Z polityki Uspaskich wypisał się w roku 2015 w samo apogeum jego kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. Wtedy media spekulowały, że doszło do pewnego dealu politycznego pomiędzy założycielem PP a establishmentem politycznym na Litwie. Niepisana umowa miała polegać na tym, że Uspaskich na zawsze znika z litewskiej polityki w zamian za łagodny wymiar kary.
Takie przypuszczenie istotnie mogły potwierdzać późniejsze wydarzenia. W głośnej sprawie podwójnej księgowości Partii Pracy Uspaskich bowiem nie tylko uniknął odsiadki, którą mu początkowo imputowano, ale też otrzymał bardzo niską karę finansową. Wyrokiem Temidy za domniemane milionowe przekręty w partyjnej kasie dostał wyrok zaledwie 6,8 tysiąca bauda. Kwota śmieszna i nieadekwatna do stawianych zarzutów. Kontrowersyjny polityk, który przed sądami bronił się bardzo długo startując w każdych możliwych wyborach na Litwie (tym samym nabywał przynajmniej na krótko immunitet, który mu później na wniosek prokuratury koledzy z ław poselskich anulowali), ostatecznie – można by rzec – wykręcił się sianem.
Gdy jednak uszedł spod gilotyny sądowej, okazało się, że bez polityki i rozgłosu wokół swej persony długo wytrzymać nie może. Deal, o ile takowy był, wylądował w koszu na śmiecie, a Uspaskich zaczął się głowić, jak od nowa zaistnieć na litewskiej arenie politycznej. A że pomysłów mu nigdy nie brakło, więc i tym razem szybko znalazł sposób. Jako się rzekło, zaczął promować się na początek jak Litwa szeroka i daleka w nowym emploi człowieka, który przeszedł duchową przemianę i z politycznego oraz obyczajowego macho przeistoczył się w osobę uduchowioną. O nowym Uspaskichu media, które są jego największym sojusznikiem, zaczęły pisać jako o człowieku stabilnym, rozważnym, kochającym przyrodę, promującym zdrowy tryb życia, a nawet jako o „lekarzu rozumu”. Gdy „lekarz rozumu” zorientował się, że ludzie nadal chcą go słuchać, że masowo przychodzą na jego spotkania, postanowił zrobić krok następny w kierunku swego come backu. Postanowił na nowo zapisać się do partii - swego byłego dziecka.
Oto przed tygodniem w Szyrwintach został zwołany nadzwyczajny zjazd Partii Pracy, na który aktualna przewodnicząca rozpadającej się organizacji Żivile Pinskuviene zaprosiła jako gościa specjalnego właśnie Uspaskicha.
Przyjechał. Spotkał się z aktywem. Pogadał. Po zjeździe, który w istocie nawet się nie odbył z powodu braku kworum, Uspaskich napisał podanie o ponowne przyjęcie go w szeregi partii, którą sam kiedyś zrodził. Teraz ma ją odrodzić. Pewnie Państwo i bez mojej pomocy świetnie mogą nakreślić dalszy możliwy scenariusz w telenoweli pod tytułem „Uspaskicha powrót na białej kobyłce do starej stajni”. Otóż, sądzę, że nie pomylimy się wspólnie, jeżeli przypuścimy, że już wkrótce Viktoras wróci do steru swej nowej-starej partii jako jej kapitan, który tonącą łajbę, jaką aktualnie jest PP, ma przywrócić na wielkie wody.
Czy mu się uda? Pytanko dobre. Socjolodzy, owszem, zauważają, że aktualnie, gdy w rządach zużywa się partia chłopów i zielonych, rośnie dość gwałtownie elektorat niezdecydowany (dziś szacuje się on aż na 43 proc.), który w kolejnych wyborach będzie szukać, gdzie korzystnie zainwestować swe uczucia polityczne. Uspaskich udowodnił w przeszłości, że umie te uczucia zagospodarować na swoją korzyść. Tym razem jednak nie będzie to takie proste. Raz, że nawet ci, którzy głosują uczuciowo, emocjonalnie, na okulary i mądrą minę Uspaskicha, jak to kiedyś pisałem, mają jakiś wewnętrzny limit rozczarowań. Może się okazać więc, że nasz bohater ten limit właśnie wyczerpał. Potwierdzają to zresztą badania socjologów, które wykazują, że to Partia Pracy ma największy wśród wszystkich litewskich partii negatywny elektorat. Okulary i mądra mina mogą więc tym razem nie zadziałać. Dwa, Uspaskichowi w PP nie ma za bardzo z kim dziś robić wielkiej polityki. Dotychczasowa gwardia darbietisów bowiem albo wycofała się sfrustrowana z wielkiej polityki (jak np. Loreta Graużiniene), albo rozlazła się do innych partii, albo wreszcie skompromitowała się na amen. To, co zostało, toczy aktualnie namiętnie walki frakcyjne. Co z tej wojenki wewnętrznej wyniknie, nie wie pewnie nawet sam Uspaskich.
Ale desperado Uspaskich i tak rzuca po raz kolejny rękawicę losowi. Obaczymy, co los na to...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
wymyślił tę hecę z "uduchowieniem" - choć chyba tylko naiwniacy dali się na to nabrać
w sumie wyszło głupawo i niewiarygodnie
Desperado pochodzące od słowa "desesperado"to zrozpaczony,pozbawiony nadziei, przestępca gotowy na wszystko
Desperado w slangu miejskim oznacza osobę płci męskiej, przeważnie pochodzenia wiejskiego o niezaspokojonych potrzebach seksualnych, szczególnie po spożyciu większej dawki alkoholu
Na szczęście nasza polska partia nie musi się tego obawiać, bo nigdy nie była zamieszana w żaden korupcyjny skandal a i pryncypialnie nie bierze pieniędzy od biznesu
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.