I mądrze gada. Też tak uważam z wielu powodów. Owszem, prawdą jest, że jesteśmy małym krajem na peryferiach Unii, dlatego w polityce zagranicznej – chcąc nie chcąc – powinniśmy umieć balansować. Umiejętne balansowanie pomiędzy możnymi tego świata jest wręcz istotą naszej dyplomacji, jej głównym wektorem działań, który ma nam gwarantować bezpieczeństwo.
Dzisiaj jednak znaleźliśmy się w takiej sytuacji, kiedy sama Unia stanęła na rozdrożu, nie wiedząc, jaką drogą pójść, by nie doczłapać do kolejnych brexitów. W tej właśnie sytuacji również mała Litwa powinna zdobyć się na wyartykułowanie własnej wizji, a nie ograniczać się w polityce zewnętrznej jedynie do przysłowiowego trzymania się spódnicy Merkel.
Aktualne władze Polski takową wizję dalszego funkcjonowania UE mają i ją głośno wyrażają, kooptując przy tym stronników w regionie. I to jest właśnie prawdziwy powód sporu pomiędzy Brukselą a Warszawą. Sprawy rzekomego zagrożenia praworządności, z których powodu Komisja Europejska uruchomiła właśnie swoją „broń atomową” wobec Polski, czyli wszczęła postępowanie z art. 7 Traktatów, są jedynie przykrywką, szachowaniem krnąbrnego sojusznika. W rzeczywistości zaś chodzi o zmuszenie władz w Warszawie w kilku bardzo istotnych z punktu widzenia interesów Brukseli i jej sojuszników kwestiach do posłuszeństwa.
Prawdziwa draczka na linii Bruksela-Warszawa dotyczy takich spraw jak relokacja uchodźców czy budowa drugiej nitki gazociągu Nord Stream po dnie Bałtyku. Sprawy to są pierwszej wagi dla jądra decyzyjnego dzisiejszej Unii (Berlina i Paryża), a Polska stanęła mu w ich realizacji w poprzek drogi. Pierwsza obok Węgier sprzeciwiła się niemądrej, niedemokratycznej i w gruncie rzeczy nierealnej polityce przymusowego relokowania nielegalnych emigrantów, czym wywołała wściekłość unijnych klerków. Sprzeciw Polski bowiem, państwa jakby tam nie było dość dużego i znaczącego w Unii, o ile nie będzie złamany, niechybnie wywoła rebelię wśród innych państw, które często tylko pod przymusem i ze strachu podporządkowują się dyktatowi Brukseli w tej sprawie. Gdyby Polska ze sporu wyszła obronną ręką, inni też wymówiliby się od cygańskiej solidarności, która pogrąża Stary Kontynent.
W przypadku Nord Stream II sprzeciw Polski mocno uderza w interesy biznesowe Niemiec, dla których słowo solidarność w tym akurat razie dziwnie wypada z werbalnego obiegu. Niemcy solidarnie z Polską chcieliby się podzielić jedynie problemem migrantów, których sami zaprosili do Europy. W przypadku Gescheftu Solidariteat egsistiert gar nicht.
Jeżeli zaś dodać do już opisanych problemów kwestię wyrastania Polski na lidera środkowo-południowo-wschodniej części Europy, gdzie Warszawa zaczyna promować projekt Trójmorza, który może być uznany za niepożądaną konkurencję gospodarczo-polityczną przez tzw. Starą Europę, to represyjne działania Komisji Europejskiej stają się bardzo czytelne. Zepchnąć Warszawę do defensywy, uwikłać w nieistniejące spory na temat braku praworządności, by ostatecznie wymusić ustępstwa w sprawach naprawdę zasadniczych. Zasadniczych dla całej Europy, w tym oczywiście dla Litwy. Nie odkryję chyba na nowo Antarktydy i Falklandów, jeżeli stwierdzę, że nasz litewski interes polega na tym, by w zasadniczych sporach naszego zachodniego sąsiada z Brukselą, to Polska byłaby górą. Przy jej wiktorii bowiem i nasza fortuna urosłaby – to jest pewne. Bo przecież sprawy relokacji, bezpieczeństwa energetycznego czy przekierowania części potencjału gospodarczego Unii na rozwój naszego regionu - to czysty nasz, litewski, biznes.
Wydaje się więc, że w takiej sytuacji trzymać się spódnicy Kanzlerin moglibyśmy nieco mniej kurczowo, deklarując więcej solidarności z Polską, która w Unii broni też naszych interesów.
Ponadto, jeżeli byśmy dotknęli kwintesencji sporu Polski z KE, musielibyśmy uznać też, że chodzi o precedens, kiedy Komisja próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy państwa, które nie są w jej kompetencji. Jeżeli raz na to pozwoli się zuchwałym unijnym klerkom, w przyszłości nikt nie będzie pewien, że zuchwalcy „broń atomową” nie wymierzą również w nas.
Lepiej wytrącić im ją teraz.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Tak właśnie chce postapić wobec Polski unia europ. opanowana przez masonów
Jest to o tyle znamienne, że w każdym postkomunistycznym kraju, w którym komuniści stali się nagle 'demokratami' był problem z zarządzaniem, gdyż ci 'nowi' rządziciele nie mieli o tym bladego pojęcia. I tak też jest tutaj, gdy widzimy miotanie się i brak spójnej polityki ani też jakiegokolwiek pomysłu na kryzys szukają wrogów na siłę (patrz Litwa znalazła Polaków) aby odciągnąć wszystkich od głównego problemu.
Właśnie o to chodzi. Stara Europa cały czas próbuje "kolonizować" wschodnie państwa i dostosowywać do "jedynego słusznego" światopoglądu - niemiecko-francuskiego!
Polska podejmując działania utworzenia Trójmorza odcina zepsutą unię od zdrowej europy centralno-wschodniej. Kolejnym argumentem jest utworzenie buforu między Rosją a Niemcami, co dla tych drugich może być ekonomiczną katastrofą.
W 2008 roku Komisja Europejska została skrytykowana przez koalicję organizacji pozarządowych za dopuszczenie do zdominowania grup eksperckich przez lobbystów i przedstawicieli biznesowych grup nacisku[11].
W 2009 roku 66% skarg do europejskiego rzecznika praw obywatelskich (European Ombudsman) dotyczyło działań Komisji Europejskiej, z czego 36% – braku transparentności, na przykład utrudniania dostępu do informacji publicznej[12].
W kwietniu 2009 ujawniona została wewnętrzna notatka rozesłana do pracowników Komisji Europejskiej, w której zaleca się im, by w raportach i korespondencji nie wspominali o prywatnych spotkaniach z lobbystami oraz instruuje, w jaki sposób utrudniać dostęp do informacji publicznej przez wąskie interpretowanie zapytań we wnioskach[13].
W 2010 roku organizacja Transparency International wyraziła zaniepokojenie podejmowaniem pracy przez byłych komisarzy w sytuacjach mogących stwarzać podejrzenie konfliktu interesów[14][15]. Brytyjskie czasopismo „Public Servant Magazine” skrytykowało Komisję za rozrzutność i niekontrolowany rozrost biurokracji, której koszty utrzymania wynoszą ponad 8 miliardów euro, z czego koszty samej Komisji to ponad 3,5 miliarda[16]. Zbiorcze raporty na temat wydatków Komisji Europejskiej opublikowało w 2011 roku The Bureau for Investigative Journalism[17], krytykując równocześnie KE za utrudnianie dostępu do tych informacji[18]
W 2010 roku Reuters ujawnił korespondencję urzędników Komisji, którzy ukrywali lub przeinaczali wyniki badań naukowych dla wsparcia politycznego programu promocji biopaliw[19]. Wkrótce potem Komisja została pozwana do sądu przez grupę Climate Earth z zarzutem ograniczania prawa do informacji publicznej[20]. Kontrowersje wzbudza także – zgodna z przepisami KE – praktyka wypłacania byłym komisarzom „przejściowych wynagrodzeń” w wysokości 40-65% ich zarobków przez trzy lata od odejścia z pracy.
Rządy czarują, że chcą poprawy stosunków z Warszawą, a potem robią wszystko, by było jeszcze chłodniej niż dotąd.
Pani prezydent raz się dąsa, zgłasza pretensje i nie jedzie do Warszawy - a potem gna w te pędy, bo tak jej się zmieniła kalkulacja.
I "tam" i "tu" atakujący obawiają się rosnącej siły Polaków
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.