Naczelna Izba Lekarska uznała, że nie ma podstaw do postawienia Panu zarzutu popełnienia przewinienia zawodowego. Wcześniej swoje śledztwo umorzyła prokuratura. Prawda zaczyna wychodzić na światło dzienne...
– Prawda, czyli właściwa ocena tego, co się stało rok temu. Bardzo się cieszę z tej decyzji. Ta ocena jest dla mnie bardzo ważna. Dodaje mi otuchy, radości i satysfakcji. Jest też wyrazem przekonania, że lekarz jest człowiekiem, który ma swoje sumienie. Lekarz nie jest bezdusznym urzędnikiem państwowym. Kierujemy się w swoim życiu, także zawodowym, systemem wartości.
Temu ma służyć klauzula sumienia.
– Tak, która w ustawie o zawodzie lekarza nie jest najlepiej sformułowana. Lekarz, który chce uniknąć udziału w czynności medycznej, która jest sprzeczna z jego systemem wartości, musi wskazać lekarza, który go zastąpi. W ten sposób faktycznie będzie uczestniczył w organizacji tej procedury.
W ciągu ostatniego roku działo się bardzo dużo wokół Pana. Pojawiały się takie momenty, w których myślał Pan: „To już mnie przerasta"?
– Chwilami tak. Szczególnie na samym początku. Ataki mediów głównego nurtu i traktowanie mnie w sposób obcesowy, arogancki i agresywny ostatecznie mnie wzmocniły. Z czasem utwierdziłem się w przekonaniu, że to jest jednak właściwa droga i że trzeba tą drogą iść. Trzeba więc to świadectwo dawać, skoro w tym miejscu zostałem postawiony. Nie uważam, że odmowa przeze mnie wykonania aborcji jest czymś szczególnym czy wyjątkowym, ale tak się złożyło, że urosło to do rangi pewnego symbolu.
Dostrzega więc Pan w tym dobro.
– Cieszę się, że sumienia się obudziły. Dobrze, że problem obrony życia dzieci nienarodzonych, ale i osób starszych, schorowanych, zaczął docierać do społeczeństwa. Pojawiła się pewna wrażliwość, którą widzę w twarzach i wyrazie oczu osób, które przychodzą na spotkania ze mną. Dziś wyjeżdżam do Szwajcarii na kilka spotkań z ludźmi, których ta sprawa interesuje. Staram się nie odmawiać zaproszeń na spotkania, bo uważam, że to jest pokłosie tej sprawy i trzeba je odpowiednio wykorzystać na chwałę Bożą i ku zbawieniu dusz. To zainteresowanie nie słabnie, także ze strony mediów, i Bogu niech będą dzięki.
To z Boga czerpie Pan siłę do dalszej drogi?
– Nie chciałbym, żeby Czytelnicy portalu NaszDziennik.pl myśleli, że przesadnie tę kwestię oceniam, ale niejednokrotnie odczuwałem jakieś ogromne wsparcie, zwłaszcza w trudnych momentach. Bywało też tak, że wydawało mi się, że ktoś podpowiada mi, co mam powiedzieć, jak się zachować, jakich argumentów użyć.
Skąd pomysł na otwarcie Poradni Zdrowego Rodzicielstwa?
– Doświadczenie koleżanek i kolegów, lekarzy katolickich, i moje mówi, że jest wiele pacjentek, które są przywiązane do swojego systemu wartości. W poradniach, które są dostępne, nie znajdują wspólnego języka z lekarzem czy położną ze względu na różną ocenę niektórych spraw związanych z godnością życia. Dlatego też postanowiliśmy stworzyć poradnię, która oprze swoje działanie na Magisterium Kościoła. W poradni będziemy starać się udzielać kompetentnych, zgodnych ze współczesną medycyną porad medycznych. Udzielać będziemy także wsparcia psychicznego i duchowego pacjentom. Cechą wyróżniającą tej poradni będzie to, że będziemy udzielać wsparcia kobietom, które zaskoczył dar życia i nie wiedzą, jak mają sobie poradzić. Będziemy także pomagać tym matkom, u których dzieci rozpoznano przed urodzeniem nieprawidłowości rozwojowe.
Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik?
– Tak. Cieszę się, że to dzieło na etapie przygotowawczym zostało już zakończone. Jest personel, są urządzenia, jest lokal.
Kiedy pojawią się pierwsze pacjentki?
– Już w ciągu kilku dni.
Patronem poradni jest Jan Paweł II. Dlaczego?
– Jego nauka, jego zainteresowanie i Duch Święty, który przez niego przemawiał, przyczyniły się do tego, że zagadnienia bioetyki stały się znane i wypowiedziane przez Kościół w encyklice „Humanae vitae". Wiemy, jak te sprawy leżały Ojcu Świętemu na sercu i co dla nich zrobił. Wiemy, jak martwiło go to, że lekarze katoliccy tak słabo się organizują i że nie wypowiadają otwarcie swoich opinii. Nawoływał także, aby wspierać tych lekarzy, położne i pielęgniarki, które bronią życia i którym z tego powodu przytrafiają się smutne historie. Jest to wielki patron. Będziemy starać się dorastać do jego nauki i tak udzielać pomocy medycznej, psychologicznej i duchowej, żeby była zgodna z jego nauczaniem.
Liczy Pan na to, że kiedyś ponownie zostanie Pan dyrektorem Szpitala Świętej Rodziny?
– Ta sprawa znajduje się obecnie w Sądzie Pracy, do którego zwróciłem się z wnioskiem o przywrócenie na poprzednie stanowisko. Tutaj nie chodzi o posadę, ale o zasady. Chodzi o to, aby decyzja Sądu Pracy wzmacniała pewność siebie lekarzy katolickich czy wierzących dyrektorów. Jeżeli wygram sprawę w sądzie, a wierzę, że się tak stanie, dzięki temu będą czuli się pewniej w swoich miejscach pracy. Bo jeżeli sprawy mają dalej iść tak jak do tej pory, to niebawem dojdzie do tego, że katolicy nie będą ginekologami i dyrektorami szpitali. Dojdzie więc do dyskryminacji ludzi ze względu na ich poglądy.
Dziękuję za rozmowę.
Rafał Stefaniuk
"Nasz Dziennik"