Taki news znad Sekwany bardzo poruszył opinię publiczną nad Wisłą, gdzie UE cieszy się najwyższym poparciem w całej Europie. Na rządzących posypały się gromy ze strony opozycji, która oskarżyła rząd o próbę wyprowadzenia Polski z Unii. Nieprzychylne rządowi media „grzały” sensacyjną wypowiedź w każdym serwisie informacyjnym niczym grilla na rozżarzonym ognisku. Nagonka na rząd nie cichła długo nawet po tym, gdy autor niefortunnego wywiadu przyznał się, że sensacyjny fragment wypowiedzi Le Pen „o rozmontowaniu Unii z przyjaciółmi” po prostu zmyślił i półgębkiem za niego przeprosił.
Wyżej zacytowany fragment jest w rzeczywistości niczym innym jak klasycznym fake newsem, czyli kłamliwą, nieprawdziwą informacją świadomie upowszechnioną w mediach. Z angielskiego pochodzący zwrot robi dzisiaj prawdziwą międzynarodową karierę, bo „fejki” – wcześniej niespotykane – dzisiaj niemal powszechnie zaśmiecają przestrzeń publiczną. Samo określenie zrodziło się w anglojęzycznym kręgu językowym, by dać nazwę zjawisku świadomych kłamstw, jakich dopuszczają się upadli czeladnicy słowa w celu oczernienia swych adwersarzy, politycznych przeciwników czy ideologicznych antagonistów.
W Polsce – tak dla przykładu – głośnym echem ostatnio odbiła się sprawa przemówienia premier Beaty Szydło z okazji rocznicy pierwszych wywózek do Niemieckiego Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu. Polska premier, czcząc tragiczną rocznicę, podkreśliła jednocześnie, że musi być ona też przestrogą dla państw, które powinny dbać o bezpieczeństwo własnych obywateli. Nieżyczliwi rządowi politycy polskiej opozycji uznali tę wypowiedź za niedopuszczalną, a nawet skandaliczną, bo skojarzyła się ona im w ich rozgrzanych łbach z kontekstem kryzysu emigracyjnego. Domniemali mianowicie domorośli opozycjoniści, iż premier wykorzystała tragedię holokaustu, by uzasadnić swą politykę nieprzyjmowania uchodźców. I chociaż w wypowiedzi premier Szydło nie było nawet słowa o uchodźcach, a analogiczne niemal zdania o potrzebie zagwarantowania bezpieczeństwa przez państwo swym obywatelom w podobnych sytuacjach wypowiadają światowi politycy z regularnością szwajcarskiego zegarka, to w tym przypadku polska premier została posądzona o bezduszność, a nawet zbezczeszczenie pamięci ofiar holokaustu. Fake news skrzętnie został rozkolportowany przez upadłe polskie media pokroju „Gazety Wyborczej” na cały świat, oczerniając przy tym Polskę i jej rząd.
Bo fake news temu właśnie ma służyć: przekłamywać, oczerniać, manipulować. Raz puszczony do eteru zawsze osiąga swój cel, nawet jeżeli potem zostanie sprostowany i odkłamany. Kłamstwo przebiegle podane zawsze bowiem wzbudzi sensację, zagnieździ się w świadomości opinii publicznej, do której sprostowanie później już niekoniecznie musi dotrzeć.
Jakiś czas temu uważany za ikonę litewskiej niepodległości Vytautas Landsbergis został zapytany przez telewizję polską o skandal z rozgrabieniem ziemi na Wileńszczyźnie przez litewskich polityków i urzędników, którzy w ten sposób okradli miejscowych Polaków z ich własności. Siwobrody Starzec bez cienia rumieńca wstydu na twarzy odpalił, że to sami Polacy z tzw. polskich samorządów razem z przekupnymi urzędnikami reformy rolnej oszukali i ograbili swych rodaków. Klasyczny wręcz fake news, który odpalił Landsbergis, zatruł świadomość opinii publicznej nad Wisłą i Odrą, do której większości – być może – nigdy już nie dotrze prawda, że samorządy na Litwie nie odpowiadały za restytucję ziemi, bo takich kompetencji zostały pozbawione właśnie przez partię Landsbergisa jeszcze na początku lat 90-tych. Polscy samorządowcy więc w żaden sposób nie mogli brać udziału w niecnym procederze okradania mieszkańców Wileńszczyzny z ich własności. Był to proceder politycznie, a potem też często i fizycznie uprawiany właśnie przez litewskich konserwatystów i ich akolitów.
Kolejny fake news, jeżeli już poruszamy się w obrębie stosunków polsko-litewskich, wart jest zacytowania z racji jego globalnego znaczenia. Oto litewscy dyplomaci na użytek krajowy ukuli wersję załamania się relacji polsko-litewskich obciążającą Warszawę, która – według nich - po prostu porzuciła Litwę, zmieniając wektory swej polityki zagranicznej na korzyść współpracy z silniejszymi z Trójkąta Wejmarskiego. Tymczasem, jak wszystkim wiadomo, stosunki polsko-litewskie załamały się dopiero po tym, gdy pewien arogancki i niestabilny emocjonalnie litewski szef MSZ zapowiedział, że nie zamierza spełniać żadnych obietnic danych Warszawie, bo sam on osobiście tych obietnic nie składał.
W świecie, który porzucił wartości, media często już nie opisują rzeczywistości, tylko ją kreują, dostosowując do własnych z góry założonych tez. Nierzadko posługują się w tym procederze właśnie fake newsami (zamierzonymi kłamstwami), którymi jak maczugą uderzają w znienawidzonych adwersarzy.
Wydaje się, że czasy, kiedy szanujące się media wzbraniały się przed podaniem niesprawdzonej co najmniej w kilku źródłach informacji, bo dbały o własną reputację, odchodzą do historii. Następuje zaś era fake newsa.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Austria i Szwajcaria zapowiadają wzmocnienie swoich granic w związku z niekontrolowanym napływem imigrantów przedostających się do tych krajów z Włoch.
Tylko na Litwie mamy do czynienia ze środowiskami uważającymi się za polskie, które robią czarny "pijar" własnym szkołom. Co to jest? Szary wywiad? Kto prowadzi taką dywersję? Agent wpływu? Pożyteczny idiota? Czy może oba po trochu - a to świadczyłoby o ogromnych kłopotach natury psychicznej i kompleksach...
http://mojekresy.pl/aleksander-vile-radczenko-pozyteczny-idiota-czy-agent-wplywu
Na Litwie wobec szkolnictwa polskiego powstała cała masa takich fałszywych, spreparowanych informacji. Począwszy od władz Wilna Simasiusa i Benkunskasa, którzy rozpowszechniali fałszywe informacje o powodach "przenosin" (wyrzucenia) polskich uczniów, następnie pani Zubel w oszczerczym liście tłumaczyła te "przenosiny" za pomocą tandetnych sztuczek.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.