– Większość świadków historii już odeszła, a wśród tych, którzy pozostali, wciąż są osoby, które boją się otwarcie mówić na ten temat. Do tych ludzi przede wszystkim staramy się docierać, rejestrować ich relacje, bo to ostatnie chwile, aby poznawać historię widzianą oczami tych, którzy ją przeżyli – mówi Jacek Karczewski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.
Dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce podkreśla, jak ważne jest docieranie do krewnych Żołnierzy Wyklętych. – Cały czas zgłaszają się osoby, jak po artykule o Zygmuncie Kwiatkowskim „Zrywie”. W chwili publikacji o nim artykułu w „Naszym Dzienniku” nie mieliśmy jego żadnego zdjęcia, a teraz z dwóch różnych źródeł dostaliśmy fotografie, jedna z nich jest zamieszczona w książce „Śladami Niezłomnych” – zauważa Jacek Karczewski i dodaje, że jest bardzo wdzięczny rodzinom za takie gesty.
Książka „Śladami Niezłomnych” zawiera 30 opowieści o żołnierzach, którzy nie poszli na współpracę z komunistami. Dla nich okupacja nie skończyła się w 1945 roku. – Oni mieli świadomość wielkości sprawy, o którą walczą, wiedzieli, że muszą dać przykład, świadectwo kolejnym pokoleniom – mówi Jacek Karczewski. – Na pogrzebie „Inki” mowa była o ziarnie, które komuniści chcieli splugawić, zakopać, a okazało się, że z niego wyrósł piękny owoc – stwierdza autor „Śladami Niezłomnych”.
na podst. "Nasz Dziennik", RP
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.