Debata jednak pokazała, że rządzący na płaszczyźnie krajowej koalicjanci rządu konserwatywno- liberalnego nie potrafili nawet na poziomie lokalnym oderwać się od swych ideologicznych priorytetów, jakie od lat próbują przeforsować (wbrew woli 75 proc. obywateli) w parlamencie. Chodzi oczywiście o genderową rewolucję, jaką rządzący próbują wdrożyć na Litwie poprzez legalizację związków jednopłciowych, ratyfikację Konwencji Stambulskiej wprowadzającej m. in. do litewskiego obiegu prawnego pojęcia płci kulturowej, czy za legalizację narkotyków.
Poseł partii „Laisvė” (koalicjanta konserwatystów) Vytautas Raskevičius, gdy tylko został wydelegowany na kandydata na mera stolicy, wiedział, co ma robić. Natychmiast zakomunikował w mediach, że zlecił prawnikom (o progresywnej, rzecz jasna, myśli), by ci wynaleźli jakiś kreatywny sposób, jak mógłby przynajmniej w Wilnie (gdy tylko zostanie merem) zalegalizować związki jednopłciowe, skoro w całej Litwie, jak na razie, nie udało mu się to przeforsować. Jakim kadukiem mieliby to uczynić, nie zdradził. Ale znając wyjątkową smykałkę tęczowych aktywistów do interpretacji prawa, pewnie coś wymyślą. No skoro wymyślili, że litewska Konstytucja pozwala na małżeństwa jednopłciowe mimo że nie ma tam ani słowa na ten temat, tylko mówi się o związku mężczyzny i kobiety, to nie wątpię, że wyinterpretują, iż w Wilnie wyjątkowo można zawierać związki tej samej płci, bo np. żadne dokumenty współczesne i historyczne tego nie zabraniają. Taką samą przecież smykałkę użyli w przypadku interpretacji Konstytucji. Stwierdzili, że skoro tam nie ma wyraźnego zakazu małżeństw jednopłciowych, znaczy, że na Litwie są one legalne.
Raskevičius zresztą był sobie wierny i podczas wspomnianej debaty. Gdy tylko zabrał głos, to zapowiedział, że jego celem jako przyszłego włodarza stolicy będzie objęcie kuratelą stołecznej oświaty. Potem jeszcze pojaśnił, na czym ta troska nad stołecznym szkolnictwem ma polegać. Ano, na szczególnym wzmacnianiu, że zacytuję, „edukacji nieformalnej”, na którą Raskevičius zamierza znacząco zwiększyć nakłady. Dla niezorientowanych w tym miejscu winienem kilka zdań wyjaśnień, co oznacza ta „nieformalna edukacja” w ustach postępowych reprezentantów tęczowej rewolucji. Oznacza nauczanie poza programowe nieprzewidzianych w planach edukacyjnych ministerstwa oświaty tematów opiewanych w „nauce” gender. Takie „nieformalne nauczanie” realizują różnego rodzaju organizacje pozarządowe, wyszkolone i finansowane przez aktywistów spod tęczowych barw. Biorąc pod uwagę priorytety posła Raskevičiusa (legalizacja związków osób tej samej płci oraz narkotyków), nie trudno odgadnąć, o jaką „edukację nieformalną” uczniów mu chodziło. Idzie o indoktrynację dzieci i młodzieży w możliwie najmłodszym wieku w temacie „nauki” gender o ludzkiej seksualności, co w praktyce najczęściej oznacza wczesną seksualizację dzieci albo wręcz jej deprawację.
Nie dziwi więc, że na zapowiedź nieformalnego edukowania naszych dzieci przez przedstawiciela lobby LGBT stanowczo podczas debaty zareagował Waldemar Tomaszewski, kandydat na mera reprezentujący wartości chrześcijańskie oraz model rodziny tradycyjnej. Przypomniał on obecnym na sali oraz widzom TVP „Wilno” o niedawnym skandalu pedofilskim jednego z posłów rządzącej konserwatywno-liberalnej koalicji, jaki to skandal rządzący próbowali skrzętnie zamieść pod dywan. „Po tym pedofilskim skandalu w parlamencie myślę, że ten tandem konserwatystów i partii „Wolności” powinien w ogóle być od oświaty odsunięty”, powiedział lider AWPL-ZChR. „Tak więc nie mogę zgodzić się z tym, co tutaj pan kandydat mówi, że będzie on tą oświatą kierował i ją kurował. Po prostu powiem krótko: „Ręce precz od naszych dzieci”, stanowczo sprzeciwił się, by nad stołeczną oświatą pieczę przejął reprezentant koalicji oskarżanej przez media i partie opozycyjne o krycie pedofila we własnych szeregach (chodzi przede wszystkim o podejrzenia możliwego przekazywania informacji ze śledztwa podejrzanemu o pedofilię konserwatyście, by mu ułatwić obronę w sądzie). Tomaszewski przypomniał też interlokutorom, że „ideologia gender jest najbardziej prymitywną ideologią na świecie”, gdyż tam „wszystko sprowadza się tylko do zapotrzebowań seksualnych”. Na zakończenie stwierdził, że właśnie dlatego oświata w stolicy „powinna być obroniona przed takimi właśnie politykami, by ci nie pchali swej ideologii do szkół”.
Warto w tym miejscu przytoczyć niedawny przykład z Kanady, który pokazuje do jakich tragedii prowadzi „nieformalna edukacja” lobby LGBT w szkołach, o ile jej stanowczo nie powstrzymać. Przed kilkoma tygodniami zaledwie światowe media obiegła szokująca informacja o areszcie ucznia szkoły katolickiej im. św. Józefa w mieście Rentrew. 16-letni Josh Alexander został najpierw zawieszony w prawach ucznia, a potem dyrekcja szkoły doprowadziła do jego aresztu przez policję za to, że wyraził przekonanie o istnieniu dwóch płci ludzkich. Sprzeciwił się on też, by biologiczni mężczyźni korzystali z damskich toalet. Miał odwagę stanąć w obronie koleżanek, które w związku z potencjalną obecnością uczniów płci męskiej „identyfikujących się jako kobiety” obawiały się korzystać z damskich WC. Josh uzasadnił swoje stanowisko odnośnie do istnienia jedynie dwóch płci, odwołując się do nauczania Kościoła Katolickiego w tej kwestii: „Biblia naucza, iż mamy tylko dwie płcie – męską i żeńską, a zatem biologiczni mężczyźni nie mogą być uważani za kobiety tylko dlatego, że założą damskie ubrania; z tego samego powodu nie mogą być dopuszczeni ani do damskich szatni, ani do toalet”, twierdził. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kiedy na początku lutego bieżącego roku Josh przyszedł do szkoły, już czekał na niego dyrektor w towarzystwie dwóch policjantów, którzy... aresztowali chłopaka „za nielegalne wejście na teren szkoły, został już bowiem zawieszony w prawach ucznia”.
Josh i jego historia powinny być przestrogą również dla nas mieszkających z dala od Kanady, na Litwie. Ideologia totalitarna, jaką jest „nauka” gender, nie zna granic ani odległości. Wystarczy uległość społeczeństwa wobec żądań przywilejów sprzecznych z naszym prawem i kodem kulturowym dla grup określających się jako przeróżne mniejszości seksualne. Dążą one w pierwszą kolej do podporządkowania sobie oświaty, by mieć dostęp do dzieci i młodzieży w celu ich „nieformalnego edukowania”. Pod płaszczykiem niedyskryminacji odwracają pojęcia wartości, dobra i zła, zacierają granice między tym, co jest moralne, a co jest zachowaniem nieobyczajnym, by wychować wśród nieświadomego zagrożeń młodego pokolenia swych wyznawców. A tak naprawdę ofiar seksualnej rewolucji, jaka walcem przemaglowała kraje Zachodu. Dziś rządzący konserwatyści i ich liberalne przystawki stali się największymi orędownikami żądań tęczowych rewolucjonistów pokroju posła Raskevičiusa.
Musimy zatem już dziś być świadomi zagrożenia, by również na Litwie nie zaskoczyły nas szokujące wydarzenia, jakie mają miejsce w takich krajach jak ultraliberalna Kanada, która zamyka w areszcie ucznia za to tylko, że ten ośmielił się wyrazić pogląd o istnieniu dwóch płci: mężczyzny i kobiety.
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Ten czterdziestominutowy, norweski dokument całkowicie ośmieszył ideologiczne założenia gender. Lewicowy rząd jednego z najbardziej „poprawnych politycznie” krajów świata rozwiązał po emisji tego reportażu Nordycki Instytutu Gender Studies na Uniwersytecie Oslo
Powiedział oczywistą prawdę.
Ale współcześni marksiści stają się coraz bardziej bezwzględni, upodabniając do swych niesławnych protoplastów.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.