To kompleks. Nasza żelazna Dalia nie powojowała o niepodległość ojczyzny ćwierć wieku temu, co wredne media i oponenci wciąż jej nieelegancko wytykają. A jakżesz długo można uciekać od pytań typu: „a gdzie pani była, gdy pani ojciec duchowy Vytautas Landsbergis heroicznie patronował stawianiu wokół sejmu barykad?"
Dalia Grybauskaitė jest już wyraźnie zmęczona kluczeniem przed szarpiącą ją o przeszłość „šunauj'ą", dlatego odważnie stanęła z nią oko w oko i złożyła w telewizji publicznej samokrytykę: „Tak, nie byłam aktywna (ćwierćwiecze temu, w okresie walki o niepodległość Litwy), za to teraz próbuję oddać wszystko, co mogę, państwu i jego ludziom". W ramach przypomnienia: to właśnie Landsbergis jest autorem zgrabnego zawołania „šunauja" („psiarnia"). Określił tak obywateli, którzy są zbyt dociekliwi w tematach plam na życiorysach i wychodzącej Litwie bokiem twórczości jej politycznych elit. I o ile za czasów prezydentów Brazauskasa (Ś.†P.) oraz Adamkusa ujadanie owej „psiarni" uważałam za normalny przejaw demokracji, dziś wołałabym, by ktoś tej zuchwałej sforze założył jakiś kaganiec. Inaczej naczelna dowódczyni naszych sił zbrojnych Dalia Grybauskaitė gotowa – w ramach leczenia własnych kompleksów – polecieć z Putinem na wojnę prewencyjną. Nie czekając, aż ten nas zaatakuje. Zresztą ja na miejscu prezydent zasypiałabym i budziłabym się bardzo zdziwiona, że Ruscy jeszcze na nas nie napadli. Bo gdy się spojrzy w ich kierunku przez lornetkę Dalii Grybauskaitė, to robi się strasznie! Bowiem „widzimy na wschodzie sąsiedztwo, które jest jeszcze bardziej niebezpieczne, wzbudzające jeszcze mniej zaufania, szczerzące paszczę i potrząsające bronią"; widzimy, że u tych naszych sąsiadów „przywództwo obejmują nieprzewidywalni, skomplikowani i agresywni ludzie"; widzimy, że ten ostrzący na nas kły sąsiad, zanim zaatakuje nas bronią, „próbuje zawładnąć naszymi umysłami".
Makabra! Skoro obecna geopolityczna sytuacja Litwy jest rzeczywiście aż tak dramatyczna, to obiecuję, że już nie będę kpiła z pomysłu przywrócenia na Litwie powszechnego poboru wojskowego. Skoro to rzeczywiście „wzmocni nasze możliwości obronne", to życzę przyszłym komisjom poborowym sukcesu. I mam nadzieję, że nie będą musiały uganiać się za rekrutami, by ich przekonać, iż „obrona ojczyzny - to zaszczyt i obowiązek każdego obywatela!" Tylko niech te komisje szerokim łukiem omijają rodziny naszych najbardziej patriotycznie nadętych polityków, bo mogą dostać po łapach. Dziennik „Vakaro žinios" właśnie się po kilku takich przeleciał i przepytał na okoliczność, czy ich synowie, zięciowie, wnukowie i różni tam bratankowie już się choć trochę do obrony ojczyzny w szeregach litewskich sił zbrojnych sposobią? I donosi zgodnie z prawdą: „Dzieci i krewni polityków służyć nie zamierzają" („Politikų vaikai ir giminės netarnaus"). Niestety. Jakież to jednak szczęście i cud, że, jak właśnie ogłosił premier Algirdas Butkevičius, powszechny pobór do wojska pewnie nie będzie potrzebny, bo już się ponoć zarejestrowało 3 tys. ochotników. Kto zacz? – nie wiadomo. Może na ochotnika zgłosiła się „patriotyczna młodzież", która w narodowe święta tak widowiskowo demonstruje swoją bojowość, zwartość szeregów i umiłowanie ojczyzny należącej tylko do Litwinów? Ćwierćwiecze niepodległości narodowcy też uczczą marszem, a że data piękna. to... jakby się zaparli, a prezydent Grybauskaitė stanęła na ich czele, mogliby zaskoczyć „szczerzące na nas paszczę sąsiedztwo" jakim prewencyjnym marszem. Ot, chociażby na obwód kaliningradzki. Tym sposobem i Putinowi pokażą „kuźkiną mać", i panią prezydent z kompleksów wyleczą.
Lucyna Schiller
Komentarze
Pewnie te wszystko co mogę to same niepotrzebna rzeczy. Jakieś fobie, kłótnie, kompleksy itd. A po co nam to wszystko? Takie rzeczy to sobie zatrzymać. Czegoś dobrego to szkoda oddać?
nie wywołuj wilka z lasu
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.