– Tak się złożyło, że na okres Wielkiego Postu przypadły pierwsze tygodnie kwarantanny. Zastanawialiśmy się, jak to będzie: bez kościoła, bez wspólnych Mszy, a przede wszystkim bez nabożeństw na Wielkanoc, która dla chrześcijan jest największym świętem. Ja i moje koleżanki słuchamy Mszy św. w radiu i telewizji. Nie każda osoba w starszym wieku ma opanowany Internet i może poradzić sobie np. z Facebookiem. Cieszę się, że w „Tygodniku” są publikowane fragmenty Ewangelii na każdy dzień. Zawsze można sięgnąć po wydrukowane słowo Boże, przeczytać je, rozważać… – dzieliła się swymi spostrzeżeniami pani Bernadetta, która jest też zaangażowana w pracę dla kościoła: sprząta, porządkuje teren przykościelny, urządza dekoracje.
W tym roku nie było dekoracji wielkopostnych. Nie było w kościele urządzanych grobów Pańskich i ciemnic. Pani Bernadetta podkreśla, że zarówno ona, jak i jej sąsiedzi oraz znajomi ze wsi – z Kowalczuk, Szumska i okolic – łączą się we wspólnej modlitwie do św. Józefa każdego wieczoru o godz. 20.00, jak do tego zachęcają biskupi.
– Episkopat Litwy zaproponował wiernym, żeby modlili się do św. Józefa o ustanie w naszym kraju zarazy koronawirusa. Dla przypomnienia tego wydarzenia codziennie o godz. 20.00 biją dzwony. Ich dźwięk przypomina nam o jedności z Kościołem, zachęca do modlitwy, ale też przypomina piękną tradycję i historię ich powstania i ważną rolę, jaką odgrywały w każdym chrześcijańskim środowisku – opowiada Bernadetta Mikulewicz i zaznacza, że historia dzieli się na dwa wzajemnie przeplatające się okresy: gdy armaty przelewało się w dzwony i gdy z dzwonów robiło się armaty. – Początków historii dzwonów trudno szukać w dokumentach. Znane już były 4 tysiące lat temu w Chinach, w starożytnym Egipcie, Rzymie, Grecji. Różny miały wygląd: niektóre zbijano z żelaznych blach, inne były kwadratowe, w kształcie beczek, aż w końcu przybrały wygląd, jaki znamy dzisiaj. Okazuje się, że w liturgii chrześcijańskiej to papież Sabinian, żyjący w V wieku, nakazał, aby biciem w dzwony obwieszczano mijające godziny.
– W moje ręce trafiła niedawno książka, gdzie jest opisana historia dzwonów, zainteresowałam się tym. Wyczytałam tam m.in., że najwspanialszy moskiewski dzwon Car, który ma wysokość 8 metrów, a waży 200 ton, nigdy nie zagrał. Spadł przy próbie zawieszenia. „Car Kołokoł” stoi dzisiaj martwy na granitowym postumencie u podnóża dzwonnicy Iwana Wielkiego na Kremlu. W Japonii bije kolos 110-tonowy, dzwon w Pekinie waży 53 tony, a wylany był w roku 1403. Najsłynniejszy polski dzwon Zygmunt z sercem, jarzmem, łożyskami i huśtawką z linami waży 12 600 kg; w tym serce dzwonu: 365 kg i klosz: 9650 kg. Zygmunt bije w najważniejsze uroczystości religijne i narodowe, a także w czasach nieszczęścia, ostatnio 25 marca w czasie modlitwy o ustanie pandemii koronawirusa – mówi pani Bernadetta i dodaje, że dzwony miast, miasteczek i wsi biły, aby odpędzić od ludzi demony, złe moce, zsyłające śmierć i choroby, biły w czasie zarazy i morowego powietrza.
– Dzwony towarzyszą ludziom w czas radości i czas trwogi, w godziny modlitwy i godziny walki. Obwieszczają narodziny i śmierć. Długo wyznaczały rytm dnia, wybijając godziny. Teraz zaś niektórzy narzekają, że zakłócają odpoczynek, dokuczają. Wzywały i wzywają wiernych w parafii na nabożeństwa, dlatego niepełny wydaje się dzisiaj kościół, który milczy, gdy przychodzi czas dzwonienia na „Anioł Pański”. Biły dzwony żałobne, wołając wiernych do odmówienia modlitwy za poległych w czasie walk. Dzwony strzegły i przestrzegały oraz przekazywały wieści o zbliżających się do granic miasta nieprzyjaciołach. Biły na trwogę, wzywając wszystkich do pomocy przy gaszeniu pożaru, uchodzeniu przed powodzią, do rozpędzania chmur gradowych. Jednoczyły mieszkańców – wyjaśnia mieszkanka Kowalczuk.
Niektóre dzwony noszą dumne napisy: „Dopóki dzwonię, daleko odstąpi ogień, grad, pioruny, zaraza, niegodziwości szatana”. A dzwon w Genewie ma napis: „Dżumę odpędzam, złe duchy zwalczam”. Bito w dzwony tak głośno, że ludzie nie mogli porozumieć się między sobą. Wielki dzwon w Strasburgu aż pękł od nieustannego bicia w dniach epidemii dżumy. Bernadetta Mikulewicz podkreśla, że informacje o reakcji na morowe powietrze sięgają wielu wieków przed naszą erą i starych kultur azjatyckich.
– Dosyć długo trwało aż skojarzono pewne fakty. Zarazę niegdyś najczęściej przenosiły myszy, szczury i inne gryzonie. Przez nie trafiały do ludzkich domów bakterie, wszy i pchły. Opanowywały miasta i wsie. Natomiast ultradźwięki działają paraliżująco na gryzonie. Takie fale o bardzo wysokich częstotliwościach zadają im śmierć. Bito w dzwony i dzwoneczki, gdy pojawiały się pierwsze oznaki zarazy, dlatego szczury i myszy kryły się pod ziemię, w piwnicach i masowo uciekały. To przerywało łańcuch „czarnej śmierci” – mówi pani Bernadetta i dodaje, że symboliczne znaczenie i piękny obrzęd był, gdy dzwonom nadawano imię, np. Dzwon Niewoli 1772-1918, Dzwon Poległych 1914-1920, Dzwon Wyzwolenia 1762-1920, Dzwon Odrodzenia. Na płaskorzeźbach widnieją portrety Mickiewicza, Słowackiego, Kościuszki, symboliczne sceny czasów narodowej niewoli. Drewniane reliefy z wizerunkami świętych i scenami biblijnymi, wiele z tych dzwonów służy do dziś.
– Każdy dzwon ma swoją historię. Wzruszająca legenda dzwonów czasem przychodzi do odlewni, a czasem, po upływie wieków, ludzie otaczają dzwony opowieściami, przypisując im cudowne właściwości. Wzruszyła mnie historia dzwonu w jednej ze wsi w Polsce. Dzwon Pojednania zawisł w parafii Nowe Piekuty na pamiątkę pacyfikacji przez Niemców wsi Krasowo-Częstki. W 1943 roku Niemcy wymordowali 257 mieszkańców wsi w odwecie za śmierć 8 żandarmów, którzy zginęli w starciu z oddziałem AK. Zginęli w przeważającej części kobiety, dzieci i starcy, którzy pozostali w osadzie. Od 1946 roku miejsce, w którym zamordowano mieszkańców wsi jest upamiętnione kaplicą ufundowaną przez mieszkańców wsi oraz przez pochodzącego z tej wsi księdza Józefa Kaczyńskiego. Dzięki jego działaniom mieszkańcy niemieckiego Mackenheim ufundowali „Dzwon Pojednania”, który zawisł w kościele w Nowych Piekutach. Proboszcz będąc w Niemczech, w rocznicę tamtego mordu wygłosił płomienne kazanie w kościele Mackenheim o krzywdzie wyrządzonej małej polskiej wsi. Poruszył nim niemieckich parafian, którzy chcieli jakoś wynagrodzić haniebny czyn rodaków. Przystali na propozycję księdza, żeby ufundować dzwon, który swoim biciem przypominałby o dawnym wydarzeniu i przestrzegałby potomnych przed dokonaniem czegoś podobnego – opowiada pani Bernadetta.
– Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji bijące dzwony będą przypominać ludziom, jak ważne jest zwrócenie się do Boga i pamięć o innych ludziach w tych trudnych czasach, kiedy nie możemy się z nimi spotykać, a także pamięć o tych, którzy odchodzą często w samotności, bez pożegnania z bliskimi – rozważa mieszkanka Kowalczuk.
Zanotowała Teresa Worobiej
Tygodnik Wileńszczyzny
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.