Wiceprzewodniczący PKBWL Andrzej Pussak poinformował o tym podczas poniedziałkowego briefingu w pobliżu miejsca prac przy wraku samolotu. „Każdy znajdujący się tam przyrząd jest kopalnią wiedzy. Jeżeli stan techniczny tych urządzeń pozwoli, będziemy je kolejno odczytywać w zakresie np. prędkości, pochylenia, przechylenia czy zapisu urządzeń radionawigacyjnych" - mówił ekspert.
W sobotę po południu w katastrofie samolotu piper navajo używanego przez prywatną szkołę spadochronową zginęło 11 osób; ocalała jedna – ok. 40-letni mężczyzna.
Prace w miejscu katastrofy trwają od soboty. Najpierw prokuratorzy przeprowadzili wstępne oględziny wraku oraz zwłok. W sobotę wieczorem dołączyli do nich członkowie PKBWL. W niedzielę specjaliści Komisji, przy pomocy strażaków, rozpoczęli rozbiórkę samolotu - tego dnia udało się to zrobić w ok. 90. proc. Od wraku zostały oddzielone najbardziej newralgiczne – według ekspertów - elementy, czyli silniki i zespoły śmigieł z tzw. reduktorami, które oczekiwały już na dalsze ekspertyzy.
Jak poinformował w poniedziałek wiceszef PKBWL, tego dnia rano do dotychczas badającego wrak zespołu dołączyli specjaliści zajmujący się rejestratorami i elektroniką pokładową. Spośród zniszczonych elementów mieli wydobywać te, które mogą nosić w modułach pamięci jakiekolwiek informacje. Inny zespół miał zająć się badaniem części kadłuba mieszczącej kabiną pasażerską, gdzie znajdowali się skoczkowie.
Dopytywany o sygnalizowaną w niedzielę hipotezę, jakoby do katastrofy mogła przyczynić się awaria jednego z silników, wiceszef PKBWL powtórzył, że wiedza, jaką dysponuje Komisja, wskazuje na ten kierunek myślenia.
„To, co jest związane z napędami tego samolotu, jest wyizolowane i czeka już na dalsze ekspertyzy w specjalistycznych pracowniach. Natomiast obecny etap (prac związany z instrumentami pokładowymi – PAP) jest bardzo istotny – jeżeli cokolwiek z niego pozyskamy, wniesie materiał, który albo obali wcześniej przyjęte hipotezy, albo nas w nich utwierdzi" - zastrzegł Pussak.
Wyjaśniał też, że członkowie Komisji – prócz analizy sytuacji z powietrza – korzystają m.in. z pracy kamer ściągniętego z Katowic specjalistycznego wozu. Te dane pozwoliły potwierdzić informacje o konfiguracji samolotu w momencie zderzenia z ziemią. Samolot uderzył w nią pod bardzo dużym kątem pochylenia (ok. 90 stopni w stosunku do osi podłużnej samolotu), a także przechylenia (ok. 70 stopni). Miał wówczas niewielką prędkość – jego szczątki znalazły się na bardzo małym terenie.
Ekspert wyraził w poniedziałek nadzieję, że „bardzo cennych informacji" nt. okoliczności katastrofy dostarczy zaplanowane na ten dzień przesłuchanie ocalałego 40-latka, w którym oprócz prokuratorów i policjantów miał też wziąć udział przedstawiciel Komisji.
Wiceszef PKBWL zaznaczył, że nad wyjaśnieniem katastrofy pracuje kilka ekip Komisji, które zajmują się różnymi informacjami i danymi. Jedna z nich sprawdza historię samolotu, inna - personel, który zajmował się i latał maszyną na lotnisku w Rudnikach, jeszcze inna stara się np. zweryfikować, czy ciężar startowy samolotu był - zgodnie z instrukcją maszyny - dostosowany do sobotnich warunków, m.in. wysokiej tego dnia temperatury.
Na ciężar ten wpływ miała m.in. ilość zatankowanego paliwa i ciężar zabranych w powietrze ludzi oraz sprzętu. Część potrzebnych tu informacji mają dostarczyć rozpoczynające się w poniedziałek sekcje zwłok ofiar katastrofy. Inne powinny były znajdować się w dokumentach, których znajdująca się na pokładzie część uległa zniszczeniu w chwili katastrofy.
Niezależnie od uszkodzeń od uderzenia o ziemię, wrak spłonął w ok. 80 proc. Na pokładzie spalił się m.in. pokładowy dziennik techniczny, w którym notowane powinny być bardzo dokładne dane dotyczące np. obsługi technicznej, ilości tankowanego paliwa (co przekłada się na ciężar) czy ciężaru zabieranych skoczków czy spadochronów. „To jest jednodniowy życiorys tego samolotu" - wyjaśnił w poniedziałek Pussak.
Jednym z dodatkowych problemów jest fakt, że samolot był zarejestrowany w Stanach Zjednoczonych. Komisja sprawdza więc np., czy zgodnie z przepisami wykonywanie nim lotów w polskiej przestrzeni powietrznej zostało zgłoszone do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, czy też jak wyglądała bieżąca obsługa techniczna maszyny – według przepisów kraju rejestracji. Przedstawiciele PKBWL kontaktują się w tej sprawie ze swoim amerykańskim odpowiednikiem.
Po zaplanowanym na poniedziałek demontażu z wraku wybranych urządzeń, członkowie Komisji zaplanowali na wtorek rozpoczęcie ich przewożenia w różne miejsca – do specjalistycznych badań. W czwartek ma odbyć się spotkanie wszystkich pracujących nad sprawą zespołów PKBWL, które kolejno przedstawią swe ustalenia, a potem wspólnie będą je analizowały.
Tzw. raport wstępny ze swoich prac Komisja przedstawi w ciągu 30 dni. Jej specjaliści akcentują jednak, że ich rolą nie jest orzekanie o winie, lecz znalezienie przyczyny zdarzenia i wskazanie właściwych działań profilaktycznych. Śledztwo pod kątem przestępstwa sprowadzenia katastrofy w ruchu lotniczym prowadzi częstochowska prokuratura. Główne kierunki postępowania dotyczą możliwości: awarii maszyny, błędu ludzkiego oraz nieprawidłowości przy organizacji i kontroli lotu.
Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach. Samolot spadł niedługo po starcie, w pewnej odległości od zabudowań, w miejscowości Topolów, w gminie Mykanów. Był to dwusilnikowy Piper PA-31 Navajo o rejestracji N11WB – niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową Omega. Po katastrofie wrak palił się. W chwili przyjazdu strażaków na miejsce poza samolotem znajdowały się trzy osoby, które zdołał wyciągnąć z wraku mieszkający w pobliżu b. strażak.
Choć pożar został szybko ugaszony, ciała dziewięciu ofiar, które znajdowały się we wraku zostały praktycznie zwęglone. Sekcje zwłok miały być wykonywane od poniedziałku. W przypadku ofiar, które po katastrofie pozostały w maszynie, konieczne będą badania DNA. Choć prokuratorzy mają wiedzę nt. tożsamości ofiar, nie ujawniają o nich bliższych informacji.
Uratowany mężczyzna m.in. ze złamaniami ręki, żeber i uszkodzeniem kręgosłupa na odcinku lędźwiowym został przetransportowany helikopterem do częstochowskiego szpitala. Jego stan – również psychiczny - lekarze konsekwentnie określali jako stabilny; do poniedziałku monitorowali go na oddziale intensywnej opieki medycznej. W poniedziałek specjaliści uznali, że nie ma już przeciwwskazań dla rozmowy pacjenta ze śledczymi. Wczesnym popołudniem mieli też rozważyć prośbę rodziny o przewiezienie rannego na dalsze leczenie do Krakowa, skąd pochodzi.(PAP)