Czy chodzi tu o naszą prezydent Dalię Grybauskaitė i jej wypowiedź? A gdzie tam! Powyższe zapewnienie padło z ust prezydenta Polski Andrzeja Dudy.
Prezydent RP już zapowiedział, że Polska będzie rozmawiać z rządem brytyjskim o sytuacji rodaków, którzy pracują lub studiują na Wyspach. Polscy emigranci mają więc przynajmniej świadomość, że władze ich państwa usiłują stanąć za nimi murem. A nasi? Prezydent Grybauskaitė na razie zdobyła się jedynie na to, by się trochę powymądrzać na temat decyzji podjętej przez Brytyjczyków w referendum. Stwierdziła na antenie publicznego radia, że – opowiadając się w referendum za wystąpieniem z Unii Europejskiej – głosowali oni „przeciwko władzy, przeciwko politycznym elitom”. Jej zdaniem, Brexit będzie wynikiem tego, że między ludźmi i elitarną polityką powstał „ogromny rozziew”.
„Ludzie wyobrażają sobie, jak powinno przebiegać życie, a elitarna polityka albo politycy uważają, że wiedzą lepiej i próbują na siłę narzucić swoje rozumienie, reformę, model, nie słuchając, co myślą ludzie i ich nie słysząc” – tak Grybauskaitė w prostych żołnierskich słowach skomentowała wydarzenie, które 23 czerwca porządnie telepnęło całą UE. Pomyliła państwa. Wystawiona przez nią diagnoza pasuje bowiem toczka w toczkę do przypadłości, na którą od wielu lat cierpi Litwa, co prezydent zresztą skwapliwie przyznała.
„To samo teraz mamy też na Litwie” – oznajmiła srogo. Z akcentem na słowo „teraz”. Czyli sugeruje, że za rządów jej pieszczochów-konserwatystów, których zresztą w tej kampanii wyborczej swoją (wcale nie skromną) osobą tak gorliwie promuje i wspiera, było cacy. Że Landsbergis-senior do spółki z Kubiliusem, Degutienė i całą ich jaskółczą ferajną wręcz nie odrywali uszu od ust umiłowanego narodu. Nic, tylko trudzili się w dzień i (pamiętacie?) w nocy, by mu przypadkiem nie uczynić czego wbrew, by nie przegapić jego pragnień. Hejże! Skoro było tak pięknie, to czemu za ich rządów Litwa nie odnotowała zmasowanego powrotu tych dzieci... nie, nie marnotrawnych, odwrotnie – ciułających, tylko ich dalszy zmasowany exodus? Nawet wbrew pieszczotliwym zachętom Vytautasa Landsbergisa, który nawoływał ewakuujących się z „Marijos žemė”: „Przestańcie!” I tłumaczył rodakom, jak głupiej krowie, że „nie ma lepiej jak w domu”, a emigracja jest jedynie „sposobem, by zarobić sobie na bardziej luksusową trumnę”.
Co prawda ci zwolennicy luksusowych trumien w ubiegłym roku przeleli na Litwę kasę wartości prawie 976 milionów euro (to 2,6 procent litewskiego PKB), co, jak twierdzą eksperci, znacznie złagodziło skutki spadku gospodarczego, ale pies z nimi tańcował. To zaprzańcy. Niech się prezydent Duda o swoich martwi. Zwłaszcza że liczbę mieszkających w Wielkiej Brytanii obywateli RP szacuje się na około 850 tysięcy osób, podczas gdy naszych jest tam zaledwie 250 tysięcy. Sęk w tym, że wspomniana liczba – na skalę Polski – to zaledwie 2,2 proc. ludności, a nasza – na skalę Litwy – ponad 8,3 procent. Można powiedzieć, że – jakkolwiek by to nie rozsierdziło rodzimego nacjonalistycznego betonu – jesteśmy już częściowo Brytyjczykami, choć na razie przeważnie bez obywatelstwa.
Właśnie! A propos obywatelstwa. Wiodący niemiecki dziennik „Handelsblatt”, który też się pochylił nad pracującymi w Wielkiej Brytanii polskimi imigrantami, przypuszcza, że wielu z nich w obecnej sytuacji, zamiast planować powrót do kraju, zacznie się ubiegać o brytyjski paszport. „Zwłaszcza że w Polsce podwójne obywatelstwo jest dozwolone” – podkreśla „Handelsblatt”. No, nasi też zaczną, ale u nas podwójne obywatelstwo jest zarezerwowane wyłącznie dla szczególnie zasłużonych, a amatorzy wypasionych trumien do tej kategorii zaliczani nie są. Oznacza to, że ci Litwini, którzy brytyjski paszport dostaną, opuszczą nie tylko UE, ale też elitarne (formalnie dzięki naszej Konstytucji, ale faktycznie dzięki politykom i ich decyzjom) grono obywateli Litwy. Na miejscu prezydent starałabym się temu zapobiec chociażby z tego względu, że niedługo może nam zabraknąć materiału na poborowych.
I jeszcze coś. Nie podzielam opinii Dalii Grybauskaitė, że Brytyjczycy, którzy chcą opuszczenia UE, głosowali za Brexitem, bo to „przeciwko władzy”. Co prawda ustępujący premier David Cameron był głównym orędownikiem pozostania jego kraju w Unii, ale to właśnie on w trakcie ubiegłorocznej kampanii przed wyborami parlamentarnymi złożył rodakom obietnicę przeprowadzenia takiego referendum. To on forsował w Brukseli taką zmianę traktatów, by możliwe było spore ograniczenie imigracji do jego kraju, to on obiecywał, że będzie domagał się reform, ażeby odpowiedzieć na obawy Brytyjczyków o utratę miejsc pracy. To plany jego antyimigranckich reform dla szukających zatrudnienia na Wyspach obcokrajowców były budowane zgodnie z założeniem: „nie znajdziesz pracy przez pół roku – deportacja”. To w końcu Cameron oficjalnie rozpoczął z liderami pozostałych państw unijnych rozmowy o renegocjacji warunków brytyjskiego członkostwa w UE, co poprzedziło przygotowania do referendum. Czy jego wynik można w tej sytuacji zakwalifikować jako głosowanie „na przekór władzy”? Przypomnę jeszcze, że w lutym tego roku, po powrocie z gorących negocjacji w Brukseli na temat dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE, nasza prezydent ćwierkała optymistycznie na Twitterze: „Dramat zakończony”. Pudło!
Lucyna Schiller
Komentarze
Ale o tym nikt nie mówi, bo jest całkowita cenzura.
Tak samo jak o opublikowanym raporcie naukowców w Lipsku, że Niemcy mają juz dość imigrantów.
To uwaga do Polskich 'elit', którzy twierdzą, że ta kultura moe 'ubogacić' nasz kraj. To ja im odpowiadam - weźcie ich pod swoje dachy a nie pod nasze.
http://wpolityce.pl/polityka/298951-eurokraci-daja-zarobic-spekulantom
Zdaniem Schulza „rząd europejski” miałby być unijną odpowiedzią na Brexit. Przewodniczący o swojej decyzji poinformował na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
O stworzeniu superpaństwa zaraz po wynikach referendum ws. Brexitu zaczęli mówić szef niemieckiej dyplomacji Frank Walter Steinmeier oraz minister spraw zagranicznych Francji, Jean Marc Ayrault. Berlin i Paryż pokusiły się również o groźbę pod adresem Polski.
Bo komunistyczne tuby usadowiły się głęboko w fotelach i rozsiały po wszystkich partiach. Jedni grają dziś jak konserwy, inni tworzą pracownicze partie itp.
Czas na zmiany. Uczciwe
Pod przykrywką pieniędzy przelewanych na rozwój (powszechny nieprawdziwy pogląd, że 'unia dała') kraju i pod kołderką demokratycznej unii w postaci Parlamentu Europejskiego - UE rządzi kilka osób, których celem jest wykonywanie zadań stawianych przez wszechobecne lobby.
W mniejszej skali mamy to na Litwie. Gdzie rząd uzależniony jest w dużej mierze od biznesu, który opłaca kampanie wyborcze. A gdzie etyka i zachowanie dystansu, objektywności?
Gdyby była taka możliwość... Ale nie ma.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.