Komik stwierdził, ambasador się skompromitował

2018-07-18, 20:16
Oceń ten artykuł
(9 głosów)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Amerykański komik Trevor Noah, prowadzący popularnego programu satyrycznego „Daily Show”, zażartował w jednym z ostatnich jego odcinków, że wreszcie Mistrzostwa Świata w piłce nożnej wygrała Afryka. Nawiązał tym samym do składu drużyny Francji, który w zdecydowanej większości stanowią Afrykanie z francuskim paszportem.

Niewinny, wydawałoby się, żart oburzył jednak ambasadora Francji w Stanach Zjednoczonych Gerarda Arauda, który postanowił nawet napisać list do prześmiewcy. Pouczył w nim amerykańskiego komika, który – żeby było śmieszniej – sam jest Amerykaninem afrykańskiego pochodzenia (czarnoskóry satyryk pochodzi z RPA), że Francja jest krajem „kosmopolitycznym”, „różnorodnym i bogatym”, jeżeli chodzi o pochodzenie jego obywateli, jednakże wszyscy oni są Francuzami. „Nic nie mogło być dalsze od rzeczywistości”, ocenił dyplomata żart komika o wygraniu mundialu przez Afrykanów. Strofował go dalej pouczeniem, że „w przeciwieństwie od Stanów Zjednoczonych Francja nie odnosi się do swych obywateli w kategoriach rasy, religii czy pochodzenia”. „Nazywając piłkarzy afrykańską drużyną, zdaje się pan odbierać im ich francuską tożsamość”, perorował ambasador w swej epistole, kończąc ją kategorycznym stwierdzeniem, że „nie możesz być jednocześnie Afrykaninem i Francuzem: nie zgadzam się”.

Natchniony szczerym oburzeniem list ambasadora nie został bez odpowiedzi. Czarnoskóry komik z USA zareagował na niego w kolejnym odcinku swego show, aczkolwiek tym razem już bez satyry. Powiedział, że nie zgadza się z filozofią francuskiego ambasadora sugerującą, że wychodźca, który by się osiedlił we Francji, nie może zachować swej pierwotnej tożsamości. Podkreślił, że kocha swój kraj Stany Zjednoczone właśnie za to, że tutaj każdy może być sobą. Każdy może być jednocześnie Amerykaninem i Irlandczykiem, Portorykańczykiem czy wręcz Afroamerykaninem. Nawiązując zaś do kazuistyki Francji, dziwił się jej krętactwom ideologicznym. Pytał ambasadora, dlaczego „aby zostać Francuzem, musisz wymazać w sobie wszystko, co jest afrykańskie”? „Nie możesz być jednocześnie Afrykaninem i Francuzem? Nie zgadzam się”, odciął się komik na koniec ambasadorowi jego własnymi słowami.

Tak oto niewinny żart komika przerodził się w poważny dyskurs polityczny. Już sam fakt, że ambasador Francji reaguje na zwykły dowcip, który nikogo nie obraża ani nie wyśmiewa, każe zapytać, dlaczego to czyni. Jaki jest powód tak nerwowej reakcji francuskiego dyplomaty? Otóż odpowiedź wydaje się być jedna, ale wypływająca z francuskiej historii.

Francja przecież jako jedyne państwo kolonialne uznała swego czasu swoją afrykańską kolonię w Algierii za „zamorskie terytorium Francji”. Taka decyzja była brzemienna w skutkach. Oznaczała bowiem, że wszyscy mieszkańcy „zamorskiego terytorium” z automatu niejako stawali się obywatelami Francji. Mogli korzystać z takich samych praw i przywilejów, jakie przysługiwały rodowitym Francuzom. Algierczycy z francuskim paszportem, przybywając np. zza morza do Francji, mogli jako prawomocni obywatele domagać się praw językowych dla swej ojczystej arabskiej mowy, mogli żądać edukacji w języku ojczystym, że już o prawach religijnych i innych, wypływających z różnorodności, nie wspomnę.

Władze republiki zrozumiały, że jest to duży problem i który postanowiły rozwiązać w sposób, by tak rzec, obcesowy. Ogłoszono mianowicie, że wszyscy są Francuzami, którzy tylko mają w kieszeni francuski paszport. A rasa, kolor skóry, język i inne cechy różnorodności, że się posłużę słowami ambasadora, nie mają żadnego znaczenia. Bądź ty Afrykańczyk, bądź Latynos albo australijski aborygen, ale jeżeli posiadasz obywatelstwo V republiki, i tak obligatoryjnie masz być Francuzem. Wszyscy Francuzi mają zaś mówić po francusku, mieć mentalność francuską i naturalnie wyznawać francuskie wartości (co dla wielu czarnoskórych Francuzów, nawiasem mówiąc, pasowało jak do krowy siodło). Nie należy dziwić się więc, że dzisiaj Francja jest państwem gett lokalnych, w których gnieżdżą się różnorodni jej zamorscy obywatele. Jest państwem dużych napięć społecznych, kulturowych, religijnych i obyczajowych, co zresztą unaocznił nam niechcąco sukces francuskiej drużyny na mundialu w Rosji. Cały świat widział, jak po francuskiej wiktorii rozentuzjazmowani Francuzi, najczęściej pochodzący „z terytoriów zamorskich”, wpadali w dziki wręcz szał. Triumfując jednocześnie wszystko demolowali na swej drodze, plądrowali sklepy, podpalali samochody. Obrazek zwykły to dla Francji, niestety, gdzie w ostatnich dekadach, jak pokazują fakty, najmniejsza iskierka radości bądź niezadowolenia obywateli „z terytoriów zamorskich” może przerodzić się w płonące przedmieścia wielu francuskich metropolii. Dla kontrastu np. Chorwacja, która nie została jeszcze „wzbogacona” nadmierną różnorodnością, fetowała swych piłkarzy, którzy zajęli drugie miejsce na mundialu, radosnymi zabawami, śpiewami i innymi ekspresjami radości ludzi ucywilizowanych.

Jeżeli zaś powrócimy do żartu amerykańskiego komika o wygranym przez Afrykę mundialu, to z punktu widzenie stricte słownego, nie pomylił się on ni na jotę. Powiedział coś dla Francuzów owszem niepoprawnego politycznie, ale każdy, kto nie jest ślepym czy daltonistą, nie może zaprzeczyć przecież, że przez jego usta przemówiły słowa prawdy. Problem jest w tym, że we Francji, tak bardzo oświeconej po rewolucji, często nie wolno powiedzieć czegoś, co obiektywnie przekazały ci twoje receptory słuchu, wzroku, percepcji czy wyobraźni, bo demokracja tam przepoczwarzyła się w liberalno-totalitarny porządek.

Tak więc, będąc nieco w klimacie satyry, a łącząc amerykańską wrażliwość Afroamerykańskiego komika z francuskimi wymogami political correctness wypada stwierdzić, że Mistrzostwa Świata wygrali różnorodni piłkarze narodowości francuskiej zasadniczo jednak z aparycją bohaterów powieści „Chata wuja Toma”.

Tadeusz Andrzejewski

Komentarze   

 
#21 Tymczasem we Francji 2018-08-03 08:33
We Francji tzw. afera Benalla trwa na całego już od dwóch tygodni.


Każdego dnia grzeją temat wszystkie media, telewizja, radio i sieci społecznościowe na temat roli syna marokańskich emigrantów Benalla w najbliższym otoczeniu prezydenta Emmanuela Marona, jego wpływach w Pałacu Elizejskim a także naciskach na organy podległe ministerstwu spraw wewnętrznych, do których uprawnień wtrącać się nie miał praw. Podteksty spekulacji są różne: od obyczajowych po polityczne. Nie jest wykluczone, że oba obszary się przenikają.

a w Polskim liberalnych mediach cisza... polityczna poprawność... zero rzetelności, zero dziennikarstwa, czysta lewacka propaganda
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#20 ot 2018-07-31 10:40
komik okazał się mądrzejszy i bardziej bystry od francuskiego ambasadora
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#19 Dudak 2018-07-31 03:30
@Tempo Jeszcze raz powtarzam,że głóną siłą tej reprezentacji są wychodźcy z Afryki no i białego Griezmana z tym brodatym.Kropka !
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#18 Tempo 2018-07-30 19:31
Cytuję Dudak:
Bez czarnych napewno by nie wygrali - taka jest prawda.


to głupie gadanie. To tak jakby pisać, że może jakby Peszko grał zostalibyśmy mistrzami świata
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#17 Dudak 2018-07-30 16:48
Bez czarnych napewno by nie wygrali - taka jest prawda.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#16 Ibrakadabra 2018-07-29 22:02
Tak to jest kiedy za politykę biorą się eurokraci, którzy dla kasy banany chcieli zakrzywiać czy prostować, bo wtedy wszyscy zmuszeni byliby do jedzenia tylko tych bananów ściągniętych z francuskich kolonii (hmmm chyba też nie można by pisać, że te banany są pochodzenia afrykańskiego np Maroko). I odezwał się krajan tych co to namówili unię aby ślimaka za rybę przebrać.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#15 riposta Noah 2018-07-29 14:57
- Za to kocham Amerykę: tutaj ludzie mogą uczcić swoją tożsamość oraz swoją amerykańskość. Możesz iść na paradę na dzień św. Patryka w Stanach i uczcić to, że jesteś Irlandczykiem. Możesz uczcić to, że jesteś Portorykańczykiem i Amerykaninem jednocześnie - powiedział. - Możesz tu powiedzieć: jestem Afroamerykaninem. A tam twierdzą: nie, jesteś tylko Francuzem - dodał.

- Kiedy politycy we Francji mówią o bezrobotnych, przestępcach czy kimś, kto im nie pasuje, używają terminu "afrykańscy imigranci". A gdy dzieci tych osób zostają piłkarzami i zdobywają mistrzostwo świata, to można o nich mówić tylko jako o Francuzach - stwierdził Noah. Dodał też, że w takich wypadkach wiele zależy od kontekstu i że kiedy on - jako Afrykanin - mówi, że "wygrał afrykański zespół", to nie jest to zamierzone jako obelga.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#14 taka prawda 2018-07-29 14:51
"W Afryce ładunek emocjonalny twierdzenia o „afrykańskiej drużynie Francji” był odwrotny, panowała raczej duma. Analitycy internetu i mediów odkryli zresztą, że pierwszym krajem na świecie, który użył tego określenia była Burkina Faso, gdzie idee panafrykańskie znajdują wielu zwolenników. Później w niemal wszystkich krajach byłej francuskiej Afryki zachodniej i centralnej prasa oraz internet prześcigały się w podkreślaniu, gdzie tkwią korzenie rodzin francuskich futbolistów. Nie zabrakło też pewnych pretensji, że „Francja wysysa z Afryki, co najlepsze”, ale nawet to, dość paradoksalnie, stanowiło jakby fragment kontynentalnej dumy, pomieszanej z fatalizmem."
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#13 Delete 2018-07-29 10:28
Lewactwo się pogrąża i ośmiesza. Dochodzi już do takich absurdów.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#12 bela 2018-07-27 00:03
cała opisana sytuacja jest komedią do kwadratu
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz

radiowilnowhite

EWANGELIA NA CO DZIEŃ

  • Czwartek, 19 grudnia 2024

    Łk 1, 5-25

    Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

    Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan z oddziału Abiasza, imieniem Zachariasz. Miał on żonę z rodu Aarona, której było na imię Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi przed Bogiem, bo nienagannie zachowywali wszystkie przykazania i przepisy Pańskie. Nie mieli oni dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna, a oboje byli już w podeszłym wieku. Pewnego razu Zachariasz sprawował kapłańską służbę przed Bogiem według ustalonej kolejności swojego oddziału. Zgodnie ze zwyczajem kapłańskim został on wyznaczony przez losowanie, by wejść do świątyni Pana i złożyć ofiarę kadzenia. A w czasie składania ofiary mnóstwo ludzi modliło się na zewnątrz. Nagle po prawej stronie ołtarza kadzenia ukazał mu się anioł Pański. Zachariasz przeraził się na jego widok i ogarnął go lęk. Lecz anioł powiedział do niego: „Nie bój się, Zachariaszu, bo twoja modlitwa została wysłuchana. Twoja żona Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie powodem radości i wesela i wielu będzie się cieszyć z jego narodzenia. Stanie się wielki przed Panem; nie będzie pił wina ani sycery i już w łonie matki napełni go Duch Święty. Wielu Izraelitów nawróci do Pana, ich Boga. Sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza. Zwróci serca ojców ku dzieciom, nieposłusznych ku mądrości sprawiedliwych i przygotuje Panu lud dobrze usposobiony”. Zachariasz zapytał anioła: „Po czym to poznam? Przecież jestem już stary, a moja żona też jest w podeszłym wieku”. Anioł mu odpowiedział: „Ja, stojący przed Bogiem Gabriel, zostałem posłany, by przemówić do ciebie i oznajmić ci tę dobrą nowinę. Ponieważ jednak nie uwierzyłeś moim słowom, które się wypełnią w swoim czasie, staniesz się niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie”. Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w świątyni. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich przemówić. Wtedy domyślili się, że miał widzenie w świątyni. A on dawał im znaki i pozostał niemy. Gdy skończył się czas jego służby, wrócił do domu. Potem jego żona Elżbieta poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. Mówiła: „Tak uczynił mi Pan, gdyż wejrzał na mnie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi”.

    Czytaj dalej...
 

 

Miejsce na Twoją reklamę
300x250px
Lietuva 24Litwa 24Литва 24Lithuania 24