„Jeśli obecna polityka Agencji Żywności i Leków zostanie utrzymana, środki potencjalnie szkodliwe będą wysyłane pocztą bezpośrednio do dziewcząt i kobiet, które nie spotkały się osobiście z lekarzem. Mogą one ucierpieć albo umrzeć, a opinia publiczna nie dowie się, jaka była przyczyna” – wskazują duchowni.
Księża biskupi zwracają uwagę, że w przypadku tzw. chemicznej aborcji nie można używać określenia „lek”, gdyż zadaniem mifepristonu i mizoprostolu nie jest leczenie choroby pacjenta, lecz zatrzymanie życia rozwijającego się pod sercem matki.
„Amerykańskie przepisy zezwalają kobiecie na przyjmowanie mifepristonu do 10. tygodnia ciąży, kiedy to jej nienarodzone dziecko będzie już miało bijące serce, wczesną aktywność mózgu i częściowo rozwinięte oczy, uszy, usta oraz nos. Zabija dziecko poprzez blokowanie hormonu progesteronu, który odcina mu dopływ tlenu i składników odżywczych. Druga pigułka, mizoprostol, jest przyjmowana od 24 do 48 godzin po mifepristonie, aby wywołać skurcze mające na celu wydalenie ciała dziecka z matki, zasadniczo wywołując poród” – czytamy na stronie Human Life International – Polska.
Zażywanie tabletek umożliwiających zabicie nienarodzonego dziecka może również doprowadzić do śmierci matki. Rejestr zdarzeń niepożądanych Agencji Żywności i Leków przytacza 28 zgonów kobiet w okresie od września 2000 r. do czerwca 2022 roku. Ponadto, pomimo że Agencja przestała wymagać raportów o zdarzeniach niepożądanych innych niż śmiertelne w 2016 r., zgłasza łącznie 4 tys. 213 zdarzeń niepożądanych, w tym 1 tys. 48 hospitalizacji, 604 przypadki krwotoków wymagających transfuzji, 97 ciąż pozamacicznych i 414 infekcji (71 z nich ciężkich).
Biskupi zauważają, że liczba kobiet, u których wystąpiły niepożądane skutki, jest prawdopodobnie wyższa. Powołują się tu na recenzowane badanie z 2015 roku, które wykazało, że ponad jedna trzecia kobiet trafiła na pogotowie w ciągu trzydziestu dni po dokonaniu aborcji chemicznej.
„Powikłania są prawdopodobnie niedostatecznie zgłaszane w USA, ponieważ wiele z nich jest leczonych na szpitalnych oddziałach ratunkowych, gdzie lekarze mogą nie wiedzieć o aborcji lub nie zapisać jej jako takiej w dokumentacji medycznej” – czytamy w dokumencie duchownych.