Temu pilnemu zagadnieniu Nowa Lewica poświęciła swą ostatnią konwencję partyjną, która odbyła się w Warszawie właśnie pod hasłem „świeckiego państwa dla Polski”. Na konwencji liderzy lewicy upublicznili swój manifest polityczny, czyli co zrobią, gdy dojdą do władzy, by Polska stała się państwem niewyznaniowym.
Włodzimierz Czarzasty, współprzewodniczący lewicy, dowodził, że „tylko państwo świeckie jest warunkiem wolności w Polsce”. Bo państwo wyznaniowe, za jakie uznaje dzisiejszą Polskę lewica, jest antywolnościowe, objaśniał Czarzasty. Stąd dążenie lewicy, by obalić nad Wisłą zmowę tronu z ołtarzem, „żeby nikt nam nie mówił i nikt w ogóle nie myślał o tym, żeby nam mówić, jak żyć i żeby nie był to na pewno kler z biskupem na czele”. Innymi słowy, nauczać, jak żyć mamy, ma prawo tylko lewica, a w szczególności tak wybitne jej postacie jak dwie Joanny: prof. Joanna Senyszyn i egzaltowana Joanna „dym w kościele” Scheuring-Wielgus oraz – na ten przykład – duet neutralnych płciowo (jak by powiedzieli litewscy spece w tej dziedzinie z partii „Laisve”) Biedroń and Śmiszek.
Jak mamy żyć, ostatnio szczególnie klarownie i dobitnie mówiła Polakom z trybuny sejmowej posłannica Senyszyn, gdy w imieniu lewicy atakowała obywatelski projekt ustawy „Chrońmy dzieci”. Projekt, pod którym podpisało się ćwierć miliona obywateli, zakłada, że to rodzice mają pierwszeństwo w wychowywaniu swych dzieci. Organizacje pozarządowe, które drzwiami i oknami w dużych miastach Polski wdzierają się do szkół, by tam edukować seksualnie ich pociechy, musiałyby najpierw ujawnić treści swego nauczania i otrzymać na nie zgodę rodziców, przewiduje projekt. Senyszyn wolałaby jednak, by rodziciele nie wiedzieli, jakie gendery będą wtłaczane do dziecięcych głów ich latorośli przez seksedukatorów, w których głowach z kolei rewolucja seksualna już poprzestawiała pojęcia, zmieniła normy kulturowe. Senyszyn jednak twierdzi, że to katecheci, nauczając życia w rodzinie, demoralizują młodzież, dlatego należy gnać ich ze szkół. Wcale się nie przejęzyczyłem. Dla pewności zacytuję „srokę komunistkę”, jak pewnie Senyszyn nazwałby ks. Jan Twardowski: „To na katechezie dochodzi do seksualizacji dzieci, opowiadania bajek, negowania naukowych faktów (pewnie chodzi o mnogość płci ludzkich w liczbie… płynnej i stale rosnącej wraz z odkrywaniem przez „naukę” gender nowych i nowych osobników – przyp. ta.), przekazywania obsesji seksualnych kleru (...)”. Koniec cytatu, który wszak czyni klarownym postulat lewicy, by wyprowadzić lekcje religii ze szkół, a na ich miejsce wprowadzić rzetelną, neomarskistowską, wyuzdaną edukację seksualną. Taki postulat na konwencji tej partii „świeckie państwo” był uporczywie odmieniany przez wszystkie przypadki przez liderów Nowej Lewicy, choć jej antyklerykalizm jest raczej nie nowy, bo cuchnący jak zgniłe ziemniaki w piwnicy.
Oczywiście, jest on wielowątkowy i nie ogranicza się tylko do lekcji religii. Ze szkół i innych budynków publicznych, według lewicy, mają być usunięte krzyże i wszelkie inne znaki religijne, w szpitalach i przychodniach lekarskich ma być uśmiercona na amen klauzura sumienia, bo świeckie, neomarksistowskie sumienie lewicy podpowiada jej, że inni ludzie swego sumienia, zwłaszcza ukształtowanego przez Dekalog i uniwersalne zasady rozróżniania dobra i zła, mieć nie mogą. Wszyscy mają na żądanie „czarnych parasolek” dbać o „zdrowie reprodukcyjne kobiet”, jak to w nowomowie lewicy mówi się o aborcji. Oczywiście w „świeckim państwie” to państwo ma decydować, o czym z ambony mają mówić księża, jak nie wtrącać się do polityki, jak nie mieć zdania na ważne aspekty życia społecznego szczególnie w wymiarze moralnym, jak promować różnorodność, tolerancję oraz wielość i złożoność konfiguracji życia w małżeństwie. Aha, muszą też afirmować miłość w każdej postaci. Szczególnie miłość egoistyczną, bez zobowiązań, sodomicką. Kościół na czele z biskupem przecież nie może nas pouczać, jak mamy żyć (jak pamiętamy), pouczał nas Czarzasty. Kościół do tego nie ma prawa, za to lewica ma mieć prawo, kiedy tylko chce, obrażać uczucia religijne chrześcijan, bluźnić i wynaturzać się (uznając to za współczesną sztukę), dlatego żąda, by w Polsce został zlikwidowany artykuł 196 KK, który może pociągnąć do odpowiedzialności karnej za obrazę właśnie uczuć religijnych. Tego być nie może, bo to jest obskuranckie i wsteczne, hamuje nowoczesną sztukę i ekspresje artystów z manią antychrześcijańską. Księża mają też w końcu zacząć płacić podatki, bo – jak prawi Nowa Lewica – nie może być tak, że fryzjerka płaci daninę podatkową w wysokości 1600 zł, a ksiądz tylko 160 zł. Jeżeli Watykan nie uszanuje postulatów „świeckiego państwa” Nowej Lewicy, to ta, jak odgraża się Scheuring-Wielgus, zerwie ze Stolicą Apostolską Konkordat i niech sobie siedzi papież sam za spiżową bramą.
„Świeckie państwo”, szajba współczesnej lewicy, to w rzeczywistości nic nowego. Stary jej program, jaki po raz pierwszy rewolucjoniści wdrożyli w Europie jeszcze w 1789 roku podczas rewolucji francuskiej. Jakobini zaczęli już wtedy wcielać w życie nad Sekwaną „świeckie państwo”, paląc i grabiąc kościoły, mordując kler, pozbawiając go wszelkich praw i majątku. Gdy chłopi z Wandei sprzeciwili się ich rewolucyjnym zapędom, domagając się zaprzestania mordowania księży i palenia kościołów, to spotkało ich w odpowiedzi pierwsze w Europie ludobójstwo. Wojska rewolucyjnej Francji metodycznie, z zimną krwią wymordowały ponad 100 tysięcy wieśniaków, nie szczędząc nikogo. Sowieccy komuniści ponad wiek później też u siebie budowali „świeckie państwo” pod głośnym wtedy hasłem: „Religia opium dla narodu”. Też palili kościoły i cerkwie, mordowali albo zsyłali do łagrów księży i popów. Ich „świeckie państwo” tylko o włos nie osiągnęło najwyższego w ludzkości poziomu czyli komunizmu. Komunizm przegrał jednak w ostatniej chwili z marazmem, z powszechną biedą i antycywilizacyjnym zapóźnieniem ZSRR.
Profesor Ryszard Legutko zauważa, że nie przez przypadek rewolucjoniści zawsze uderzają w instytucje, które „są przekaźnikiem nawarstwionego doświadczenia – Kościół, rodzinę, dziedzictwo kulturowe”. W ten sposób niszczą naszą pamięć o byłych wydarzeniach, które ludzkość już kiedyś przerobiła. Innymi słowy pamięć pomaga nam w zachowaniu ostrożności w przekształcaniu świata. Rodzina, poprzez którą zachowaliśmy pamięć o przodkach, o kultywowanych przez nich wartościach, stała się dla lewicowych rewolucjonistów wrogiem, bo nie chcą oni byśmy łączyli nasze życie z kolejnym pokoleniem. By nasza tożsamość i cywilizacja trwały. Kościół jest wrogiem lewicy, powodem jej pogardy i odrzucenia, bo łączy nas z tym, co ostateczne, nauczając przy tym wiernych życia w prawdzie. Niszczenie, obrażanie, bluźnierstwa – stało się dla lewicowców posmakiem pewnego szyku, uważa profesor. Ale też dodaje, że ta szykowność przemawia tylko do głupców, którzy mają się za rewolucjonistów.
„Szykowni rewolucjoniści” i ich „świeckie państwo” – to w rzeczywistości namiastki państwa ateistycznego, a więc wierzącego inaczej. Ateiści wierzą, że Boga nie ma. Wierzą, że świat powstał z nicości, z chaosu, wskutek jakiegoś wybuchu energii. Ich świeckie państwo zatem nie może być niewyznaniowe. Podszyte jest zabobonem, neurozą wyznawców i często najbardziej utopijnymi ideologiami. Jest też zawsze państwem opresyjnym i przemocowym, o czym dobitnie nam przypomina pamięć o byłych już dziejach rewolucjonistów.
Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Szef grupy poselskiej Europejskiej Partii Ludowej w PE (ta od Tuska) właśnie zapowiedział że zrobi wszystko by odsunąć obecny polski rząd od władzy (!) - czymże to jet jak nie perfidnym mieszaniem się w sprawy innego państwa?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.