Co tam dwie policjantki, które odwiedziły Szkołę Średnią im Władysława Syrokomli w celu, jak czytałam, namierzenia i ukarania organizatorów tej wywrotowej akcji? Takie dwie panie-władze w statystycznym polskim rodzicu-organizatorze strajku mogą wzbudzić... respekt dla munduru, ale żeby aż przerażenie i zaniechanie podjętej akcji? Zwłaszcza w państwie prawa i dojrzałej demokracji, gdzie takie formy społecznego protestu nie są zakazane.
Co innego, gdyby do „Syrokomlówki" w dniu strajku wpadli zamaskowani i uzbrojeni po zęby chłopcy z antyterrorystycznego ARAS-u, może by się kto i wystraszył. Chociaż śmiem wątpić i w to. Bo, jak wynika z historii polskiego szkolnictwa na Litwie, tutejsi Polacy zawsze byli tak zdeterminowani do pobierania nauki w ojczystym języku, że nie skapitulowali ani przed niemieckim okupantem (pozwólcie, że do czasów carskiego zaboru cofać się nie będę), ani przed stalinowskimi represjami. Dowodem na to chociażby tajne komplety prowadzone tu w czasie niemieckiej okupacji, za które naziści okrutnie karali. Nauczycielom i uczniom, a nawet właścicielom mieszkań, w których odbywały się komplety, groziły brutalne represje: więzienie, tortury..., zaś w niektórych wypadkach Ponary. Nie poskutkowało.
Ci sami nauczyciele, ich rodzice i uczniowie nie ustąpili też po zakończeniu wojny, nie ulękli się stalinowskich represji. Nawet w obliczu zaciekłej depolonizacji, prześladowań, wywózek i wymuszonych repatriacji. Społeczność polska Litwy została wówczas uszczuplona o ok. 200 tys. osób, w tym niemal o całą polską inteligencję, tym niemniej polskie szkoły odwojowała. Można powiedzieć wydarła z paszczy smokowi o wiele groźniejszemu niż dzisiejszy władca na Kremlu, którym pani prezydent tak sugestywnie i niestrudzenie swe dziateczki straszy.
Nie wydaje mi się więc, by potomkowie tamtych rodziców ulękli się paru policyjnych mundurów. Toż ich przodkowie, gdy w celu ratowania dzieci przed wynaradawianiem desperacko szturmowali stalinowską smoczą jamę, ryzykowali więcej, ale nie skapitulowali. W czasie, gdy przedstawiciele komitetu rodzicielskiego ówczesnej „Piątki" (5. Gimnazjum –obecnie Szkoła Średnia im. Joachima Lelewela) wyruszali do Moskwy, do Centralnego Komitetu Kompartii, by uzyskać tam zezwolenie na zwiększenie liczby godzin z języka polskiego, mieli świadomość, że z takich „wycieczek" nie zawsze się wraca. A jak już, to niekiedy po latach. Przez cierpienia, więzienia i łagry. I niekoniecznie w ojczyste strony. A jednak się udało. Ten straceńczy wyjazd w przyszłości zaowocował rozszerzeniem sieci polskojęzycznych placówek oświatowych, które – o ironio – muszą dziś – za wolnej, demokratycznej Litwy – desperacko bronić się przed likwidacją.
Jak więc widzimy: ani ci nasi rodzice mocno strachliwi, ani dwie panie policjantki mocno groźne. Nawet wbrew temu, że zaprezentowały czujność i refleks, jakich nie powstydziłby się żaden czekista. Poderwały się do działania na pierwszy lepszy dzwon – anonimowy donos, może dlatego interweniować poleciały nie wiedząc, gdzie on. Donos był wysmażony na inicjatorów strajku, czyli rodziców, panie policjantki wpadły postraszyć... nauczycieli. Gdzie, zamiast „rozpocząć procedurę ich (czyli tych zbuntowanych rodziców) ukarania" – tak głosi oficjalny komunikat – zafundowały przesłuchanie... nauczycielom. Domagały się nazwisk organizatorów i wiecu, i strajku. Czyli próbowały za jedną skromną wizytą odfajkować robotę organów śledczych, a też prokuratury i sądu. Przeszukania dlaczegoś zaniechały. Może to ze względu na marność widowni. Pod nieobecność uczniów nie wyszłoby chyba tak spektakularnie, jak przed pół rokiem, gdy to policja podczas trwania lekcji dokonała rewizji w dwóch wileńskich szkołach z rosyjskim językiem nauczania. Nie doszło też do wymierzenia kary....
A przecież można było kogoś wychłostać, jak to zrobił pewien nauczyciel, który wymierzył taką karę 14 dzieciakom, bo na lekcji nie chciały mu odpowiadać w nieojczystym języku. Dla ścisłości: rzecz się działa 114 lat temu, we Wrześni, pod zaborem pruskim. Nauczyciel nazywał się Schölzchen, prowadził lekcję religii, dzieci odmówiły odpowiedzi po niemiecku. Haniebna egzekucja wywołała strajk ich kolegów i protesty oburzonych rodziców. Na to państwo pruskie pozwało do sądu... i strajkujące dzieci, i występujących w ich obronie rodziców. Posypały się kary więzienia, łącznie skazano 25 osób. Tak się jednak składa, że Königreich Preußen kilkanaście lat później (wraz z cesarzem Wilhelmem II) odeszło do historii, polskie szkoły we Wrześni mają się dobrze. Determinacja naszych rodziców i dzieci też zdaje się powoli skutkować.
Lucyna Schiller
Komentarze
No to czemu jest taki duży problem z uczniami? Czemu połowa Polakow oddaje swoje dzieci do litewskich szkół. Gdzie ta determinacja???
Nie wydaje się więc, by potomkowie tamtych rodziców ulękli się paru policyjnych litewskich mundurów.
Determinacja naszych rodziców i dzieci jest wielka i też zdaje się powoli skutkować.
"Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród,
Nie damy pogrześć mowy!
Polski my naród, polski lud,
Królewski szczep piastowy,
Nie damy, by nas zniemczył wróg…
— Tak nam dopomóż Bóg!"
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.