Trybunał uznał, że odmowa przez litewski Sejm uznania pogańskiej Romuvy za tradycyjną wspólnotę religijną narusza prawa człowieka. Nie wiem, na jaki artykuł sędziowie ze Strasburga się powołali (mogą orzekać tylko w oparciu o Europejską Konwencję Praw Człowieka z roku 1950), ale ich argumenty, które przytaczają litewskie media, chwilami wręcz powalają z nóg. Najogólniej sędziowie ze straburskiego Trybunału uznali, ze skoro Romuva spełniła formalne kryteria, to powinna zyskać status oficjanej religii uznawanej przez państwo, bo tak nakazuje zasada „wyższości prawa”. Zasada „wyższości prawa” nie jest oczywiście niczym kontrowersyjnym. Kontrowersyjne, by nie powiedzieć absurdalne, jest tłumaczenie sędziów, jak w tym konkretnym przypadku ta wyższość prawa ma być stosowana. A ma być wdrażana tak, by nie wnikać w istotę sprawy kierując się tylko formalnymi kryteriami. Wyjaśniając swoje cudaczne stanowisko mężowie w togach sędziowskich skarcili litewskich parlamentarzystów, że ci „w dyskusji parlamentarnej podnosili wątpliwości co do wierzeń wspólnoty (Romuva), co jest nie do pogodzenia z zasadą bezstronności państwa”.
Taki argument (nie wnikajcie w sens sprawy), przytoczony przez litewskie media, nie tylko zadziwia, ale i szokuje. Spróbujmy przeto zrozumieć, co te prawne pojaśnienia ze Strasburga w praktyce mogą oznaczać dla Litwy. Chcą mianowicie sędziowie, by litewscy ustawodawcy (w tym przypadku posłowie Sejmasu) nie wnikali w istotę wierzeń wspólnoty, która domaga się od nich statusu tradycyjnej religii uznawanej przez państwo ze wszystkimi konsekwencjami z tego faktu wynikającymi (o nich napiszemy nieco później). Domagają się zatem, by litewski parlament na ślepo klepał uznania każdej wspólnoty wierzącej w cokolwiek, byle ta wspólnota spełniała kryteria m. in. chodzi o liczbę wyznawców, staż działania wspólnoty, odwoływanie się przez nią do jakiejś tam transcendencji itp. Fakt, że ta wspólnota w swych wierzeniach bezpośrednio animuje stare pogańskie gusła Litwinów z czasów przedchrześcijańskich, a więc wiarę w święte drzewa, węże czy ropuchy, każe składać cześć Perkunasowi, jako bogowi grzmotu, by przebłagać go, aby nie grzmotnął przypadkiem w któregoś z wiernych, czy jego dom albo stodołę, to – zdaniem strasburskich sędziów – nikogo, a zwłaszcza litewskich posłów, obchodzić nie powinno. „Wyższość prawa” ma być tutaj naczelną wyrocznią, która wszystko załatwia.
No cóż, na tej samej zasadzie można by wyinterpretować, że na uznanie przez państwo zasługuje też, powiedzmy, kościół latającego spaghetti, którego, jak na razie, na Litwie co prawda nie ma, ale w sąsiedniej Polsce już jest. Ten „kościół” przecież również może postarać się o spełnienie kryteriów. Cierpliwie poczekać na cenzus czasowy niezbędny do rejestracji. Po drodze zadbać o wiernych, których w dzisiejszym zwariowanym świecie zwerbować nie będzie aż tak trudno, zwłaszcza, jeżeli ktoś sypnie groszem i zagwarantuje dobrą zabawę. I wtedy scenka z warszawskiej parady równości sprzed kilku laty, gdy tam przebierańcy parodiowali Mszę świętą, bluźnierczo naśmiewając się z chrześcijan i ich Boga, byłaby czymś, co mieściłoby się w ramach strasburskiego prawa. „Latający” wyznawca swej makaroniarskiej religii z odwróconym durszlakiem na głowie i szarej sukmanie u boku gejowskiego „biskupa” parodiującego mszę, byłby najzupełniej legalny. Szajbusi i wszelkiej maści prowokatorzy mogliby bezkarnie bluźnić i szydzić z chrześcijan.
Ba, można na tej samej zasadzie „wyższości prawa” wyobrazić sobie, że i sataniści, co też przecież w Stanach Zjednoczonych (a pewnie i nie tylko) mają swój „kościół”, mogliby pretendować do uznania przez państwo. Szatan przecież źródłowo może się wylegitymować i pradawnym wiekiem, a i też (niestety) wcale liczną liczbą wyznawców. Sądzę, że już Państwo dostrzegli, do jakich absurdów musiałoby dojść państwo, gdyby miało posługiwać się tylko formalnymi kryteriami przy uznawaniu różnych grup wyznaniowych za tradycyjne wspólnoty religijne. Do tego, nawiasem mówiąc, dążą właśnie strasburscy sędziowie chowu Georga Sorosa. Wychowankowie światowego spekulanta giełdowego, który za cel swego życia postawił zniszczyć narody, państwa, uniwersalne wartości znane ludzkości od tysiącleci, religię chrześcijańską (tworząc w ten sposób „społeczeństwo otwarte”), zdominowali europejskie sądy w tym i ETPC, co wykazał w swej analizie francuski naukowiec dr Gregor Puppinck. W ten sposób nie muszą w każdym kraju z osobna narzucać normy prawne rujnujące naszą cywilizację, tylko poprzez europejskie sądy, których werdykt jest ostateczny i niepodważalny, mogą zmusić suwerenne państwa do kapitulacji na rzecz nowego ładu – „społeczeństwa otwartego”, doskonale bezwyznaniowego, połączonego ideą jednej wyższej siły (względnie wyższej inteligencji), łączącej całą ludzkość w braterstwie. Miejsce na litewską Romuvę, rzecz jasna, w takim schemacie się znajdzie. Święte drzewa, którym należy się kłaniać, to przecież dziś jest bardzo modne zawołanie w ramach ideologii ekologizmu.
Ale już bez sarkazmu. Zauważmy, że Romuvie przecież nikt na Litwie nie odbiera żadnego prawa człowieka do wierzenia w kogo tylko sobie rzewnie zapragnie. Nawet, jeżeli to są tylko urojenia starych Bałtów, którzy z niewiedzy i lęków odprawiali gusła na cześć bogów, których sami w swym prymitywnym myśleniu sobie wyobrazili. Ponoć grono guślarzy ostatnimi laty sporo urosło w naszej krainie – aż do 5 tysięcy dusz. I nigdy nie słyszałem, by ktoś zabraniał na Litwie ich praktyk. Na zdrowie albo raczej na niezdrowie, bo gusła zdrowia na pewno nie dodadzą (zwłaszcza duchowego). Ale, kochani, nie mieszajcie w swe zabobony autorytetu państwa, od którego domagacie się oficjalnego uznania. Państwo nie jest od tego, by dogadzać waszym religijnym aspiracjom, spełnianym pod głos wyjącego szamana i głośnych tam-tamów.
Przecież musicie pamiętać, że uznanie przez państwo wspólnoty za kultywującą religię tradycyjną ma swoje konsekwencje. Konsekwencje prawne, moralne oraz prestiżowe wreszcie. Czy ktoś sobie może wyobrazić, że państwo postawi swój sztempsel, jak powiedziałby Papandopoła z legendarnej komedii „Swad’ba w Malinowkie”, pod dokumentem aktu ślubu odprawionego przez romuvoskiego szamana bądź szamankę (bo dziś rolę krivulė, to znaczy naczelnego „kapłana”, pełni tam Inija Trinkūvienė, która sękaty posag, kij szamański odziedziczyła po swym mężu Jonasie Trinkūnasie). Bez obrazy, ale „ślub” pod świętym dębem przy świętym ognisku zawarty w imię Roda, praojca wszystkiego i wszystkich, to zbyt ekstrawaganckie, psujące autorytet państwa w oczach jego obywateli oraz innych państw. Jak chcecie wariować, to proszę bardzo – wariujcie, ale na własny rachunek.
Nie wiem, czy warto tłumaczyć sędziom z Strasburga, że państwo nie tylko że może wnikać w istotę wierzeń wspólnoty, która aspiruje do uznania jej przez to państwo jako religii tradycyjnej, ale ma wręcz taki obowiązek. Powinno tak czynić zawsze, by uniknąć powyżej opisanych możliwych sytuacji kompromitujących w roli głównej z wariatami z odwróconymi rondlami na głowie czy krivulė z sękatym kijem w dłoni. Szanujące się państwo powinno uznawać religie za tradycyjne stosując takie kryteria jak: monoistyczność czy uznawanie kanonu dobra i zła przez te religie. Kiedyś już Włochy odrzuciły werdykt Trybunału ze Strasburga, który nakazywał im zdjąć krzyże w szkołach. Strasburg wtedy pod wpływem powszechnej krytyki i oburzenia wycofał się ze swego absurdalnego orzeczenia. Orzeczenie w sprawie Romuvy jest nie mniej absurdalne...
Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.