Prokuratura zapowiedziała właśnie, że zakończyła przedprocesowe czynności śledcze dotyczące ujawnienia tajnej notatki Saugumy na temat możliwej próby skompromitowania przez Kreml litewskiej prezydent.
Chodzi o domniemaną kolaborację Grybauskaitė z moskiewskimi komunistami w momencie wybijania się Litwy na niepodległość, jak też możliwą współpracę jej z sowieckim KGB. Prezydent takim zarzutom zaprzecza, jednak Sauguma w tajnej notce do najwyższych władz kraju przestrzegała, że w archiwach Rosji poszukiwane są dokumenty potwierdzające te zarzuty. Litewska bezpieka nie wyklucza też możliwości prowokacji ze strony służb specjalnych wschodniego sąsiada w tej sprawie.
Po tym, gdy tajna notka wyciekła do litewskich mediów, prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie źródła przecieku. Jego ustalenie nie nastręczyło śledczym dużych trudności. Już po kilku dosłownie tygodniach prokuratorzy oświadczyli, że znają osobę, która przekazała do mediów dokument będący tajemnicą państwową.
Przy czym śledczy nie dali się zwieść mataczeniom głowy państwa, która początkowo twierdziła, że wyciek nie mógł nastąpić z pałacu prezydenckiego, ponieważ rzekomo notka trafiła tam dopiero po tym, gdy ukazała się w prasie. Wkrótce bowiem okazało się, że Grybauskaitė, przedstawiając swoją chronologię wydarzeń, i tym razem minęła się z prawdą.
Dziennikarze niedługo podali do opinii publicznej, iż prokuratura, mówiąc, że zna źródło przecieku, ma na myśli właśnie Ulbinaitė. Prezydent więc przyparta faktami do muru zamilkła. Nabrała wody do ust tak skutecznie, że odmówiła nawet śledczym złożenia zeznań jako świadek w dochodzeniu przedprocesowym. Ma coś za uszami, nie chce być przesłuchana nawet jako świadek, bo jej zeznania później mogą być wykorzystane przeciwko niej, od razu wysunął swoją wersję dziwnych zachowań głowy państwa poseł Povilas Urbšys, były pracownik służby dochodzeń specjalnych.
Inni politycy, komentując incydent, podkreślali, że odmowa współpracy z organami praworządności (na co formalnie zezwala litewskie prawo) przez polityka najwyższej w państwie rangi byłaby nie do pomyślenia w krajach o ugruntowanej demokracji.
Dla opinii publicznej bowiem byłby to dowód współwiny prezydent, wskazywałby, że głowa państwa utrudnia pracę prokuraturze, próbuje nie dopuścić dojścia jej do prawdy. Taka postawa najwyższego rangą polityka na Zachodzie by go skompromitowała, utraciłby on wiarygodność w oczach wyborców.
Litwa jednak to nie Zachód, u nas są nieco inne standardy demokracji. Na razie więc dobre jest już to, że prokuratura odważyła się zakończyć postępowanie przedprocesowe jeszcze przed wyborami i w najbliższym czasie sprawę skieruje do sądu, gdzie zarzut ujawnienia tajemnicy państwowej usłyszy prawa ręka prezydent. Jak to wpłynie na kampanię wyborczą? A no zobaczymy...
Demokracją jesteśmy kulawą. To fakt. Ale, być może, jest jednak i u nas rubikon kłamstw, które są w stanie znieść wyborcy.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Grybauskaite nie nadaje się ani na urząd prezydenta, ani na poważnego polityka, ani w ogóle nie powinna brać udziału w życiu społeczno-politycznym.
Dla takich miłośników "mataczenia" jest czarna strefa, półświatek albo mafia. Ale nie eksponowane stanowisko państwowe.
Tak, ale już łyżki będą po obiedzie. A szkód już nikt nie naprawi.
ale oliwa zawsze sprawiedliwa i na wierzch wypływa. Prędzej czy później dowiemy się całej prawdy o pani prezydent.
ano właśnie. Do tej pory ta pani nie raczyła odpowiedzieć na pytania sygnatariusza Vaišvily. A głowa państwa jest wręcz w obowiązku by oddalić od siebie wszelkie podejrzenia.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.