Zaczęło się od wiceprzewodniczącej „świątyni demokracji”, greckiej socjalistki Evy Kaili, którą aresztowała belgijska policja pod zarzutem udziału w gigantycznej korupcji o skali międzynarodowej. Kaili, prominentna europosłanka europejskiej lewicy, a zarazem polityczka z image osoby niezwykle wyczulonej w sprawach demokracji i praworządności, została oskarżona o przyjmowanie łapówek od szejków katarskich, którzy korumpowali byłą już wicespeaker PE w zamian za jej aktywność na forum unijnym na rzecz ocieplania i wybielania wizerunku tego państwa przed mundialem piłki nożnej, organizacją jakiego zostało zaszczycone (ponoć też nie za darmo) przez FIFA. W brukselskim domu Kaili policja zrobiła przeszukanie i znalazła tam całe stosy banknotów „oiro” niefrasobliwie poupychanych w reklamówkach, stołkach, szufladach itp. Łącznie 600 tysięcy gotówki. Ale, jak później w toku śledztwa ustalono, były to i tak tylko drobniaki. Prawdziwe pieniądze Kaili and company pobierali w sposób nowoczesny, czyli drogą przelewów bankowych. Tutaj są już naprawdę sumy solidne. Na dzisiaj jest pewne, że takich przelewów na tajne konta bankowe szajki (m. in. do rajów podatkowych typu Panama) wykonano na łączną kwotę co najmniej 60 mln euro.
Katarczycy, jak się rzekło, sponsorowali Greczynkę niebezinteresownie, tylko jak najbardziej interesownie. Świadoma tego Kaili starała się jak mogła, by tę interesowność szejków zaspokoić. Dwoiła się i troiła w unijnych gremiach, by swych sponsorów zadowolić. Wygłaszała więc płomienne mowy o tym, jak polepszyły się prawa robotnicze w Katarze, gdzie w rzeczywistości zginęło nawet kilka tysięcy obcokrajowców zatrudnionych do niewolniczej pracy przy budowie stadionów na piłkarski mundial; z uroczym uśmiechem na twarzy konfabulowała na temat postępu Kataru na drodze do demokracji oraz dużych osiągnięć na gruncie wzmocnienia praw człowieka. By udowodnić sponsorom, że ich petrodolary nie idą na marne, tylko są sowicie odpracowywane, Kaili brała udział w posiedzeniach komisji Parlamentu Europejskiego, do których nie należała, i nawet głosowała tam. Oczywiście zawsze na korzyść tych, którzy płacili.
Kaili, jak już wspomnieliśmy, nie działała sama, tylko w „grupie przestępczej”, o co jest oskarżana przez belgijską prokuraturę. Wśród prominentnych członków tej „grupy” warto wymienić takie postacie jak eurodeputowani Andrei Cozzolino z Włoch, czy Mark Tarabella z Belgii. Jeszcze nie oglądają oni razem z Greczynką nieba w kratki, ale są na dobrej drodze, by oglądać (PE akurat wszczął procedurę pozbawienia ich immunitetu). Kilka tuzinów innych zaś ich kameradów, najczęściej socjalistów, z kolei ma złe sny, a nawet koszmary, gdzie widzą siebie w pasiastych ubraniach, co ich niezwykle trwoży. Łącznie media na dzisiaj mówią nawet o 60 europosłach, uwikłanych tak czy inaczej w aferę korupcyjną. Co, zauważmy, stanowi z grubsza aż 10 proc. składu całej „świątyni demokracji”. Pomijamy już fakt, że beneficjentem sponsoringu katarskiego jest oprócz posłów cała szeroko pojęta rodzina socjalistyczna i w sensie politycznym, i dosłownym, bo i rodzice polityków, ich partnerzy, kochankowie, asystenci, doradcy etc. Że wymienię spośród innych tylko nazwisko partnera Kaili Francesco Giorgiego, który służbowo jest też doradcą posła Cozzaliniego ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Nieborak też ma ostatnio problemy z niebem, które mu przykrywa trochę kratka w oknie.
Tych, którzy niewygodnie sypiają na pryczach więziennych, a w cywilu byli ongiś zaliczani do kombatantów walk o praworządność w różnych krajach, w których uwiędła demokracja, grono bynajmniej nie kończy się tylko na aktualnych politykach. Wśród nich są też politycy, którzy już zakończyli swą karierę w PE, ale stolicy europejskich biurokratów nie opuścili, tylko pozostali tam, by nadal walczyć o demokrację i prawoporządki. Tym razem jako szefowie fundacji bądź organizacji pozarządowych ds. właśnie praworządności. W tym miejscu trzeba koniecznie wymienić nazwisko Antoniego Panzeri. Ów to socjalista Panzeri założył fundację Fight Impunity (Walcząc o praworządność), która – jak dziś się okazało – była w rzeczywistości pralnią brudnych pieniędzy. Za wyprane dolary i „oiro” fundacja szykowała raporty na temat stanu praworządności w krajach, gdzie demos do władzy powołał konserwatywną prawicę. W raportach, które później w Parlamencie Europejskim były przekuwane na rezolucje m. in. przeciwko Polsce, można wyczytać, że rośnie zagrożenie dla demokracji na Starym Kontynencie z powodu dojścia do władzy w wielu państwach europejskich „skrajnej prawicy”, która na dodatek jeszcze organizuje się na forum europejskim we własne struktury, w celu propagowania swych ideologii. A celem tych ideologii, zdaniem korupcyjnej fundacji Panzeriego, jest ustanowienie „supremacji białych oraz katolików” na kontynencie. No cóż, wiemy już skąd pochodzi ta mowa, którą słyszymy ciągle i na forach parlamentów, i na wiecach ulicznych, i na zadymach agresywnego lewactwa.
Tymczasem symptomatyczne jest to, że wszystkich zatroskanych o demokrację i praworządność, a opłacanych za katarskie pieniądze bojowników łączyła jedna wspólna cecha. Byli oni bardzo przejęci stanem braku praworządności nad Wisłą. Eva Kaili tym brakiem zatroskała się jeszcze w roku 2016, gdy czytała z kartki jak Polska pogrąża się w autorytaryzmie i nieposzanowaniu dla prawa, bo tam nie są drukowane wyroki TK. Poseł Dominik Tarczyński pyta dziś, kto takie raporty podsuwał Greczynce, która zielonego pojęcia nie ma ani o Polsce, ani o jej ustroju, ani o jej władzach? Dziennikarze zaś dopytują logicznie, że skoro można kupić w przypadku takich europosłów jak Kaili opinię na temat rosnącego poziomu praw człowieka w Katarze, to czy „w tym samym sklepie” nie da się kupić rezolucji o fatalnym stanie praworządności w Polsce? „Pani Kaili, pan Panzeri, pan Tarabella i reszta brali pieniądze za sztuczną inteligencję, za bitcony, za Katar, za Maroko. Nagle jest głosowanie przeciwko Polsce, to mówią: „a, to o Polsce, to teraz będziemy głosować uczciwie”, drwi z tych, którzy próbują bronić nad Wisłą skorumpowanych w aspekcie ich antypolskich poczynań. Jednak nie wszyscy, gwoli prawdy trzeba powiedzieć, to czynią. Posłanka lewicy Anna Maria Żukowska uczciwie przyznaje, że jest zszokowana zachowaniem swych politycznych sojuszników w europarlamencie. Mówi bez ogródek, że cała grupa przestępcza na czele z Kaili „chciała sygnalizować swoją cnotę”, dlatego „przykleiła się do jakiegoś tematu, by odwrócić uwagę od własnych niecnych postępowań”.
Tę tezę z łatwością potwierdzają członkowie komisji śledczej europarlamentu PETA, która została powołana, by zbadać legalność używania szpiegowskiego oprogramowania Pegasus przez rządy różnych krajów. Komisja jednak „przykleiła się” wyłącznie do Polski, gdzie Pegasus był używany akurat legalnie, pomijając przy tym prawdziwą aferę z udziałem marokańskich służb, które nielegalnie podsłuchiwały i Emmanuela Macrona, i Pedro Sanchesa, i Charlesa Michela (przewodniczącego Rady Europejskiej). Komisja konsekwetnie tym nie interesowała się, intersowało ją, co Pegasus - pewnie swym kopytem - napisał o inwigilacji w Polsce. Gdy jej członkowie mieli już zasiąść, by zbadać i potępić władzę w Warszawie w tej sprawie, to im to się nie udało. Wszyscy bowiem wcześniej usiedli w innym miejscu, gdzie niebo jest nieco źle widoczne z wiadomego powodu.
Tkanina uczciwości w PE została tak potargana, że pozostały z niej tylko wspomnienia. Socjaliści jako jedna wielka rodzina, która nie serce, tylko kieszeń ma po lewej stronie, o to zadbali...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Kto ma w tym największą korzyść?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.