeżeli politycy przestają szanować wartości, na których zostało zbudowane ich państwo, szanować obywateli, którzy w większości te wartości ciągle wyznają – to zmora relatywizmu, przed którą uprzedzał kard. Ratzinger, przyszły papież Benedykt XVI, dopadnie państwo, społeczeństwo i je zniszczy. Nie szanowanie prawdy, uniwersalnych wartości – to prosta droga do chaosu, bezładu, a w konsekwencji do podkopania fundametów państwowości. Przyjdzie bowiem, wcześniej czy później, moment, gdy zindoktrynowane społeczeństwo rzeknie, że valstybės nepriklausomybė, to tylko przeżytek, nikomu już niepotrzebna fanaberia. Bo nic nas już nie spaja, nie łączy...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Qou vadis, Lietuvo?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.