Teoretycznie każde spotkanie na szczeblu międzypaństwowym powinno być przyczynkiem do nowego otwarcia. Tyle, że takich spotkań było już wiele, a sytuacja Polaków na Litwie ulegała systematycznemu pogorszeniu. Traktat polsko–litewski jak był, tak i jest przez stronę litewską łamany, zaś konwencje międzynarodowe, chroniące mniejszości, są przez ten kraj nadal nieprzestrzegane. Politycy litewscy prowadzą niezmienną politykę usypiania Polski. Dużo obiecują, zapewniają zmiany, ale wszystkie te deklaracje okazują się tylko pustosłowiem. Interesują ich tylko własne korzyści, szczególnie w zakresie energetyki, natomiast po każdej z tych szumnych wizyt Litwa zaostrza kurs wobec polskiej mniejszości. Czas to zmienić.
Szczyt manipulacji
Każde działanie dyplomatyczne władze litewskie poprzedzają podstępnym przygotowaniem gruntu pod wizytę, wykorzystując do tego dzieła wypróbowanego sojusznika, czyli Okińczyca. A ten, podczas objazdów po Polsce czy na łamach polskojęzycznych mediów (bo trudno je nazwać polskimi), z maniackim uporem zniesławia działaczy polskich organizacji. Wymyśla tematy zastępcze, byle nie mówić o istocie problemu, którym jest dyskryminacja Polaków na Litwie. Nie inaczej jest tym razem, gdy na portalu ZW stawia fałszywe tezy i formułuje pokrętne zarzuty, wymierzone w rozsądną politykę polskich organizacji na Litwie. Twierdzi, że impuls do poprawy stosunków polsko–litewskich miałby wyjść od liderów polskiej mniejszości. To błędne rozumowanie, gdyż wyłączną odpowiedzialność ponoszą kolejne litewskie rządy, które od ponad ćwierć wieku prowadzą politykę niszczenia polskości na Wileńszczyźnie. Polacy, jako dobrze zorganizowana siła, dają temu odpór, budując szeroki blok współpracy pomiędzy różnymi mniejszościami narodowymi, bo tylko wspólnymi siłami możliwa jest obrona swoich praw. I to właśnie jest głównym powodem zajadłego ataku Okińczyca. Na potrzeby litewskiej propagandy bezsensownie zarzuca liderowi AWPL rzekome tajemnicze nocne spotkania w kawiarenkach z dziennikarzami jednej z rosyjskojęzycznych stacji nadającej na Litwie. To szczyt manipulacji w iście kagiebistowskim stylu, bo czyż wieczorna (a nie nocna, jak insynuuje Okińczyc) rozmowa z przedstawicielami legalnych mediów, odbywająca się w publicznej restauracji, może być jakąś sensacją? Chyba tylko dla ludzi złej woli, szukających taniej sensacji lub mających za zadanie doszukiwania się drugiego dna, byle tylko przedstawić w złym świetle przewodniczącego Akcji. A w takiej robocie Okińczyc i jego spuszczone ze smyczy medialne hieny celują najbardziej.
Fałszywy moralizator
Nie dosyć na tym, Okińczyc wylewa swoje krokodyle łzy nad polską oświatą na Litwie, zarzucając niesprawiedliwie AWPL brak należytej troski o nią, co jest kompletnym absurdem. Bo to właśnie polska partia jak mało kto walczy z godną podziwu determinacją o zachowanie każdej polskiej placówki oświatowej. A tymczasem, gdy litewskie władze przeforsowały w 2011 roku ustawę uderzającą w szkolnictwo polskiej mniejszości narodowej, to nie kto inny, tylko Okińczyc był wówczas doradcą premiera Kubiliusa. Zresztą od wielu lat doradza usłużnie prawie wszystkim premierom i prezydentom Litwy, widzimy z jakim skutkiem. Więc jeśli ktoś ponosi odpowiedzialność za niszczenie polskiego szkolnictwa, to nie polskie organizacje, a litewskie rządy i ich doradcy, a w tym gronie Czesław Okińczyc. Bo nie słyszałem, aby w akcie protestu przeciw haniebnym działaniom władz podał się do dymisji lub choćby głośno protestował. Wręcz przeciwnie, ramię w ramię z tubą litewskiej propagandy, próbuje zrzucać odpowiedzialność na polskich działaczy politycznych i oświatowych. Choć jestem przekonany, że oczernianie ZPL i AWPL nic im nie da, bo tak Polacy na Litwie, jak i Polacy w Macierzy na podstępnych działaniach Okińczyca dawno się już poznali.
Ale Okińczyc nie byłby sobą, gdyby nie próbował pouczać i moralizować w swoim stylu, jak poprawić relacje polsko-litewskie. Twierdzi, że, co prawda, historia nas poróżniła, ale mogą nas zbliżyć interesy i przedsiębiorcy, czyli mówiąc wprost: biznes i pieniądze. Jakże to okińczycowe, zwłaszcza gdy wymienia on w tym kontekście Orlen. Warto, by ktoś pochylił się nad tym, jakimi sposobami mecenas zabiegał, aby jego kancelaria mogła prowadzić obsługę prawną firmy. Skąd taka dziwna postawa Okińczyca? Otóż po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach prezydenckich i parlamentarnych w Polsce niewątpliwie nastąpi jakościowa zmiana w polityce zagranicznej. Tak prezydent, jak i najważniejsi politycy PiS wielokrotnie podkreślali sympatię i poparcie dla spraw podnoszonych przez Polaków na Wileńszczyźnie. Z drugiej strony jedność i sprawność organizacyjna ZPL i AWPL pokazują, że słuszne postulaty polskiej mniejszości będą musiały być wreszcie poważnie potraktowane. Świadczą o tym choćby ostatnie wielkie wiece w Wilnie w obronie polskiej oświaty, które jednoczą Polaków, ale też inne mniejszości narodowe oraz Litwinów, a także związki zawodowe, czyli wszystkich, którym na sercu leży poprawa praw obywatelskich, socjalnych i oświatowych. Jest to wielka siła, z którą muszą liczyć się litewskie władze. Litewski rząd zauważył, że więcej w tych sprawach już zwlekać się nie da, że przejęcie władzy w Polsce przez PiS oraz silna pozycja AWPL na Litwie przybliża rozwiązanie problemów.
Czas na zmiany
Władze litewskie wpadły w panikę, stąd usilne próby zorganizowania wizyty Linkeviciusa w Polsce, zresztą czynione bardziej przy użyciu środków medialnych, niż dyplomatycznych. Dlatego też posłużono się dyżurnym „załatwiaczem" spraw polskich, czyli Okińczycem, który tak naprawdę nikogo nie reprezentuje, żadnych polskich organizacji, a jeśli już, to litewskie władze. Jego zadaniem jest „zmiękczenie" nowych władz w Polsce i przedstawienie w złym świetle liderów największych polskich organizacji, co niewątpliwie służy interesom, tyle że strony litewskiej. Stąd ich pomysł na pośrednika, choć nikt z Wilniuków go do tej roli nie wybrał, a zresztą jak dotąd Okińczyc niczego pożytecznego dla nich nie zdziałał, choć jako doradca litewskich premierów miał ku temu okazję. Na szczęście politycy PiS dostrzegają dwuznaczność tej sytuacji, gdyż Okińczyc nie pierwszy już raz stawia się w roli samozwańczego reprezentanta Wileńszczyzny, a w rzeczywistości jest głosem landsbergistowskich sajudzistów. Choćby wtedy, gdy w 1991 roku, na progu tworzenia nowego państwa litewskiego, z poruczenia Landsbergisa, udał się z misją i odwiedził polski parlament, gdzie podczas rozmów podnosił sprawę zagrożenia dla Sajudisu i samego Landsbergisa, prosząc o wsparcie dla nich. Do dziś tamte nieszczere łzy Okińczyca wywołują oburzenie wśród ówczesnych, aktywnych działaczy ZPL. A to dlatego, że w tym samym czasie nie kto inny, a Landsbergis właśnie prześladował Polaków. Oczernianie polityków z Wileńszczyzny to jednak żadna nowość w wykonaniu Okińczyca, robił to nie raz i nie dwa.
Dostrzegając paniczne działania władz litewskich po wyborach w Polsce oraz skandaliczną postawę Okińczyca, który próbuje skłócać i rozbijać jedność Polaków po obu stronach granicy, pozostaję optymistą. A to dlatego, że wszystkie te gierki są aż nadto oczywiste i już nikt nie da się na nie nabrać. A minister Linkevicius i ekipa rządząca muszą zrozumieć, że przestrzeganie przez Litwę konwencji międzynarodowych i traktatu polsko–litewskiego jest nieuniknione i konieczne. A droga do dobrych relacji z Polską wiedzie przez poszanowanie praw Polaków, których jedynymi prawowitymi reprezentacjami są ich największe organizacje - ZPL i AWPL, bo to im od lat ufają Polacy i dają temu wyraz w każdych kolejnych wyborach. I okińczycowe pośrednictwo nie jest tu nikomu do niczego potrzebne. Czas to wreszcie zrozumieć, czas na zmiany.
dr Bogusław Rogalski, politolog
Komentarze
To z powodu tych bliskich relacji lidera Akcji WT z nowym prezydentem Polski i nową władzą rządową i sejmową, litewskie siły polityczne i medialne wpadły w zakłopotani i ogarnął ich strach. Nie wiedzą, czego się spodziewać. Stąd pilnie wyjechał do Polski "na przeszpiegi" Linkevicius. Stąd też próbują wykorzystywać swoje wtyczki takie jak Okińczyc, by rozpoznać sytuację i urabiać opinię na swój sposób.
Już my dobrze nie od dziś wiemy, że wyjazdy Okińczyca do Polski są w skutkach PRZECIW Polakom na Litwie. W Polsce też już to wiedzą, że on hańbi polską tradycję i honor, dlatego prędzej czy później spotka go zasłużony los, pogonią go w diabły.
To stad się wzięły nagłe i chaotyczne "rajdy" po Polsce Linkeviciusa, a także sojusznika litewskiej władzy Okinczyca. Przypadek Klonowskiego jest odrębny, bo jego "szaleństwo" jest świeżej daty i pewnie kiedyś poznamy jego prawdziwe przyczyny.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.