Szczególnie szałowo, ogniście, wybuchowo było w Berlinie, który jak i całe Niemcy został ostatnimi laty mocno ubogacony migrantami z Azji, Afryki i innych subkontynentów. Jak donoszą pierwsze wstępne statystyki tamtejszej policji, skutkiem szampańskiej zabawy w niemieckim Hauptstadt było, uwaga, 1700 interwencji służb porządkowych oraz policji właśnie. Dla 40 ekip ta interwencja skończyła się niedobrze. A czasami nawet na tyle źle, że interweniujący strażacy znaleźli się w szpitalu, bo ich bawiący się potraktowali jakoś nad wyraz nieprzyjaźnie – kamieniami, butelkami, petardami. Straż pożarna skarżyła się, że strażacy byli atakowani brutalnie: butelkami po tradycyjnym niemieckim napoju, czyli piwie, kamieniami, prętami i każdą inną amunicją, jaka pod rękę trafiła sylwestrowiczom. Musieli więc salwować się ucieczką albo na pomoc wzywać Polizei i dopiero pod jej ochroną gasić sylwestrowe pożary.
Niektóre scenki z interwencji przypominały wręcz jakiś hollywoodzki thriller w rodzaju „Helikopter w ogniu”, w którym dzielni rangersi tylko z największym trudem i poświęceniem odpierali ataki dzikich hord tubylców z Somali. Tym razem jednak Somali była w Berlinie. „Nawet doświadczeni strażacy byli zszokowani agresją i gotowością do przemocy częściowo zakapturowanych grup”, brzmiało na twitterze sprawozdanie z sylwestrowej nocy niemieckiej straży pożarnej, które przypominało raczej w swej wymowie relację z frontu niż ze stolicy państwa, jakie samo siebie uznało za emanację moralności i wszelkich najwyższych wartości.
W niektórych miejscach stolicy Niemiec na służby czekały nawet płonące barykady, tak jak to było np. w dzielnicy Lichtenrade, gdzie strażaków bawiący się sylwestrowicze poczęstowali kamieniami i żelaznymi prętami. Z kolei w Neukolln tamtejsi bandyci podpalili autobus wycieczkowy, który spłonął doszczętnie jak świąteczny fajerwerk pod okiem bezsilnych służb. Tak się bawi, tak się bawi... Berlin, pewnie by zaśpiewał Owsiak, gdyby tam był. Na szczęście Owsiak na ogół bawi się nie w Berlinie tylko w Polsce na Woodstocku, gdzie młodzież nie pali samochodów tylko skręty i potem babra się w błocie ku uciesze Guru.
Nie dziwi więc, że po wszystkim Polizei w Berlinie wydała komunikat, w którym od władz kraju żąda zabronienia używania pirotechniki w Sylwestra, ponieważ „widziała jak w całych Niemczech pirotechnika była używana jako broń przeciwko ludziom”. Tak więc pierwsza popandemiczna Noc Sylwestrowa w Berlinie minęła szałowo, ogniście i wybuchowo. Petarda i romantyka.
„Lepiej” było chyba że w pamiętną Noc Sylwestrową w Kolonii w Anno Domini 2015. Wtedy policja i straż były jeszcze bardziej zszokowane agresją i skłonnością do przemocy migrantów, którzy hurtowo napadali na Niemki i je molestowali. Trzy dni Polizei wówczas milczała, ze wstydu przed własną bezradnością i sponiewieraniem munduru zapewne, nie informując o „wydarzeniach” z Köln. „Wolne” niemieckie media też milczały trzy dni licząc, że może sprawa przyschnie i nie będą musiały informować społeczeństwo o tej drażliwej, bo rasowej fabule. Gdy sprawa nie przyschła jednak, a dziesiątki maltretowanych Niemek zaczęły zgłaszać się na policję, „wolne” media w kraju, „gdie tak wolno dyszit cziełowiek”, jak kiedyś śpiewał innym „wolny” obywatel innego „wolnego” kraju, wreszcie oględnie, by nie urazić ani nie zdenerwować uchodźców, trochę się oburzyły na zajścia i powolność wobec nich służb porządkowych. Potem wszystko ucichło, choć wydaje się, że jednak wtedy bezmyślne myślenie milionów starych Niemców i Niemkiń o tym, że miliony muzułmańskich uchodźców (których do siebie gościnnie przyjęli) będzie pracować w ich kraju na ich przyszłe emerytury, jakby trochę wytrzeźwiało. Germanie pojęli, że mózg bez rozumu (który został wyprany przez propagandę i polityczną poprawność) myśleć dobrze nie może, tak jak umysł bez procesów myślowych nie może rozważać. Niemcy więc pędem pospieszyli po rozum do głowy, ale było już za późno. Na socjal i utrzymanie milionów migrantów to oni sami będą musieli ciężko pracować, a nie odwrotnie.
We Francji z kolei jak na Sylwestra nie spłonie, co najmniej tak z 1000 samochodów – to żadna zabawa. Dlatego też w tym roku tamtejszy minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin odnotował z satysfakcją, że w tego Sylwestra „nie było godnych odnotowań incydentów w czasie Nocy Sylwestrowej”. Nie było, bo z dymem poszło tylko jakichś tam nędznych 690 aut. Oczywiście o wandalizmach i rozbojach młodzieżowych band z imigranckich przedmieści dużych francuskich miast nawet nie warto wspominać. Bo to jest już nad Sekwaną głęboko zakorzeniona „tradycja”. A tradycje, jak wiadomo, należy szanować, więc minister szanuje. Odetchnął tylko głęboko z ulgą, że Francji udało się przetrwać kolejnego Sylwestra bez większych strat. Może zresztą tak się stało, bo młodzież marokańska „wypsztykała się już nieco” na wcześniejszych potyczkach z policją przy okazji meczów piłkarskich Maroka, a najbardziej z Francją, na mundialu w Katarze. Wtedy, jak sobie doskonale pamiętamy, płonęły jak pochodnia przedmieścia i Paryża, i Lyonu, i Montpellier, i Nantes, i Armiens, i Marsylii, i Strasburga i tak dalej. Więc – być może – po tym wszystkim młodzieży na Sylwestra po prostu zabrakło petard i innej amunicji, co pozwoliło ministrowi spraw wewnętrznych ogłosić własny sukces. Policzył on bowiem, że w tym roku spalonych aut i innych pojazdów było mniej aż o 1/5 w porównaniu z rokiem poprzednim, gdy ich spłonęło 874. Francuzi więc mają prawo być dumni, że chociaż nie panują generalnie nad wybrykami imigrantów, to jednak trochę panują. Liczby przecież nie kłamią, tylko dowodnie dowodzą, że jest coraz lepiej i lepiej. Darmain więc nawet pochwalił się „sukcesem” odnotowując, że klimat nocnych wydarzeń był „pogodny”, gdyż naliczono wymiernie, że nastąpił „historyczny spadek” spalonych samochodów. A tak się stało, bo był efekt od „bardzo znaczącej obecności żandarmerii i policji”, bez których to „bardzo znaczących” szeregów dziś we Francji nie obędzie się żaden mecz piłkarski, żaden festyn parafialny, żaden koncert rockowy, o Sylwestrze już nie wspominając.
Na Litwie Sylwester też minął jakby spokojnie. W każdym bądź razie „bardzo znaczącej” obecności policji czy innych służb na ulicach nie odnotowaliśmy, a i takich utartych „tradycji” jak palenie samochodów też, na szczęście, w kraju nie kultywujemy. Na dodatek pofarciło też, mimo wszystko, naszym władzom finalnie z powodu nadesłania z francuskiego Strasburga, z tamtejszego Trybunału Praw Człowieka, orzeczenia, by nie pilnować w ośrodkach zamkniętych migrantów, jacy na Litwę nielegalnie wdarli się przez granicę z Białorusi. Trybunał kazał, Litwa kornie ochronę zdjęła. Migranci z Azji w liczbie ok. 4300 poczuli się nieskrępowani w prawach przemieszczać się, gdzie sobie chcą. Więc się przemieścili, kierunek Berlin obierając najczęściej. Przemieścili się niemal in corpore w liczbie 4300, no może z niewielkim wyjątkiem. Operatywnie i sprawnie to zrobili.
Może śpieszyło się im na Sylwestra?..
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.