STT wzywa Butkevičiusa na przesłuchanie w charakterze świadka w sprawie decyzji rządu, jaką podjął on w trybie pilnym w dniu 23 września ubiegłego roku. Rząd zadecydował wówczas w pośpiechu o przyjęciu poprawki do swej decyzji z roku 1992, która to poprawka usuwała z dokumentu przepis mówiący o istnieniu stref ochronnych w miejscowościach wypoczynkowych.
Taka decyzja rządu była jak manna z nieba dla zainteresowanych przedsiębiorców, którzy walczyli sądownie o zalegalizowanie wybudowanego nielegalnie okazałego kompleksu budowlanego w jednej z przyrodniczo atrakcyjnych miejscowości kurortu Druskieniki. Kompleks powstał na tzw. terytorium dworu Vijūnėlės, mimo że ono było strzeżone prawem właśnie stref ochrony kurortów. Premier gościł w Druskienikach 22 września, a już dzień później rząd przyjął feralną poprawkę, która umożliwiła biznesmenom związanym z socjaldemokratycznym merem Druskienik Ričardasem Malinauskasem zalegalizowanie luksusowych apartamentów na terytorium kurortu.
Sprawa wydała się podejrzana dla służb walczących z korupcją, które już przesłuchały w niej w charakterze świadków specjalnych ministra ochrony środowiska Trečiokasa oraz mera Malinauskasa. Teraz kolej przyszła na premiera, którego oprócz STT „przesłuchać" chce też na ten temat również prezydent Grybauskaitė. Wzywa ona niezwłocznie po powrocie z plaży Karaibów Butkevičiusa na czerwony dywanik, by wytłumaczył się z „trudnej sytuacji w rządzie" z powodu podejrzeń o korupcję. Znając zaś temperament gospodyni pałacu prezydenckiego rozmowa dla wezwanego będzie niechybnie przykra. Zostaje tylko mieć nadzieję, że współpracownicy na czas zabiorą spod gorącej ręki Grybauskaitė wszelkie cięższe przedmioty, by nie zostały one użyte jako dodatkowe argumenty w oczekiwanym sporze z Butkevičiusem. Wierzymy, że tak będzie i premier wyjdzie bez szwanku z rozmowy, co jednak nie oznacza wcale końca jego kłopotów. Wręcz przeciwnie: Butkevičius, któremu marzyło się spokojne konsumowanie konfitur władzy aż do jesieni, a po jesiennych wyborach przymierzanie na nowo smokinga szefa rządu (słupki sondażowe stabilnie premiera w tym utwierdzały), musi się liczyć z poważnymi perturbacjami.
Po pierwsze, skandale korupcyjne w rządzie i wokół niego zaczynają niebezpiecznie się kumulować i nie wiadomo, czy tym razem nie przekroczą masy krytycznej. Upiekł się skandalik z szefową kancelarii premiera Žiugždienė, pojawiły się problemy korupcyjne w ministerstwie zdrowia. Teraz na dokładkę doszedł jeszcze stały już niemal ból głowy socdemów z korupcyjnymi perypetiami w Druskienikach.
Po drugie, kobyłkę na wybory zaprzęga, by zacytować Junokasa, nie tylko opozycja, ale i „przyjaciele" socjaldemokratów z koalicji. Loreta Graužinienė, której szefa partyjnego sąd właśnie w niemal cudowny sposób (po tym, gdy wziął on ostateczny rozbrat z polityką) uniewinnił z zarzutów korupcji, już niedwuznacznie pokazała Butkevičiusowi, że przyszedł czas na kwitowanie rachunków. Zapytana przez dziennikarzy, jakiej odpowiedzialności i od kogo oczekuje za ostatnie korupcyjne ekscesy ministrów koalicyjnego rządu, wyraźnie palcem wskazała na premiera: „Rządowi przewodniczy premier i on jest odpowiedzialny za działalność gabinetu ministrów...", rzekła.
Nie ma wątpliwości, iż partia, która przez lata była pod pręgierzem prokuratury za prowadzenie podwójnej księgowości, teraz zechce się „odkuć" na politycznych wrogach i „przyjaciołach", którzy – w jej mniemaniu – inspirowali organy ścigania przeciwko niej albo przynajmniej nie przeszkadzali w sądowym gnębieniu „darbietisów". Na okazję długo czekać nie było trzeba. Nadarzyła się w sam czas. Przed wyborami można będzie dokonać zemsty, a przy okazji spróbować pozbyć się metki partii skorumpowanej, przyszywając ją do „kolegów" socdemów. Graužinienė jako reprezentantka DP wyjdzie w ten sposób na arbitra elegancji w sprawach politycznej korupcji, a Butkevičius ... no właśnie będzie miał pewnie przed sobą jeszcze wiele ciężkich dni i nieprzespanych nocy, w których będą mu się majaczyć cudowne pałace w przepięknych parkach zamieniające się w końcu w ponure ruiny.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Być może Dalia samą siebie uważa za nadczłowieka. Historia (medycyny) zna takie przypadki...
- A ja uważam, że najłatwiejsi do zoperowania są politycy. Nie mają serca, nie mają kręgosłupa, nie mają jaj, a głowę i d*pę można bez problemów zamienić miejscami.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.