Na tym jednak podobieństwo się kończy. We francuskiej stolicy mieliśmy bowiem do czynienia z dobrze zorganizowaną siatką islamistycznych terrorystów, w Wilnie zaś - z narkomanem, który potrafił wywieść w pole litewską policję. Z tym wywodzeniem w pole, co prawda, to pewnie też głośno powiedziane.
Sprawy działy się tak bowiem, że to patrol policji ze Święcian, który konwojował zatrzymanego narkomana do wileńskiego szpitala, sam sobie poszedł w pole (tzn. oddalił się z samochodu do budynku komisariatu, do którego po drodze zawinął), zostawiając w wozie zatrzymanego. Przy okazji - pewnie dla towarzystwa aresztantowi - policjanci zostawili w pojeździe też służbowego kałasznikowa, którymi litewskie patrole zostali dozbrojeni właśnie po aktach terroru w Paryżu. Narkoman, choć skuty kajdankami, „prezent" policji może i ze zdziwieniem, ale przyjął skwapliwie. Złapał kałacha i pędem ewakuował się z policyjnej katałaszki.
Trzy tysiące mundurowych i policyjny helikopter zostali wraz podjęci na nogi i odpowiednio w powietrze, by łapać bezczelnego intruza, który, nie dość że przygarnął nie swoją rzecz, ale jeszcze i nie zameldował pareigūnams, dokąd poszedł. Pech chciał, że w owym dniu w Wilnie było akurat spotkanie bałtyckich polityków na jakimś tam nie niskim szczeblu, więc zaniepokojona ruchawką policji z helikopterem przewodnicząca Sejmu Loreta Graužinienė zadzwoniła do ministra spraw wewnętrznych Sauliusa Skvernelisa z zapytaniem: „Kas čia vyksta?"! A że telefon nastąpił w późnych godzinach wieczornych, więc obudzony Skvernelis nie był zbyt rozmowny, a nawet mało dżentelmeński. Powiedział ponoć, że właśnie śpi (bo jutro wcześnie ma wstawać), a sprawą zajmują się jego podwładni.
Tak lekce potraktowana Graužinienė poczuła się mocno dotknięta i, mimo że narkoman rzeczywiście jeszcze tejże nocy został pojmany (broń, jak się okazało, wyrzucił znacznie wcześniej w okolicach dworca), to urażona polityk postanowiła sprawy szefowi MSW nie darować. W swej chęci zemsty znalazła nieoczekiwanie sojuszniczkę w postaci prezydent Grybauskaitė, z którą wcześniej regularnie darła koty. Teraz ich pogodził wspólny nieprzyjaciel – Skvernelis, przeciwko któremu powstał tandem 2G, jak szybko akcję ochrzcili żurnaliści.
Grybauskaitė bowiem pewnie aż humor się poprawił, gdy incydent z narkomanem i kałasznikowem dotarł do jej ucha. Wreszcie będę miał okazję utrzeć nosa temu niesfornemu Skvernelisowi, który nawet prezydent „papriekaištauti sugeba", pomyślała sobie. Było tak np., gdy bronił pracownika straży granicznej (który postrzelił przemytnika) mówiąc, że to nie prezydent będzie go zwalniała ze służby, tylko decyzja zapadnie po wewnętrznym audycie w służbach. Ba, jak wieści wieść gminna, potrafił być nawet na tyle niedyspozycyjny, że aż wprawiał czasami prezydent w osłupienie. Stało się tak, gdy ta pewnego razu zadzwoniła do niego w jakiejś tam sprawie i w swoim stylu nawrzeszczała, a potem, jako zwyczajnie, rzuciła słuchawkę. Skvernelis po incydencie najbezczelniej wykręcił numer do głowy państwa i spokojnie zapytał, czy mogą kontynuować rozmowę, bo ktoś im przerwał?
Ale „winą" szefa MSW jest nie tylko to, że potrafi walczyć o swój resort, ale i to, że nie jest „made in Pabradė", czyli człowiekiem z prowincji, jakich prezydent najchętniej widziałaby na stanowiskach urzędów siłowych. Incydent z narkomanem Grybauskaitė więc wykorzystała, by orzec, iż Skvernelis „demonstruje niski poziom polityczny" (cha, cha, cha - i kto to mówi), po czym tandem 2G zaczął oczekiwać jego dymisji.
Dymisja istotnie po kilku dniach została złożona, ale, o dziwo, stała się po tym rzecz unikatowa w skali Litwy. Opinia publiczna, która dotychczas chętnie przyklaskiwała dymisjom skompromitowanych polityków, tym razem zareagowała zgoła odmiennie. Obserwatorzy polityczni, eksperci od bezpieczeństwa (w tym byli komisarze policji), wielu znanych działaczy stanęli po stronie Skvernelisa uważając, że jest on profesjonalistą potrzebnym Litwie w rządzie na trudne czasy zagrożenia regionalnego i światowego.
Może to paradoksalnie islamscy terroryści zmienią wreszcie litewskie zwyczaje z mianowaniem kieszonkowych stróżów prawa...?
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.