Nauseda tłumacząc swą postawę powiedział, że ma wątpliwości konstytucyjne. Zaakcentował mianowicie, że reglamentując relacje pomiędzy osobami homoseksualnymi „treść Konstytucji nie może być wypłukiwana przez tylne drzwi”. I wtedy właśnie wydało się, że mamy „beznadziejnie zacofanego w czasie prezydenta w stosunku do cywilizacji Zachodu”. Takie mniemanie przynajmniej wygłosił guru od interpretacji litewskiego prawa w zakresie jego zgodności z żądaniami lobby lgbt profesor tegoż prawa Dainius Žalimas. Profesor i były szef litewskiego Sądu Konstytucyjnego dyfuzyjnie interpretuje litewską Ustawę Zasadniczą w celu zamierzonym z góry tak, by umożliwić mieszanie pojęć rodziny i małżeństwa, które to pojęcia są w art. 38 szczególnie chronione przez Konstytucję. Jeżeli jednak dobrze namieszać z jurysprudencją i orzec, że rodzina jest pojęciem szerszym niż małżeństwo, a i na dodatek jest neutralna płciowo (cóż za bełkot, rodzina dotychczas w ogóle nie była definiowana przez pryzmat seksualny; była rodzina pełna i niepełna, dalsza i bliższa, ale żeby płciowo neutralna?), to można zarzucić prezydentowi, że ten żyje „według swej alternatywnej Konstytucji zatwierdzonej przez Kościół”.
Ale wróćmy na chwilę do „cywilizacji Zachodu”, której miernikiem i wyznacznikiem dziś, według uczonego, są związki homoseksualne. Arcyprzemyślne mniemanie, jesteśmy pod wrażeniem. Ostatni raz taka „cywilizacja” w Europie pojawiła się u schyłku panowania cesarstwa rzymskiego na kontynencie. Jej prekursorami wówczas byli tacy wybitni geniusze jak cesarz Neron, który, co prawda, potem wpadł w szaleństwo i popełnił seppuku; cesarz Kaligula, co to swego konia Incitatusa mianował senatorem, oraz Mesalina, żona imperatora Klaudiusza. Nimfomanka. Do współczesnych wyznawców omawianej cywilizacji bezsprzecznie można będzie dopisać nazwisko profesora Žalimasa. Na pewno na to zasłużył i wejdzie do annałów historii razem z Mesaliną, Kaligulą i Neronem.
Jeżeli chodzi jednak o Konstytucję, to przykro powiedzieć, ale nawet konserwatyści w temacie definiowania małżeństwa i rodziny podważają kompetencje profesora. Dokładnie mówiąc – to podważali, gdy ponad dekadę temu uchwalali autorską Ustawę o ochronie niepełnoletnich przed szkodliwą informacją. Wówczas przecież w jednym z artykułów ustawy pisali „o szkodliwości homoseksualizmu na psychikę niepełnoletnich”. „Informacje poprzez które niszczone są wartości rodzinne, upowszechniane inne, niż w Konstytucji RL i Kodeksie Cywilnym RL zatwierdzone zostały zasady tworzenia małżeństwa i rodziny, pojęcia – tworzą negatywny wpływ na niepełnoletnich”, przekonywywali ustawodawcy. Czyli w Konstytucji RL są jednak zatwierdzone zasady tworzenia małżeństwa i rodziny, a homoseksualne związki są w sprzeczności z tymi zasadami, a nawet niszczą wartości rodzinne. To są cytaty z autorskiej ustawy konserwatystów, którzy teraz zapierają się w sposób spektakularny i żałosny zarazem sami siebie. To jest też „materiał do rozmyślenia”, jak by powiedział Stirlitz, dla profesora Žalimasa, żeby poszedł po rozum do głowy i przestał bredzić o „alternatywnej Konstytucji”. Jeżeli sam żyje w alternatywnej rzeczywistości, kolportując łamańce prawne urągające rozumowi i logice, to niech przynajmniej zostawi w spokoju innych, ze zdrową głową.
O ile jednak dla Žalimasa prezydent jest zacofany, o tyle dla „ministry” sprawiedliwości jego wypowiedź „o wypłukiwaniu treści z Konstytucji przez tylne drzwi” – to „alegoria”. Alegoria do „seksu analnego”. Ministra wypowiedź głowy państwa zinterpretowała w sieciach socjalnych w słowach następujących: „Naprawdę alegoria do seksu analnego jest najbardziej obrazowa i pełna, co przywódca państwa może powiedzieć, dyskutując na temat uregulowania stosunków osób homoseksualnych (...)?”, pyta z niedowierzeniem. My z kolei z niedowierzeniem dopytujemy ministrę, czy naprawdę jej pojęcie „tylnych drzwi” kojarzy się z seksem? Uspokajamy polityczkę, że robienie czegoś przez „tylne drzwi” oznacza tylko i wyłącznie omijanie reguł, omijanie przepisów prawa i nic więcej. Cała reszta to wytwór wyobraźni pokroju kelnerek z klubu Go-go, do których ministrze nie należałoby się zniżać.
Bezceremonialne i prymitywne w treści napadki na prezydenta, jak zresztą i na każdego inego, kto by śmiał sprzeciwić się ideologicznym zapałom tęczowych aktywistów, są symptomatyczne. Nie mając argumentów potrafią tylko obrażać i wyzywać swych adwersarzy. Na tym polega ich taktyka w dojściu do celu swych rewolucyjnych zamiarów. Na tej drodze nagną każde prawo tak, jak im się tylko rzewnie spodoba. Prawo, którego nagiąć się nie da, zlikwidują. Jak już wspomniałem, przepisy, które były wprowadzane przez konserwatystów ponad dekadę temu w trosce o dobro dzieci, dziś ministerstwo sprawiedliwości zamierza anulować. Do Sejmu trafił projekt poprawki do Ustawy o ochronie niepełnoletnich przed szkodliwą informacją, który zakłada wykreślenie artykułu, na którego mocy w roku 2013 na Litwie zostało zabronione kolportowanie książki dla dzieci „Bursztynowe serce”, z powodu propagowania w niej miłości homoseksualnej. Teraz przepis ten ma zniknąć z litewskiego prawa, ponieważ uznano go za „błąd”. Błąd, który blokuje na Litwie wolność samowyrażania się twórców, tak orzekł Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, nadinterpretując Konwecję Praw Człowieka.
W Konwencji nie ma bowiem ani linijki o homoseksualizmie, ale to pestka. Pestką jest też w pojęciu przewodniczącej Sejmu Čmilytė-Nielsen delikatna psychika dzieci, którą łatwo złamać i zbrukać (przykładem niech będzie Nowy Jork, gdzie po wdrożeniu zasad rewolucji seksualnej ponad 25 proc. młodzieży od 14 do 16 lat nie wie, kim jest, głosi oficjalna statystyka tamtejszego departamentu zdrowia). Speakerka głosi bowiem, że chętnie poprze poprawkę ministerstwa sprawiedliwości, bo – jej zdaniem – przepis chroniący dzieci przed propagandą homoseksualną jest „martwy”. Nie używany od dekad w litewskim prawie. Jako była mistrzyni szachowa pani Čmilytė-Nielsen powinna by zajarzyć, że skoro na podstawie tego przepisu zabroniona została kolportacja „Bursztynowego serca”, to jest on całkiem żywy i działający, nie martwy. Coś z logiką szachistki się stało. Czy aby to ona nie stała się przypadkiem martwą u byłej mistrzyni?
Inny jej argument, do którego często się odwołują genderowi populiści, to ten z gatunku – jesteśmy tacy sami jak Rosja, skoro nie afirmujemy tęczowej ideologii. „Obecność (tego przepisu) w naszym systemie prawnym przybliża nas do takich krajów jak Węgry i Rosja, ponieważ tam tylko jest coś podobnego. W takich europejskich, zachodnich krajach, rzecz jasna, takich rzeczy nie ma”. Mocne stwierdzenie i przyznajemy – prawdziwe. Prawdą również jednak jest, że w Rosji i na Węgrzech też nie ma np. ludożerstwa. A że u nas na Litwie jest tak samo, to zbieżność ta nas – zgodnie z logiką szachistki – również przybliża. Kanibalizm jest nielegalny też na Kubie i w Korei Północnej, więc i do tych krajów nas ta okoliczność jakby przybliża, jeżeli zaufać krytycznemu myśleniu przewodniczącej Sejmu.
Konserwatyści i ich liberalne przystawki idą na Litwie z genderową rewolucją na całego. Kolanem przepychają przez Sejm ustawę o jednopłciowych związkach, dążą do anulowania prawa zabraniającego propagowania homoseksualizmu pośród nieletnich, do podstaw programowych wprowadzają nowy podręcznik o Wychowaniu (Ugdymas), który został oprotestowany przez wielu merów z powodu treści seksualizujących dzieci.
Przed ponad 30 laty Litwa pokonała komunistów, teraz czas na genderystów.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.