Do dziś śpiewamy pieśni wielkanocne, których teksty są zabytkami z początków piśmiennictwa polskiego – XII wieku. Czy wiadomo, kiedy zaczęto je śpiewać w Wilnie?
Polskie śpiewy w Wilnie jeszcze do końca nie są zbadane, trzeba znaleźć źródła, na podstawie których można zrobić wnioski, obecnie ich jest bardzo mało. Stało się tak dlatego, że gra organisty czy kapeli – to często była sprawa użytkowa, służąca przede wszystkim liturgii, a dopiero w drugim rzędzie – muzom i sztuce. Nuty kapeli najczęściej przechowywano albo na chórze, przy organach, albo w zakrystii. Gdy były kasaty zakonów w XIX wieku po Powstaniu Styczniowym czy po Listopadowym, takie rzeczy niszczono, wyrzucano jak niepotrzebne śmieci, dlatego trudno prześledzić rozwój tej muzyki. Zbiory muzyczne, przekazywane około 1948 roku, po zamknięciu większości wileńskich kościołów, do archiwum, dopiero są wydobywane i wprowadzane do katalogów, na razie do wielkiej ich części nie ma dostępu, a więc odkrycia naukowe w tej dziedzinie jeszcze przed nami.
Co w takim razie dzisiaj możemy powiedzieć o miejscowej tradycji śpiewów wielkanocnych?
Czy jakieś pieśni były wykonywane na tych terenach i w jakim zakresie, czy to były śpiewy łacińskie, czy polskie, na ile jakaś pieśń była w użytku, czasami bardzo trudno powiedzieć. Kultury religijne Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, pomimo dużych wpływów i wzajemnych relacji, miały pewne różnice. Jakby nie było, do Wilna później dochodziły nowości, niż np. do Krakowa. Sprowadzanie śpiewników było drogą i niełatwą sprawą. Powielano je, przepisując ręcznie, dlatego są różne warianty tych pieśni, czasami nawet trochę komiczne.
Na czym te różnice polegają?
Weźmy, na przykład, pieśń „Wesoły nam dzień dziś nastał". Na Wileńszczyźnie śpiewa się zupełnie inne zakończenie zwrotek, w środku też jest pewna różnica między tym, jak się obecnie śpiewa w Polsce. Mamy taką lekką odmienność melodyczną, skąd ona się wzięła – to jest kwestia zbadania. By poznać historię pieśni wielkanocnych, śpiewanych na Litwie, trzeba by przejrzeć również źródła XV i XVI wieków, ale nie wszystkie istniejące wówczas śpiewniki można obecnie odszukać. Czyli znów mamy ograniczenie w badaniu tego, co było po chrzcie na Litwie. Litewskojęzyczne śpiewniki zaś często były protestanckimi.
Czy w Wilnie również powstawały śpiewniki?
Są dane, np., o polskich ,,Pieśniach nabożnych..." wydanych w Wilnie, w drukarni Leona Mamonicza, ale to dopiero początek XVII wieku.
Coś jednak śpiewali katolicy wileńscy do tego czasu podczas liturgii?
Na pewno były śpiewy łacińskie. Czytałam interesujący doktorat Jonasa Vilimasa – jest dostępny w Internecie – który próbował zbadać, czy była jakaś oddzielna tradycja śpiewu w WKL i w Koronie. Jednak do końca nie stwierdził on, że rzeczywiście była oddzielna, swoja, jak np. we Francji czy w Niemczech. Bo Wilno tak naprawdę było miastem zakonów.
To miało wpływ na śpiewy?
Każdy zakon miał swoją tradycję, swoje śpiewy. Ogromna jest np., tradycja trzech gałęzi zakonu franciszkańskiego, z których w Wilnie byli bernardyni i franciszkanie konwentualni. Pierwsi biskupi wileńscy byli franciszkanami; pierwszą reformę brewiarza i liturgii również przeprowadzili franciszkanie.
Kościół katolicki co jakiś czas wprowadzał reformy. Najczęściej bywało tak, że odchodził od chorału gregoriańskiego, a później jakby znowu przygarniał go w swoje objęcia. Najczęściej to był śpiew łaciński, więc Lud Boży nie do końca mógł zrozumieć, co jest śpiewane. Stolica Apostolska wymagała wykonywania pewnych śpiewów, ale były też mocne miejscowe tradycje, które utrzymały się długo. Miejscowi zakonnicy nie zawsze od razu wykonywali polecenia, gdyż np. to było dla nich za trudne albo nie mieli z czego; póki przepisali wszystkie nutki, póki ,,rozmnożyli" w skryptoriach, mijało też sporo czasu.
Dlaczego Stolicy Apostolskiej chodziło o ujednolicenie śpiewu w Kościele?
Rzym po prostu stwierdzał, że niektóre śpiewy są wręcz niestosowne, że nie może tak być i wtedy wystosowywał pisma. Np., – były to czasy przed klasycyzmem – w pewnym momencie do kościoła zaczęły wchodzić nowe instrumenty orkiestry. I powiedziano, że nie wolno. Nie można było w świątyni używać np. bębnów, kotłów.
W Wilnie dostosowano się do zakazu?
Trzeba przyznać, że do niedawna prawie w każdym kościele były bębny i kotły, w śś. Piotra i Pawła zresztą zostały one do dnia dzisiejszego.
Podobno są zdobyczne.
Oczywiście, w bardzo różny sposób trafiały one do świątyń, były i kozackie, i inne, ale w XVIII – XIX ww. kotły wykorzystywano w liturgii, widnieją one w inwentarzach, najczęściej dwa. Uderzano w nie w czasie procesji, na Podniesienie.
Nie używano dzwoneczków?
Dzwoneczków używano, ale również uderzano w kotły i trąbiono. Unici mieli takie bębny, franciszkanie również. Są opisy procesji na św. Kazimierza, do której wynajmowano ludzi do śpiewu i grania, byli wśród nich też kotlarze, ktoś niósł bęben, a ktoś w niego uderzał. Czytałam opis procesji w Kalwarii Żmudzkiej (myślę, że podczas rezurekcyjnej było podobnie), podczas której śpiewano i przy okazji uderzano w kotły, ot, taka muzyka była. Jednak nowe instrumenty orkiestry w końcu zaistniały w kościele.
Teraz kotły nie są zabronione?
Kościół nadal wystosowuje pewne dokumenty, dotyczące instrumentów, np. nie jest mile widziany saksofon, również akordeon. Co do gitary też są zastrzeżenia.
Przecież cała muzyka młodzieżowa gitarą stoi...
Właśnie na tym sprawa polega, że muzyka liturgiczna to nie świecka. Kościół zawsze próbował regulować, odcinać się od zdobyczy muzyki świeckiej. Pewne nowoczesności – jak najbardziej, ale miało to mieć ducha kościelnego. Ale poznałam w swoim życiu kilka osób, które grały na gitarach tak, jak przystało na kościół, nie walili w instrument jak na pikniku religijnym. Bo to, co można poza kościołem, nie zawsze można w liturgii. Tak, to jest bardzo ważne a jednocześnie to problem dla ludzi, którzy śpiewają w kościele, by mieć wyczucie, na co sobie można pozwolić, na czym i co grać.
Chodzi o samą Mszę św. czy w ogóle o wykonywanie utworów w kościele?
Koncerty w kościele też nie mogą być byle jakie, z byle jaką muzyką i tekstami, które np. zawierają coś przeciw Panu Bogu. Jeżeli chodzi o ustalenia prawne, to są dokumenty, co wypada śpiewać, co nie wypada, tylko pytanie, czy organista o tym wie i do tego dostosowuje się.
Wracając do śpiewów wielkanocnych, czy ludzie je znają i czy lubią śpiewać?
Myślę, że kolędy są u nas bardziej znane i popularne, niż pieśni wielkanocne, powiedziałabym, że nawet pieśni pasyjne są chyba bardziej rozpowszechnione.
Podobno koło Zułowa przed wojną śpiewano pieśni wielkanocne nie tylko w kościele, ale i po domach. Na ile to była rozpowszechniona tradycja?
Na święta w zwyczaju było np. chodzenie z winem, łałymowanie, odwiedzanie siebie nawzajem. Łałymowanie – chodzenie mężczyzn z piosenkami, z życzeniami dla gospodarzy – było znane na Wileńszczyźnie. Była też tradycja śpiewania przy tej okazji „Wesoły nam dzień dziś nastał", śpiewano ją, idąc od jednego domu do drugiego. Życzenia dla gospodarzy były „tworzone" na miejscu, uwzględniając liczbę członków rodziny i płeć domowników.
Opowiadała mi o tym babcia, która pochodziła z parafii bujwidzkiej. Mówiła, że na Wielkanoc koniom w zaprzęgu koniecznie zakładano janczary – takie dzwoneczki zawieszone przy chomącie. Jak konie jechały, to te janczary dźwięczały – to babci zostało w pamięci o świętach. Ludzie odwiedzali się, składali sobie życzenia, a jak już koszyk u łałymujących był pełny, robiono zabawę, potańcówkę, która często odbywała się u moich dziadków, bo mieli duży dom. Ta tradycja była żywa jeszcze po II wojnie światowej.
Pani od wielu lat gra na organach w kościele franciszkańskim w Wilnie, może kilka słów o procesji rezurekcyjnej, wiem, że jest trochę nietypowa.
Procesja rzeczywiście robi niesamowite wrażenie: w nocy, gdzieś przed trzecią, miasto śpi, a tu – dzwonki, śpiew, procesja w ciemnościach. Ludzie wychodzą z nocnych barów, zobaczyć, co się dzieje... W Wilnie chyba tylko dominikanie i franciszkanie mają takie nocne czuwanie.
Jaka pieśń wielkanocna jest Pani ulubioną?
Najbardziej z pieśni wielkanocnych lubię „Regina coeli laetare", czyli „Wesel się, Królowo miła", może z tej racji, że przez cały rok liturgiczny, oprócz okresu wielkanocnego, często śpiewamy „Anioł Pański", szczególnie organiści. I dla mnie czas, kiedy mogę zamiast tego zaśpiewać „Wesel się", jest szczególnie miły. Chociaż ludzie czasem pytają, czemu nie śpiewam „Anioł Pański", jak w innych kościołach. Mówię, że takie zalecenie i tak powinno się śpiewać. Cóż, czasami pewne przyzwyczajenia bardzo trudno zmienić.
Rozmawiała Alina Stacewicz
Fot. autorka
Rota