Poseł, którego komisja etyki „maglowała" za samochodzik, dziś sam się zwraca do stróżów etyki z zapytaniem, czy funkcję wiceministra może sprawować osoba, jaka nazwała prezydent kłamczuchą, a na dodatek w święto narodowe nie wywiesiła flagi.
Sądząc po takiej epistole Lydeka nadal zamierza być aktywnym posłem, tylko że ...na polu pustosłowia. Bo jeżeli chodzi o jego dorobek poselski, to jest on raczej marny. Warto czytelnikom przypomnieć, że parlamentarzysta przez dwie poprzednie kadencje pełnił funkcję przewodniczącego sejmowego komitetu praw człowieka. W tym też czasie, a więc w okresie ośmiu lat, „rodził" on projekt Ustawy o mniejszościach narodowych. „Rodził" w bólach, trzeba powiedzieć, ale tak i „nie urodził".
Nie udało się, bo posła w tym procesie dwie sprzeczności targały. Jak na liberała pzystało chciał się pokazać jako światły Europejczyk, pobrylować w Brukseli, poprzecierać spodnie na międzynarodowych konferencjach poświęconych prawom człowieka i mniejszości narodowych. I Lydeka bardzo dobrze się w tej roli czuł. Obrazowo można by rzec - jak szczupak w wodzie. Tylko co innego gadanie, a co innego - rzeczywiste nadanie określonych praw mniejszościom narodowym w swej ojczyźnie. Więc targany sprzecznościami Lydeka przez osiem lat przelewał „s pustoha w parożnaje", jak to u nas czasami gwarowo się mówi.
Jedną, co prawda, ustawę szefowi komitetu praw człowieka w Sejmie udało się „spłodzić". Mianowicie Ustawę o obywatelstwie. Jakiż dumny był ze swej autorskiej ustawy Lydeka, jak się chwalił, że pomógł rodakom w ten sposób uzyskać prawo do podwójnego obywatelstwa. Tylko że robiąc dobrze dla obywateli polityk kapnął się w pewnym momencie, że prawo do podwójnego paszportu pozyskają nie tylko rdzenni Litwini, ale i przedstawiciele mniejszości narodowych. I w tym momencie posła liberała znowu targnęła sprzeczność, o jakiej już pisaliśmy wyżej. Więc niestrudzony zaczął tak mącić, tak majstrować przy wspomnianym autorskim akcie prawnym, że w końcu mu wyszło, iż prawo do dwóch paszportów mogli mieć wyłącznie Litwini bądź wychodźcy litewskiego pochodzenia.
Litwa jest Litwą, ale nawet u nas taki bubel prawny został skierowany do Trybunału Konstytucyjnego, by ten zbadał, czy ustawa Lydeki nie jest sprzeczna z Konstytucją - jako że dyskryminuje osoby ze względu na ich narodowość. W Trybunale, co logiczne, ustawa doznała radykalnego uszczerbku na swej treści, bowiem sędziowie bodajże w 2/3 uznali ją za antykonstytucyjną. Był to swoisty rekord, jeżeli chodzi o fuszerkę w tworzeniu prawa przez wybrańców ludu, ale Lydeka krytykowany i wyśmiewany nawet w takiej sytuacji nie dał się zbić z tropu. Nie pokraśniawszy ze wstydu z właściwym sobie tupetem (nawet post factum) udowadniał, że jego ustawa nie przeczy Konstytucji. Pewnie gdyby zaszła potrzeba udowodnić, że podczas pełni na niebie mamy nie księżyc, tylko patelnię, to Lydeka by to zrobił.
Nie ma więc rady na posła Arminasa. Chyba że byłby dżentelmenem i ustąpił miejsca w ławie poselskiej Viktorii Čmilytė, litewskiej mistrzyni w szachach, która po ostatnich wyborach na liście uplasowała się zaraz po Lydece. I „tołk" by z tego wyszedł dla litewskiego parlamentaryzmu, i poseł nieudacznik uniknąłby dalszych kompromitacji. Problem jest jednak taki, że poseł Arminas jest gadułą - nie dżentelmenem.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
bo oni nam zazdroszczą, że znamy więcej języków od nich :) mają na tym punkcie kompleksy i właśnie tak próbują je leczyć :P
czy to wina pani Cytackiej, że ktoś kłamie? Są przecież na to niepodważalne dowody. Chyba, że coś przeoczyłam i żyjemy w Korei Północnej, gdzie krytyka władzy jest niemile widziana....
nie tylko tym się "wsławił" nasz niestrudzony stróż porządku Arminas Lydeka. Swego czasu głośno było we wszystkich mediach o tym jak "zaradny" pan poseł "prywatyzował" poddasza na wileńskiej starówce, potem je remontował i sprzedawał zarabiając krocie. Taka osoba nawet nie powinna wymawiać słowa "etyka".
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.