I cudnie, szkoda by stracić tak znamienitego obywatela, zwłaszcza w obliczu faktu, że emigracja niemiłosiernie nasze giedyminowe plemię przetrzebiła. Ale wyobraźcie sobie histerię, jaka by się rozpętała, gdyby jakiś giedyminowicz został ministrem gospodarki Polski, a Departament Migracji zadecydował: „a niech sobie chłop zachowa paszport z Pogonią!" Ale co innego Ukraina, gdzie nasza prezydent Dalia Grybauskaitė – za mocne i konsekwentne poparcie dla niepodległości tego kraju – dopiero co została Człowiekiem Roku, a co innego Polska, którą Jej Ekscelencja omija niczym krainę dotkniętą dżumą, cholerą i malarią jednocześnie. W rywalizacji o JEJ względy Polska przegrywa nawet z daleką Mołdawią. Tę bowiem Dalia Grybauskaitė kocha równie namiętnie jak Ukrainę, co w Kiszyniowie nie uszło uwadze i zostało docenione. Właśnie została udekorowana Orderem Republiki Mołdawii, najwyższym w tym kraju państwowym odznaczeniem. Za osobisty wkład w umacnianie litewsko-mołdawskich stosunków oraz za stałe wspieranie dążeń tego kraju do integracji z UE. Przy takim wspieraniu – tu niepodległości, ówdzie dążeń, kto by tam jeszcze miał czas na Polskę? Dla jasności: uważam, że jako obywatele powinniśmy być dumni i z tych wysiłków naszej prezydent na rzecz wspomnianych krajów, i z tych zaszczytów, jakich tam dostępuje. Jednocześnie marzy mi się, że znajdzie wreszcie parę kwadransów i dla swojego bliskiego sąsiada, strategicznego partnera oraz sojusznika, który przed dekadą występował jako gorliwy i wytrwały adwokat w sprawie przystąpienia Litwy do NATO i UE. Czyli był dla nas kimś, kim teraz Dalia Grybauskaitė jest dla Ukrainy i Mołdawii.
Było, minęło. Dziś Polska jawi się u nas jako namolny wierzyciel, któremu – jak ostrzega nasza prezydent – „Litwa się nie da". Zwłaszcza „jeżeli Polacy w zamian za przyjaźń będą o coś prosili". A ci do niedawna prosili. O godne i zgodne z europejskimi standardami traktowanie polskiej mniejszości. Używam czasu przeszłego, bo, sądząc z tonu wiodących warszawskich mediów, wkrótce prosić przestaną. Odnoszę wrażenie, że zniechęcona bezskutecznością swoich zabiegów Polska powoli się wycofuje z optowania na rzecz ochrony praw litewskich Polaków. I ma już dla swojego odwrotu zgrabne uzasadnienie lansowane w polskich mainstreamowych mediach: „Litewscy Polacy wpuszczają się w wyborcze koalicje z niewłaściwą, bo rosyjską mniejszością narodową". Ani to hańba, ani zbrodnia, ani nawet wykroczenie, ale coraz natarczywiej nam się wmawia, że to nas jakoś kompromituje i czyni niegodnymi polskiego wsparcia.
Zgadzam się, że odpuszczenie przez Polskę takich tematów jak pisownia nazwisk czy podwójne nazewnictwo ulic i miejscowości może przywrócić naszym stosunkom utraconą poprawność. Bo te tematy polsko-litewskiej przyjaźni i „zawadzają", i „urastają do jednego z najważniejszych problemów obecnej polityki zagranicznej Litwy". To opinia naszej prezydent, która uważa, że jako tako układa nam się jedynie „w dziedzinie obronności".
Chwała Bogu, że chociaż w tej jednej. Zwłaszcza, iż uchodzący u nas za autorytet amerykański emerytowany pułkownik litewskiego pochodzenia Kęstutis Eidukonis oznajmił właśnie, iż Litwa, w razie rosyjskiej napaści, „najbardziej powinna liczyć nie na Amerykanów, którzy na przybycie (z odsieczą) potrzebowaliby czasu, tylko na Polskę". „Ta ma niezłą armię i jest krajem będącym w stanie chociaż tymczasowo przeciwstawić się (rosyjskiej) agresji" – tłumaczy naiwnie pułkownik. Jak widać, jest nieświadom faktu, że przy obecnym poziomie zaufania wobec Polski, gdyby jej armia przybyła nam na ratunek, nasi nie wiedzieliby, do kogo najsampierw strzelać – do sojusznika czy do wroga?
Lucyna Schiller
Komentarze
to prawda, choć poprawka. ale nie jakoś ale bardzo.
Jeśli tak, to niech Dalia "czerwona" G. sama broni swojego kraju bez armii, swojego nieba bez samolotów, niech sama buduje łącza energetyczne donikąd... i tak dalej.
Pozwolę sobie nie zgodzić się z p. Lucyną.
W Polsce coraz bardziej i dokładniej przyglądają się "lietuvskim" interesom. Stawiają pytanie jak to możliwe,że brudne setki milionów złotych, euro wycieka Z Wólki Kosowskiej na Litwę i są transferowane przez system bankowy Lietuvy. Zaczynają coraz baczniej się przyglądać na zorganizowany przemyt i handel żywym towarem.Nawet warto się zastanowić dlaczego upokorzono B. Komorowskiego w Kijowie, podobnie jak L. Kaczyńskiego w Wilnie w 2010 roku. Czy nie jest to efekt działalności różnej maści doradców w Kijowie takich jak Aivaras Abromavičius?
Problemem jest raczej to, że polskie władze chyba nie szanują same siebie. Bo według mnie tak należy odbierać zdumiewającą bierność i nieefektywność dyplomatyczną wobec litewskiej bezczelności uderzającej w naszych rodaków Wilniuków.
Zas chwalenie tego jest wysoce haniebne i niemoralne.Milczenie - to tak jakby tego tematu nie było.Mysle ze bardzo się Pani zdziwi jakie otrzyma p.Kukiz.Idea społeczeństwa obywatelskiego zawsze miała duże poparcie.A czy się spelni? Poczekajmy.Jeszcze tylko dwa tygodnie.Zas brzydactwa intelektualnego nie chce ogladac nawet jako miss.
Sikorski dobrze się wywiązywał. Pamiętam, że po tym jak mu się nie udało niczego załatwić miał zgłosić sprawę do odpowiednich instytucji europejskich. Ciekawe czy doszło do tego i jak sprawa wygląda.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.