Niestety, zamiast nam sprawić nowy, kolejne ekipy dzierżywładców niepodległej Litwy od 25 lat majstrują przy starym. Przeszywają go na, jak im się wydaje, zachodnią i demokratyczną modłę. Najsampierw tetušis Landsbergis przenicował wdzianko z lewej strony na prawą, a potem to już wszyscy lecieli podług własnej fantazji. Jedni zmieniali krój kieszeni, następni dodawali po patce czy fałdce, jeszcze inni – dorzucali to dwa rzędy guzików, to pasek. Miało być wytwornie, ale co nasz obywatel przenicowaną kapotkę przymierzył – nijak nie przypominał gentlemana w eleganckim trenczu. Wyglądał raczej jak sierota po sowieckim sojuzie. I tak jest do dziś. A to dlatego, że w głowach krawców siedzą komuchy, których absolutnie nie interesuje ani gust, ani zdanie, ani wola klienta. O tym, że głos społeczeństwa jest u nas funta kłaków wart, najdobitniej wykazało kuriozalne doradcze referendum w sprawie budowy nowej elektrowni atomowej, które główna designerka naszej pracowni krawieckiej Dalia Grybauskaitė podsumowała pogardliwie: „To tylko wątpliwości (...) niespełna jednej trzeciej obywateli uprawnionych do głosowania". Po czym zawezwała rząd i Sejm, by, nie zważając na owe obywatelskie fochy, czynił swoje, czyli niepożądaną przez społeczeństwo budowę forsował.
I tak u nas ze wszystkim. Na pozór demokracja, gdzie źródło władzy stanowi wola obywateli, którzy sprawują rządy za pośrednictwem swoich przedstawicieli w parlamencie czy też w prezydenckim pałacu, praktycznie – klient swoje, a krawcy swoje. Ani rezydenci gmachu przy Gedimino pr. 53, ani Jej Ekscelencja w procesie stanowienia prawa czy podejmowania strategicznych dla państwa decyzji za grosz się z opinią społeczeństwa nie liczą. Wprawdzie raz, w 1992 roku, pozwolono nam w referendum zagłosować za – teoretycznie uchwaloną przez obywateli – Konstytucją RL. I moglibyśmy być z tego dumni, gdybyśmy parę dziesiątków lat później nie stwierdzili, że jesteśmy tejże Konstytucji zakładnikami. Społeczeństwo się rozwija, demokratyzuje i liberalizuje (nawet wbrew niedoskonałościom krępującego ruchy paltocika), więc oczekuje też stosownych zmian w modelu państwa. A tu ściana. Gdy okazało się, że coraz bardziej oblatany w świecie lud dojrzał do takich „zbytków", jak podwójne obywatelstwo czy nazewnictwo ulic lub oryginalna pisownia nielitewskich nazwisk, krawcy trącącej komuną paltociny surowo przywołują go do porządku: „Nie możemy postępować wbrew Konstytucji!". Halo, halo! Skoro ją sami sobie uchwaliliśmy, to też możemy i „odchwalić". Oczywiście zgodnie z prawem – czyli w referendum. Byleby nasi pomazańcy i namaszczeńcy nam w tym nie przeszkadzali i nie zapominali, że są tylko naszymi przedstawicielami, a władza to jednak my – ogół obywateli.
Niestety, namaszczeńcy usiłują rządzić państwem w „dobrowolno-prinuditielnom poriadkie". Traktują obywatela jak infantylnego półgłówka. Najświeższym dowodem - próba ustawowego zabronienia palenia papierosów na balkonach, które są wszak prywatną własnością palaczy. Myślałam, że to w trosce, by nie strząsali popiołu na głowy sąsiadów i nie śmiecili petami. Ale nie. Większość używa popielniczek, poza tym do walki z zaśmiecaniem miejsc publicznych mamy stosowny paragraf i surowe kary. Okazuje się, że pomysłodawca zakazu, konserwatysta Antanas Matulas, kieruje się troską o palaczy, którym, jak się zabroni jarać na własnych balkonach, „to zaczną zdrowiej żyć". Czekam, aż poseł wlezie obywatelowi do kuchni i zabroni mu tłusto jeść. To też szkodzi, chociaż mniej niż rządy mentalnych partorgów i politruków.
Lucyna Schiller
Komentarze
Bo co to jest? Jak się pierdnie to się przeprasza i jest wstyd. Ale jak się z gęby gaz wypuszcza śmierdzący, który na dodatek szkodzi innym osobom to mamy tolerować?
A pani Schiller pali dużo?
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.