O Ploermel zaczęto mówić we Francji właśnie dlatego, że pewien tam zamieszkujący wolnomyśliciel zażądał od lokalnych władz usunięcia pomnika papieża Jana Pawła II, który stanął w mieście z inicjatywy mera i lokalnej społeczności. Wolnomyśliciel (czytaj osobnik wolny od wszelkich myśli) uznał bowiem, że pomnik świętego papieża narusza zasadę laickości państwa i dlatego musi zniknąć z przestrzeni publicznej Ploermel.
Oryginalnie – muszę przyznać – zadziałała myśl wolnomyśliciela. Gdybym posługiwał się językiem, którego używa bliska mu ideologicznie lewicowo-liberalna strona sceny politycznej, musiałbym stwierdzić, że wolnomyśliciel domaga się cenzury, szykanuje osoby o innym światopoglądzie i w ogóle wprowadza totalitaryzm kulturowy. Bo proszę sobie wyobrazić akcję w inną stronę, że ktoś zażądałby usunięcia pomnika, dajmy na to, rewolucjonisty Robespierra, czy - bardziej współcześnie - jakiegoś monumentu promującego nieobyczajowość. Nie ma nazwy takich decybeli, jakich użyliby wszelkiej maści wolnomyśliciele, by wrzeszczeć o podeptaniu wolności sztuki, cenzurze i totalitaryzmie wsteczników postępu.
Tymczasem w przypadku pomnika jednego z największych myślicieli i humanistów naszych czasów Rada Stanu Francji, bo o ten najwyższy organ francuskiej Temidy sprawa ostatecznie się otarła po długich procesach sądowych, orzekła, że musi być on ocenzurowany. Sam pomnik papieża może, owszem, zostać, ale krzyż, który jest jego nieodłącznym elementem, musi zniknąć. „Bo jest on ostentacyjnym symbolem religijnym” i „narusza zasadę laickości państwa”. Innymi słowy w Republique, głosi Rada Stanu, nie ma miejsca na krzyż. Bo krzyż obraża uczucia i wrażliwość osób niewierzących bądź wierzących inaczej np. w święte drzewa, tak na ogół zwolennicy laickości, a de facto dechrystianizacji życia publicznego tłumaczą swoje racje.
Krzyż obraża i rani uczucia osobników wolnych od wszelkich myśli, dlatego ma być zakazany, uważają spadkobiercy protoplastów francuskiej rewolucji. Co innego natomiast, gdy obraża i rani uczucia francuskich chrześcijan lewicowy szmatławiec Charlie Hebdo. Wtedy to jest postępowe, słuszne, zgodne z duchem republiki. Tak przynajmniej tłumaczyła zachowanie cynicznych bluźnierców, którzy na skandalach robią sobie popularność i pieniądze, ówczesna minister sprawiedliwości Francji. Zapytana o notorycznym obrażaniu przez Charlie Hebdo uczuć religijnych chrześcijan, odpaliła bez namysłu, że mają takie prawo, bo we Francji jest republika.
Muszę przyznać, że kalectwo duchowe francuskiej republiki sankcjonowane prawem posunęło się w ostatnich czasach do granic przekraczających wszelkie pojęcie absurdu. W Republique bowiem nie wolno zamieszczać w reklamach uśmiechniętych dzieci z zespołem Downa, bo może to narazić na traumę kobiety, które zabiły swe dzieci właśnie z powodu tej choroby. Nie wolno tam źle mówić o aborcji, bo narusza to niewzruszone prawo kobiet do własnego ciała. Nie wolno – jak się wydaje coraz powszechniej – eksponować jakichkolwiek symboli religijnych. Nie tylko krzyży, ale i szopek bożonarodzeniowych (chyba że usunie się z nich wszelkie atrybuty religijne) czy świątecznych choinek. Wolno jedynie szydzić bezkarnie z chrześcijan. Oto orwelowska republika debilizmu, chciałoby się powiedzieć.
Dobrze zatem stało się, że premier Beata Szydło, w odróżnieniu od zachowań fircyka Macrona w stosunku do Polski, nawet nie próbowała pouczać władz Francji w dziedzinie praworządności. Wystosowała jedynie pismo do władz francuskich z propozycją przeniesienia pomnika świętego Rodaka do Polski, by w ten sposób uniknąć jego ocenzurowania we Francji.
Nie nadeszła jeszcze odpowiedź znad Sekwany, a już nie zdzierżyła takiego afrontu „państwa PiS” wobec Republiki Francji „Gazeta Wyborcza”. Bartosz Wieliński, dyżurny donosiciel gazety na Polskę za granicę, uznał pismo premier Szydło za obciach zaściankowej Polski, która krytykuje Francję za to, że ta „wykonuje francuskie prawo”. Prawo – dodajmy – urągające wręcz definicji tego słowa. Bo jest totalnym bezprawiem stosowanym w majestacie prawa. Ukrytym totalitaryzmem, przed którym zresztą przestrzegał „winowajca” całego zajścia papież Jan Paweł II.
A swoją drogą. Skoro według byłej francuskiej ministerki sprawiedliwości republika daje prawo do obrażania innych, to taką Temidę pozwolę sobie uznać za „prawo burdelowe”.
Vive zatem La Republique francaise de burdel!
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Można prześledzić wszystkie zmiany w Wikipedii i zobaczyć jak słowo komunista było cały czas banowane przez "rzetelnych" strażników "jednej słusznej historii" rodem z Wielkiego Brata Orwella
Ma ktoś pomysł na to poplątanie z pomieszaniem w rozumowaniu Francuzów?
"autorzy wzywają do ostatecznego zniesienia państw narodowych".
Dlatego też domaga się on od prezydenta Francji, aby usunął ją z sali posiedzeń Zgromadzenia Narodowego, czyli odpowiednika naszego Sejmu. Argumentuje, że „flaga ma zbyt religijną, katolicką symbolikę i dlatego powinna być usunięta z niższej izby francuskiego parlamentu”. Przy okazji przypomniano sylwetkę Arsene’a Heitza – twórcy niebieskiej flagi, na której widnieje 12 złotych gwiazd. Ze zgrozą odnotowano, że był on gorliwym katolikiem. Pomysł czerpał z tekstu Apokalipsy św. Jana, rozdz. 12,1: „...a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu”. Czyli Matka Boża! Notabene przedstawiona w taki sposób na cudownym medaliku. Jak takie symbole mogły się jeszcze uchować w zlaicyzowanej Unii? Skąd to niedopatrzenie? Może dlatego, że do dziś wielu prominentnych europejskich polityków i urzędników żyje w błędnym przeświadczeniu, iż 12 złotych gwiazd nawiązuje do pierwszych 12 państw członkowskich Unii Europejskiej. Niewykluczone, że naiwnie sądzą też, iż jest ona oficjalną flagą Unii. Nic bardziej błędnego.
http://niedziela.pl/artykul/133662/nd/Unijna-flaga-przeszkadza
I za Orwellem i Ministerstwem Prawdy:
"My niszczymy słowa. Setkami, i to dzień w dzień. Redukujemy język, plewimy z niego wszystko, co zbędne."
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.