Nie sądzę, taka jest moja osobista prognoza. Jeżeli jednak spróbujemy wykrzesać z siebie maksimum optymizmu, to można by jednak spróbować zarysować dwa możliwe scenariusze. Pierwszy nieco bardziej optymistyczny, ale za to mniej prawdopodobny, to scenariusz na koalicję powyborczą partii chłopskiej i zielonych z socjaldemokratami.
Taka koalicja, można domniemywać, coś by tam próbowała. Te próby mogłyby, oczywiście, skończyć się tylko właśnie na próbach, emitacjach, jak to obserwowaliśmy chociażby u obecnych władz. Ale mimo wszystko w przypływie optymizmu można mieć nadzieję na nadzieję, że koalicjanci zgłoszą, dajmy na to, projekt Ustawy o pisowni nazwisk, gdzie założą oryginalną pisownię nielitewskich nazwisk i to na pierwszej stronie paszportu, co zresztą deklarują w swych programach. Zgodność programowa w tej symbolicznej sprawie może spowodować, że projekt nawet trafi pod obrady Sejmu, ale dalej ... - no właśnie: to już zupełna rosyjska ruletka. Jak mówi się w półświatku naszego wschodniego sąsiada, „kak karta liażet”. Los ustawy będzie uzależniony od aktywności poszczególnych posłów, od ich zdolności retorycznych, od siły sprzeciwu przeciwników ustępstw wobec Polaków, od nastrojów społecznych w tym konkretnym czasie i wielu wielu innych czynników. Mieć natomiast nadzieję na poważne potraktowanie całokształtu spraw ważnych dla polskiej społeczności nawet w tym pierwszym, bardziej optymistycznym scenariuszu, to oznaczałoby mieć optymizm nabywcy biletu totolotka, który liczy na milion.
Inny scenariusz, bardziej prawdopodobny, ale za to mniej optymistyczny nawet od tego mało optymistycznego, to koalicja powyborcza partii chłopskiej i zielonych z konserwatystami. Jaki w tej sytuacji czeka los naszych relacji z Warszawą? Ano, odpowiedź prosta. Wystarczy przywołać sobie w wyobraźni skład gabinetu cieni, który sobie ułożyła partia Landsbergisów dwóch. Może senior nie miał na to wpływu (nie wiem), ale nie zmienia to faktu, że po odmłodzeniu Tevynes sajugos niewiele się tak naprawdę w niej zmieniło. Orły bażanty pokroju Aźubalisa, Stundysa czy Juozapaitisa (wszyscy potencjalni ministrowie) są pełną gwarancją, że w stosunkach z Polską pozostanie stan już nawet nie szorstkiej, tylko lodowatej przyjaźni. Pamiętamy tę „przyjaźń” z poprzedniej kadencji konserwatystów u władzy, kiedy Aźubalis publicznie narzekał, że jego polski odpowiednik na stanowisku ministra spraw zagranicznych ma jego numer telefonu, ale, cholera, nie dzwoni.
Są, oczywiście, w tej partii i tacy, którzy twierdzą, że stosunki z Polską są dobre. Myśl oryginalna, przyznam. Chyba jej właścicielom (myśli mam na myśli), chodzi o to, że politycy z najwyższych szczebli władzy stosunków ze sobą nie mają żadnych i dlatego nie ma między nimi różnic zdań, sporów, zatargów. Tak, przyjmując taki tok myślenia rzeczywiście trzeba przyznać, że stosunki są dobre zupełnie jak w kawale o teściowej, która jest dobra, ale tylko wtedy, kiedy śpi i to zębami do ściany.
Oczywiście, siląc się na maksymalny już optymizm, możemy zaryzykować karkołomną tezę, że młody Landsbergis, który już trochę pobrylował po brukselskich salonach, po dojściu do władzy zechce wypaść na Europejczyka. Że będzie dzielny i odważny, że podszeptów dziadka słuchać nie będzie, że kolegów partyjnych, tych orłów bażantów, przytęperuje, że nie zlęknie się narazić pani prezydent, że protesty włóczkowatych beretów będzie miał w nosie i postawi odważnie mimo wszystko na poprawę stosunków z Polską. Bo taki jest interes Litwy.
Już widzę, jak Państwo się śmieją, a ja tak starałem się zakończyć komentarz choć na mikroskopijnej nutce optymizmu.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Niemniej jednak pesymizm wkracza rozpędem buldożera, widząc kto wybory wygrał.
Gdyby AWPL-ZChR wszedł do koalicji miałby kto przynajmniej patrzeć na ręce rządzącym
Zamiast sępów - hieny. Ale nic to. Nas Polaków nic nie złamie. Ważne, że mamy swoich przedstawicieli, poparcie jest na tym samym wysokim poziomie, Panu Bogu podziękowano.
Teraz trzeba zakasać rękawy i spłacać kolejny kredyt zaufania udzielonego przez wyborców.
– Zamierzamy przede wszystkim ciężko pracować i realizować nasz program. Jest on bardzo ambitny i skierowany na ochronę praw każdego obywatela: sprawiedliwość społeczna, zwiększenie dochodów, polityka prorodzinna, większa sprawiedliwość w systemie sądownictwa i zwiększenie znaczenia samorządów na Litwie. Oczywiście dochodzą do tego sprawy związane z Polakami żyjącymi na Litwie oraz innymi mniejszościami narodowymi – uważa Tomaszewski.
Nasi posłowie mają renomę uczciwych ludzi, którzy pracują dla wyborcy, a nie dla własnych korzyści – wskazał lider AWPL-ZChR. Jest to bardzo wiele, bo w ostatnich latach na Litwie mocno zakorzeniła się korupcja, a skandale korupcyjne niejednokrotnie zatrząsnęły krajem. (Radio Maryja)
Ale warto zwrócić uwagę jeszcze na inne sprawy.
Jak to, że porównując rok 2012 i 2016, ogólna liczba wyborców spadła z 2 mln 600 tysięcy do 2 mln 500 tys.
Spadła też frekwencja z 54 procent do 50.
Skoro głosowało mniej osób, a wynik AWPL-ZChR jest taki sam, to obecnie nawet więcej wyborców oddało głos na polską partię.
Ponadto w tych wyborach nie startował z polskiej listy Prunskus, który w 2012 roku przyciągnął pewną ilość litewskich głosów.
Obecnie Prunskus startował sam, zdobył około 15 tysięcy głosów, co dało mu 1,2 procent poparcia.
Tym samym, żeby zrównoważyć tę stratę głosów, na listę AWPL-ZChR musiało zagłosować więcej Polaków.
Wszystkie te okoliczności sprawiają, że wynik AWPL-ZChR trzeba uznać za znakomity, tym bardziej że osiągnięty w warunkach… co najmniej mało komfortowych.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.