O oryginał Aktu Niepodległości chodzi oczywiście. A znalazł go profesor Uniwersytetu Witolda Wielkiego Liudas Mažylis, politolog z wykształcenia. Obrał on, jak sam zdradza, „niemiecką trajektorię” poszukiwań i nie pomylił się, bo na najbardziej poszukiwany litewski dokument archiwalny trafił właśnie w jednym z niemieckich archiwów.
Intuicja? Niebywałe wręcz szczęście? Czy może sherlockowa dedukcja? Co tak naprawdę naprowadziło szczęściarza na właściwy trop? Moim zdaniem, mogło być wszystkiego po trochu. Chociaż osobiście na dedukcję stawiałbym najbardziej. Patrząc bowiem na sprawę chłodnym okiem, analizując wspomnienia świadków historycznych wydarzeń, którzy wyraźnie mówią, że działania Taryby w Wilnie były inspirowane przez Niemców, trudno nie obrać „niemieckiej trajektorii” w poszukiwaniu historycznego dokumentu jako za priorytetową. Kajzerowskie Niemcy były prekursorami litewskiej niepodległości, jaką chcieli wykorzystać do skłócenia Litwinów z Polakami, których z kolei niepodległościowe aspiracje zagrażały pozycji II Rzeszy. Jak można przeczytać w autobiograficznej książce „Na skraju imperium” autorstwa hrabiego Mieczysława Jałowieckiego, znanego ziemianina z Wileńszczyzny, który osobiście znał Smetonę (pracował z nim w Wileńskim Banku Ziemskim przed rewolucją), Voldemarasa, doskonale orientował się w sytuacji politycznej Wilna w pamiętnych czasach, polityka niemieckiego okupanta polegała wówczas na zasadzie „dziel i rządź”. Niemcy skutecznie niestety dzielili Litwinów z Polakami, by móc rządzić na okupowanych terenach. Taryba zresztą swój pierwszy Akt Niepodległości ogłosiła pod auspicjami Niemiec właśnie, ogłaszając jednocześnie zerwanie wszelkich związków państwowych z Polską. Dopiero po tym, gdy wydarzenia w Rzeszy zaczęły toczyć się w kiepską stronę (wybuchła tam rewolucja), Taryba przyjęła drugi Akt Niepodległości już bez protektoratu swego politycznego prekursora.
Mažylis więc prawdopodobnie wydedukował „niemiecką trajektorię” tak ważnego dla Litwy dokumentu trochę na zasadzie: „Kto zamawia muzykę, u tego i nut trzeba szukać”. I trafił w punkt, zawstydzając przy okazji nieco profesjonalnych historyków, którzy zresztą nie bardzo śpieszą mu z gratulacjami. A niektórzy z nich wręcz wątpią, czy profesor spoza cechu rzeczywiście znalazł to, czego wszyscy szukamy. Zdaniem znanego historyka profesora Alfredasa Bumblauskasa znaleziony w niemieckim archiwum pisany odręcznie (w dwóch wersjach: litewskiej i niemieckiej) oryginał Aktu Niepodległości może być niczym innym, tylko odpisem historycznego dokumentu, wykonanym w celu powiadomienia o wydarzeniu niemieckiego rządu. Jak głosi gdzieś zasłyszana przez profesora fama, w sekretariacie Taryby jakoś szwankowały maszynki do pisania, więc – z tego powodu prawdopodobnie – zdecydowano się dokument powielić w sposób tradycyjny, czyli odręcznie. Oryginał zaś, którego kopie oglądamy we wszystkich litewskich podręcznikach historii, był sporządzony z wykorzystaniem osiągnięć techniki, która na tamte czasy była osiągalna, a więc na maszynce do pisania. Znany historyk stawia więc pytanie, czy rzeczywiście znaleźliśmy to, czego szukamy? Ponadto profesor w ogóle poddaje w wątpliwość naukowe znaczenie odkrycia Mažylisa. Bo przecież znaleziony został dokument, o którym z naukowego punktu widzenia znamy już wszystko. Co więc może on wnieść nowego do skarbnicy wiedzy, retorycznym pytaniem zadaje się Bumblauskas, przyznając jednocześnie moralny aspekt odkrycia.
Na marginesie dywagacji naukowców nad wagą wytropienia cennego oryginału przez kowieńskiego politologa mamy jeszcze jeden wątek w tej sprawie. Pamiętamy przecież, że koncern MG Baltic w celu poratowania swej mocno nadszarpniętej skandalami korupcyjnymi reputacji ogłosił akcję wypłaty miliona euro każdemu, kto by odnalazł oryginał Aktu Niepodległości. Skandaliczny koncern pewnie nie spodziewał się, że jego akcja piarowska może się skończyć tak, jak w staropolskim przysłowiu: „Słówko się rzekło – kobyłka u płotu”. Teraz jakoś próbuje wybrnąć z sytuacji bez szwanku dla swych finansów, więc uściśla, że milion wypłaci, ale temu, kto nie tylko znajdzie cenny historyczny dokument, a i przywróci go Litwie do roku 2018. Zadanie więc się komplikuje dla potencjalnego odbiorcy nagrody. Mažylis zresztą nagabywany w tej sprawie przez żurnalistów odciął się od miliona oświadczając, że dokumentu kraść nie będzie. Co będzie zatem z milionem? Rząd Niemiec jest ponoć przygotowany do negocjacji nad przekazaniem Litwie symbolicznego dla niej dokumentu. Trzymamy kciuki zatem mocno jak i – miejmy nadzieję - kierownictwo koncernu MG Baltic... trzyma.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
I te zerwanie związków z Polska jest do dziś utrzymywane. Niszczy się polską oświatę, dyskryminuje się polską społeczność, nakłada się ogromne kary za tabliczki w języku polskim na prywatnej nieruchomości.
Pozornie utrzymuje się tylko kontakty
O co tu chodzi?
Zaczynam wierzyć, że żadnego oryginału nie ma
"Brawa" dla lietuviskich historyków. Człowiek znalazł w tydzień to czego wszyscy szukają od kilkudziesięciu lat.
Więc albo to nie było schowane albo tak szukali
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.