O tym, która drużyna będzie reprezentowała awiżeńskie gimnazjum, a która szkołę sportową, zadecydowało losowanie. Ślepy los zadecydował, że w kategorii wiekowej kadetki, do lat 16, nasze dziewczęta broniły barw Szkoły Sportowej Rejonu Wileńskiego, natomiast w kategoriach młodziczki, do lat 14, oraz mini, do lat 12, broniliśmy honoru Gimnazjum w Awiżeniach.
Oprócz naszych siatkarek oraz gospodyń w turnieju wzięły udział zespoły z Olecka, Moniek, Ełku oraz Suwałk. Ogółem w turnieju wzięło udział 18 zespołów i blisko 180 uczestniczek, a podczas turnieju na trzech boiskach zostały rozegranych aż 36 meczów. Turniej rozegraliśmy w nowej, dużej, współczesnej Salezjańskiej Hali Sportowej.
Turniej rozpoczęliśmy modlitwą, powierzając jego przebieg Opatrzności Bożej. Naszym siatkarkom wiodło się różnie, jednym lepiej, innym ciut gorzej, ale wszystkie zespoły dały z siebie tyle, na ile ich było stać.
Najmłodsza grupa
A teraz w kilku zdaniach opowiem o tym, jak wypadły nasze drużyny i zacznę od najmłodszej grupy. W grupie wiekowej do lat 12 stawiamy dopiero pierwsze kroki, można powiedzieć raczkujemy, ale to nasza przyszłość, więc podczas turnieju grupę tę objąłem szczególną opieką. Tak jak na wstępie pisałem, turniej był rozgrywany równolegle na 3 boiskach i często nasze dwa zespoły rozgrywały mecze równolegle. Czasem dwoiłem się i troiłem, by zdążyć być i tutaj i tam jednocześnie, raz sprintem, raz krokiem sportowym, starałem się zdążyć i do jednych, i do drugich, i do trzecich, nadrabiając dodatkowe metry, a w ostatecznym rozrachunku chyba i kilometry. Taki „luksus” miałem jako jedyny, bo w innych drużynach każdy zespół miał swego trenera i takich dodatkowych czynności nikt inny nie wykonywał. Natomiast ja to robiłem z różnym skutkiem, raz wpadałem po meczu, by się dowiedzieć wynik, innym razem w trakcie meczu, ale podczas gdy grały nasze najmłodsze adeptki, nie opuszczałem ich ani na chwilę, zdając sprawę, że dla nich to nie tylko pierwszy turniej, ale jeszcze i turniej, bądź co bądź, rozgrywany na cudzym terenie. Stres, brak doświadczenia i pewności siebie, a i co tutaj ukrywać ograniczone jeszcze umiejętności, nie pozwoliły na uzyskanie dobrego wyniku. Wygraliśmy zaledwie jednego seta, zajęliśmy 7. miejsce i musieliśmy się zadowolić pozyskanym doświadczeniem i mam nadzieję poprawnym wnioskiem – należy więcej ćwiczyć, bo tylko trening czyni mistrza.
Młodziczki i najstarsze zawodniczki
Natomiast bardzo dobrze wypadły nasze młodziczki. Wygrały w swojej grupie, tracąc zaledwie jednego seta. W półfinale pokonały gospodynie, siatkarki z UKS Salos, by w finale zmierzyć się z zawodniczkami UKS-u Olimpii Mońki. Po pierwszym przegranym secie potrafiliśmy wygrać następnego i przenieść mecz do tie-breaku. W tej odsłonie zagraliśmy koncertowo i nie daliśmy rywalkom zbyt wiele szans.
Podczas turnieju dobrze radziły nasze najstarsze zawodniczki, które w tym turnieju reprezentowały Szkołę Sportową Rejonu Wileńskiego w Niemenczynie. Dopiero w ostatnim, finałowym meczu potknęły się o próg w postaci kadetek UKS-u Salosu Ełk. Wysoką poprzeczkę gospodynie zawiesiły nam już w pierwszym secie i po wyrównanym secie musieliśmy uznać wyższość rywalek. Natomiast w następnym secie my zmusiłyśmy gospodynie opuścić parkiet na tarczy, więc tak jak i w wypadku młodziczek zwycięzcę musiał wyłonić tie-break. Lecz tym razem „set prawdy” nie poszedł po naszej myśli, gospodynie od początku objęły prowadzenie, stopniowo powiększały różnicę punktową i przy zmianie stron uzyskały bezpieczną przewagę, jeżeli w siatkówce w ogóle takowa istnieje, i dowiozły ją do końca.
Wieloletnia przyjaźń
Na zamknięciu turnieju i dekoracji zwycięzców panowała wspaniała atmosfera, gdyż przegranych nie było, a organizatorzy zadbali, aby wszyscy uczestnicy otrzymali medale. Jedni, ci z podium, otrzymali medale w odpowiednim kolorze, reszta – pamiątkowe. Drużyny z podium otrzymały pokaźne puchary oraz gromkie oklaski od zespołów pokonanych. Po dekoracji poprosiłem organizatorów o zabranie głosu, by wszem i wobec podziękować za zaproszenie i wieloletnią przyjaźń. Wieloletnią, bo tak jak pisałem, byliśmy zapraszani jako jedyny zespół zawsze i jako jedyny zespół zawsze korzystaliśmy z zaproszenia. Na tym turnieju byłem jedyną osobą, która była na wszystkich turniejach od pierwszego do ostatniego. Za ten czas zmienili się uczestnicy, zespoły, trenerzy, prezesi, a ja jako jedyny świadek wszystkich 13 turniejów mogłem potwierdzić, że te turnieje miały zawsze szczególnego ducha i ten obecny nie był wyjątkiem.
Turniej w Awiżeniach
W podziękowaniu wraz z naszymi siatkarkami złożyliśmy na ręce wiceprezesa UKS Salos Ełk, księdza Wojciecha Szabrańskiego obraz Madonny Ostrobramskiej, by Ta, co w Ostrej świeci Bramie, miała opiekę nad całym zgromadzeniem i wypraszała szczególne łaski za dobro, które robią, dla młodzieży i przyszłości całego świata. Życzyliśmy, by ten turniej trwał zawsze. Również dla trenera Uczniowskiego Klubu Sportowego Salos Ełk Wojciecha Nartowicza, którego znam od lat i darzę wielkim szacunkiem, dziękowaliśmy za pamięć i zaufanie, za opiekę nad naszą grupą. Chcieliśmy z młodzieżą pozostawić mu pamiątkę o naszym pobycie, by pamiętał o nas, tak jak my będziemy zawsze o nim pamiętali, na znak wdzięczności wręczyliśmy mu obraz Miłosierdzia Bożego wraz zaproszeniem na turniej, który, jak wstępnie ustaliliśmy, ma się odbyć w Awiżeniach 4-6 listopada.
Zdajemy sobie sprawę, że trudno nam będzie dorównać gospodarzom tego turnieju pod każdym względem. Nie mamy takiej pięknej hali, nie mamy takich warunków noclegowych. Być może i organizacyjnie trudno będzie sprostać, ale jestem przekonany, że otwartego serca i życzliwości nam nie zabraknie. O tym przekonałem się, gdy jeszcze tego samego wieczora rozmawiałem z naszą młodzieżą w miejscu zakwaterowania w przepięknym ośrodku Leśny Dwór. Widziałem, jak im oczy pałały, gdy oznajmiłem, że w kalendarzu zapisujemy: „4-6 listopada – Ełk”.
Duchowe sprawy
Nasz pobyt nie ograniczył się wyłącznie zmaganiami sportowymi, bo jak na Salezjanów przystało, zadbali też i o duchowe sprawy. Następnego dnia z rana uczestniczyliśmy we mszy św. w kościele pod wezwaniem św. Rafała Kalinowskiego. Co więcej , nie byliśmy tylko biernymi uczestnikami, ale dwie nasze najmłodsze zawodniczki Ariana i Adriana zgłosiły się do czytania Liturgii Słowa Bożego. Jako pierwsza urywek z Księgi proroka Ezechiela przeczytała Adriana, natomiast jako druga urywek z listu św. Pawła apostoła do Filipian przeczytała Ariana. Byłem dumny ze swych wychowanek, że chciały, nie lękały się, że dbają nie tylko o sprawność fizyczną, ale i duchową. W moim głębokim przekonaniu to ma iść w parze i ta druga część duchowa ma być na pierwszym miejscu, w przeciwnym razie ta droga prowadzi donikąd. Liturgię upiększył dziecięcy chór. Do głębi duszy wzruszyły dwie piosenki: „Weź moje życie w swe dłonie” i „Jak dobrze jest dziękować Ci, Panie”.
I ja i cała nasza młodzież była wdzięczna za ten wyjazd, za niesamowitą przygodę, za dobro, które nas tutaj spotkało. Ależ jakie było nasze zdziwienie, kiedy podczas ogłoszeń to ksiądz Wojtek dziękował nam za udział, za obecność i wierność, a kościół na stojąca nam oklaskiwał. To było niesamowite przeżycie, nieoczekiwany zwrot akcji, na które z pokorą odebraliśmy.
Żegnając się z Ełkiem przekonałem się po raz kolejny, że Salezjanie są wielkim darem dla każdego miasta, w którym są i działają.
Waldemar Szumski
Trener siatkówki