Biorąc jednak pod uwagę fakt, że na dwóch kolejnych pozycjach uplasowały się partie ideowo oraz interesownie spowinowacone z Koalicją Obywatelską, czyli Trzecia Droga (14,4 proc.) oraz Nowa Lewica (ok. 8,6 proc.), utworzenie rządu przez zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość może okazać się bardzo trudne, by nie powiedzieć niemożliwe. PiS zwyciężył, ale nie zdobył samodzielnej większości, jak było dotychczas. Może więc finalnie to oznaczać, że PiS wygrał, ale przegrał, bo nie będzie dalej rządzić Polską. Dla konserwatywnej partii zabrakłoby głosów w 460-osobowym Sejmie nawet gdyby zawarła ona koalicję z Konfederacją, która miała być czarnym koniem wyborów, ale na finiszu kampanii dużo straciła, uzyskując zaledwie ok. 7,16 proc. głosów.
Wybory odbyły się przy rekordowo wysokiej frekwencji sięgającej ponad 74 proc., co świadczy też o tym, że Polki i Polacy dobrze pojęli ich wagę. Na ten temat napiszemy nieco później. Na razie odnotujmy, że demokracja w Polsce ma się dobrze, a nawet o wiele lepiej niż w wielu europejskich państwach, politycy których mają czelność atakować Warszawę za brak demokracji.
Równolegle do wyborów do Sejmu oraz Senatu (gdzie z kolei obowiązują jednomandatowe okręgi, a wygrywa kandydat, który w pierwszej turze zbierze najwięcej głosów) odbywało się też nad Wisłą referendum. Pytania referendalne dotyczyły tematów ważnych i bynajmniej nie tylko dla Polski i Polaków, ale też niektóre z nich również dla nas na Litwie. Polacy w referendum zostali bowiem zapytani o zgodę na narzucanie przez brukselskich eurokratów Polsce mechanizmu przymusowej relokacji nielegalnych migrantów (co dla nas jest równie aktualnym tematem), o zgodę na likwidację bariery ochronnej na granicy polsko-białoruskiej, o zgodę na podwyższenie wieku emerytalnego oraz zgodę na wyprzedaż majątku narodowego. We wszystkich czterech pytaniach indagowani, którzy wzięli udział w referendum, byli niemal jednogłośni. Zdecydowanie powiedzieli „nie” na każde pytanie, a ten sprzeciw przy każdym pytaniu oscylował w granicach 90 proc. Niestety, część rodaków uległa namowom totalnej opozycji i referendum zbojkotowało. Tylko około 41 proc. wzięło w nim udział, nie jest zatem ono obowiązujące (by takowym było frekwencja musiałaby wynieść 50 proc.).
Jak już wspomniałem, rekordowa frekwencja w wyborach (najwyższa w historii całej III RP) pokazała, że nasi rodacy byli świadomi dziejowej ważności każdego ich głosu. Polacy wybierali, „jaka Polska ma być”, jak mówił na początku lat dziewięćdziesiątych polski premier pierwszego prawdziwie niekomunistycznego rządu Jan Olszewski, ale też pośrednio, jaka ma być też przyszła Europa. Europa państw suwerennych, kultywujących własną kulturę, tożsamość i wartości, czy Europa najogólniej mówiąc multi-kulti, czyli bezobjawowa pod każdym względem. Przypomnę też, że to przywódcy obecnego niepodległościowego obozu mieli rację we wszystkich najważniejszych sprawach europejskich ostatnich dekad. Mieli rację przestrzegając Berlin i Brukselę przed uzależnieniem Europy od dostaw nośników energetycznych z Rosji, mieli rację w sprawie sprzeciwu wobec polityki otwartych drzwi dla nielegalnej emigracji forsowanej przez Niemcy, państwa skandynawskie i Brukselę. Mieli w końcu rację i mają nadal w kwestii wizji przyszłej Unii Europejskiej opowiadając się za modelem Europy ojczyzn, a sprzeciwiając się niemieckiemu modelowi, zakładającemu przekształcenie Unii w państwo federacyjne. Pod niemieckim – rzecz oczywista – przywództwem. Gdyby ostatecznie okazało się, że po ostatnich wyborach władzę w Polsce przejmie opcja liberalno-lewicowa, to wszystkie wymienione wyżej problemy powrócą do europejczyków ze zdwojoną siłą. Zostanie bowiem wycofany sprzeciw Warszawy w każdej z nich.
Dziwię się zatem komentarzom polskich wyborów na Litwie, których ekspercki poziom, nawiasem mówiąc, jest żenująco niski. Politycy i eksperci powielają w zasadzie kalki z żółtej prasy nad Wisłą zupełnie bezmyślnie, bezrefleksyjnie, z zerowym odwołaniem się do faktów czy elementarnej logiki (vide paplaninę w litewskiej telewizji w wydaniu „eksperta” profesora Nekrošiusa). Ale Vytautas Nekrošius przynajmniej nie pełni żadnych oficjalnych funkcji politycznych w naszym państwie, więc plecenie, co ślina mu na język przyniesie, jest w zasadzie problemem tylko jego i jego języka. Co innego gdy wypowiada się na podobnym „eksperckim” poziomie główna doradczyni prezydenta RL ds. polityki międzynarodowej Asta Skaisgirytė. Jest ona przecież w zasadzie głosem samego prezydenta. Więc gdy mówi, że cytuję: „przyjście opozycji w Polsce do władzy byłoby dobre dla Europy (...)”, to w zasadzie nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy może udać, że jest się zajętym dłubaniem w nosie. Na tyle jest to „wstrzemięźliwy” i „mądry” komentarz. Dobrze jeszcze, iż Skaisgirytė przytomnie zastrzega, że należy zaczekać na ostateczny oficjalny wynik wyborów, bo może być jak na Słowacji, gdzie przed kilkoma tygodniami też odbyły się wybory parlamentarne i sondażownie exit poll w tym kraju z wynikiem przestrzeliły jak ślepiec strzelający po pijaku do celu. Odetchnąłem też z ulgą, gdy doradczyni nie użyła określeń innych litewskich politologów w rodzaju „przegrali nacjonaliści” a „wygrali demokraci”. Na koniec standardowo podsumowała, że niezależnie, kto wygra wybory w Polsce, nasze stosunki z tym krajem pozostaną bliskie i bardzo dobre. No owszem pozostaną, tylko w przypadku przegranej „nacjonalistów”, dodam od siebie, zniknie parasol ochronny dla Litwy w takich kwestiach jak relokacja nielegalnych migrantów forsowana przez Komisję Europejską, czy – powiedzmy – kwestii dotyczącej prawa weta w Radzie Unii Europejskie, które jest korzystne dla małych państw, a konserwatywne władze Polski sprzeciwiali się jego likwidacji. Warto też pamiętać, że lewicowo-liberalne władze polski będą w polityce zagranicznej dążyć do tego, by dosiąść się do głównego stolika europejskiego (czytaj trójkąta Weimarskiego), litewskich polityków zaś protekcjonalnie będą poklepywać po plecach i ramionach jako partnerów ligi prowincjonalnej.
Na pewno najbliższe dni i tygodnie przesądzą, jaką będzie Polska na kolejne lata. Pośrednio też w jakim kierunku będzie podążać reforma Unii Europejskiej. Życzymy, rzecz jasna, każdej władzy w Warszawie powodzenia, bo będzie ona decydować o losach Polaków i w Macierzy, i też w określnym zakresie również poza jej granicami. Czasy mamy skrajnie trudne i niebezpieczne. Przywódców zatem potrzebujemy rangi mężów stanu jak ongiś byli chociażby Józef Piłsudski, Charles de Gaulle czy Winston Churchill. Albo bardziej nam współcześni Ronald Reagan, Margaret Thatcher czy Jan Paweł II.
„Nie desperujmy, ani nie cieszmy się” z wyników wyborów, napisał profesor Andrzej Nowak. Uważa on, że po ostatniej decyzji Polaków, jeżeli powstanie rząd partii „demokratycznych”, to bezpieczeństwo Polski będzie jak za czasów panowania króla Augusta III Wettina, gdy losy Rzeczpospolitej w decydującej mierze byli w rękach sąsiadów oraz polskich elit będących na ich jurgielcie. Ale dorobek kultury, wolnościowy, niepodległościowy Rzeczpospolitej jest na tyle duży, że przetrwa ona nawet największe czasy barbarii, uważa profesor, którego trafność sądów zadziwia wszystkich...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Wielu przewiduje kilka miesięcy chaosu, a potem wiosną przyspieszone wybory.
To się w literaturze nazywa "pyrrusowe zwycięstwo". Czyli osiągnięte wielkim kosztem, które jednak jest tylko zwycięstwem pozornym, ponieważ straty - w tym wypadku możliwa utrata władzy, przewyższają zyski.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.