OBWE popiera postulaty AWPL
Nikogo nie trzeba przekonywać do tego, jak ważne miejsce we współczesnym świecie, a zwłaszcza w Unii Europejskiej, zajmuje ochrona praw mniejszości narodowych oraz wspieranie różnorodności językowej, kulturowej i etnicznej. Ma się to jednak nijak do sytuacji panującej na Litwie. Państwo to stosuje metody będące zaprzeczeniem idei założycielskich Unii, a prawo chroniące mniejszości narodowe nie istnieje nawet na papierze, o czym świadczy brak ustawy o mniejszościach narodowych. Dzieje się tak pomimo tego, że mniejszości stanowią aż 16 procent mieszkańców kraju. A w rejonach solecznickim i wileńskim Polacy są zdecydowaną większością. Organizacje międzynarodowe wielokrotnie zwracały Litwie uwagę na nieprzestrzeganie standardów europejskich, łamanie prawa unijnego i stosowanie praktyk dyskryminujących swoich obywateli ze względu na przynależność etniczną. Kilka dni temu OBWE kolejny już raz wyraziło zaniepokojenie stanem demokracji na Litwie. W odpowiedzi na list przewodniczącej sejmowej frakcji AWPL, Rity Tamasuniene, organizacja ta jednoznacznie poparła postulaty mniejszości narodowych, zwłaszcza te dotyczące procesu wyborczego. Jeszcze wcześniej Parlament Europejski w specjalnej rezolucji potępił Litwę za naruszenie traktatów europejskich i wyraził zdecydowane poparcie dla europosła Waldemara Tomaszewskiego, wobec którego władze litewskie zastosowały bezprawne działania. Ponadto Litwa nie przestrzega zapisów podpisanej i ratyfikowanej (sic!) konwencji Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza ci, którzy lekką ręką przyznali nagrodę szefowi litewskiej dyplomacji, bo fakt ten jest wielkim wstydem i nie świadczy dobrze o członkach Litewskiego Instytutu Monitoringu Praw Człowieka. Instytutu, który powinien stać na straży przestrzegania praw mniejszości narodowych, a nie gloryfikowania rządu, który prawa te łamie.
Minister Linkevicius zamiast laurowego wieńca powinien raczej dostać rózgę za to, że jego rząd nie wypełnia zapisów traktatu polsko-litewskiego w części dotyczącej zobowiązania do ochrony praw polskiej mniejszości na Litwie. W tym roku minęło właśnie równe dwadzieścia lat od jego podpisania. W imię zasad warto przypomnieć raz jeszcze to, do czego zobowiązała się Litwa w rocznicowym traktacie.
Traktatowe zobowiązania
A traktat pozostał martwy w części dotyczącej polskiej mniejszości na Litwie. Przed analizą jego zapisów warto przypomnieć kilka faktów. Polacy na Litwie mieszkają od prawie siedmiuset lat i są mniejszością autochtoniczną. W wyniku powojennej zmiany granic regiony etnicznie polskie znalazły się poza Macierzą. Pomimo niemieckiej okupacji, mordów i wysiedleń, półwiecza sowietyzacji oraz eufemistycznie brzmiącej repatriacji społeczność polska na Litwie przetrwała.
Tradycyjnie największe skupiska Polaków są na Wileńszczyźnie. W rejonie wileńskim Polacy - to 60 procent, w stołecznym Wilnie - 20 procent, a w rejonie solecznickim - aż 80 procent ogółu mieszkańców. Liczby te powinny zobowiązywać do szczególnego traktowania Polaków na Litwie. To dlatego w traktacie polsko-litewskim, w artykule 13., zapisano, że układające się Strony zobowiązują się do poszanowania międzynarodowych zasad i standardów dotyczących ochrony praw mniejszości narodowych, w szczególności zawartych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, w międzynarodowych paktach praw człowieka, w odpowiednich dokumentach OBWE, a także w Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności.
Ponadto dodano, że osoby należące do mniejszości polskiej, które są polskiego pochodzenia albo przyznają się do narodowości, kultury lub tradycji polskiej oraz uznają język polski za swój język ojczysty, mają prawo indywidualnie lub wespół z innymi członkami swej grupy do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości narodowej, kulturowej, językowej i religijnej, bez jakiejkolwiek dyskryminacji. Zwrot „bez jakiejkolwiek dyskryminacji" ma tu kluczowe znaczenie.
Mimo to, dla jasności interpretacyjnej, w dwóch kolejnych artykułach traktatu doprecyzowano i dookreślono szczególne prawo do swobodnego posługiwania się językiem mniejszości narodowej w życiu prywatnym i publicznie oraz używania swych imion i nazwisk w brzmieniu języka mniejszości narodowej. Kropkę nad traktatowym „i" postawił zaś zapis mówiący wprost, że Strony powstrzymają się od jakichkolwiek działań mogących doprowadzić do asymilacji członków mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz zgodnie ze standardami międzynarodowymi powstrzymają się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkanych przez mniejszości narodowe.
Co z tego zostało?
Polska ze swej strony wywiązała się z zobowiązań traktatowych. W wyborach samorządowych na Suwalszczyźnie, w gminie Puńsk, zdominowanej przez mniejszość litewską, wyborcy w ogóle nie musieli iść do urn wyborczych. Nie było takiej potrzeby, ponieważ w tej gminie partie polskie nie wystawiły żadnej konkurencji wobec jedynej listy mniejszości litewskiej, uważając, iż nie należy tego czynić w sposób sztuczny. Główna Komisja Wyborcza bez głosowania zatwierdziła zwycięską listę litewską. Dodatkowo w gminie Puńsk wprowadzono 30 litewskich nazw dla wsi i osad. Litwa zaś do tej pory nie wywiązała się ze swoich zobowiązań.
Od samego początku Litwa dokonywała obstrukcji traktatu i, działając w złej wierze, łamała i wciąż łamie jego zapisy. Tak samo jak z premedytacją narusza inne konwencje i traktaty, które podpisała i ratyfikowała. Wbrew zasadom wprowadziła natomiast ustawę o języku państwowym przewidującą nazewnictwo wyłącznie w języku litewskim. Jest to sytuacja nader kuriozalna, gdyż do niedawna na dwujęzyczność pozwalała ustawa o mniejszościach narodowych, której po 19 latach obowiązywania, w roku 2010, nie przedłużono (sic!).
Doszło w ten sposób do niespotykanego w Unii przypadku, gdzie w kraju członkowskim o znacznym odsetku mniejszości narodowych zlikwidowano przewidzianą dla nich ochronę prawną. To ewidentny regres prawny, niezgodny z zaleceniami OBWE i Komisji Weneckiej. A, co najważniejsze, niezgodny z duchem prawa międzynarodowego. Tak oto wygląda rzeczywistość. Zatem nie na nagrody zasługuje litewska dyplomacja czy też litewski rząd, ale na zimny prysznic studzący antypolskie poczynania.
dr Bogusław Rogalski, politolog
Doradca EKR ds. międzynarodowych w Parlamencie Europejskim
Komentarze
Działania samych Wilniuków tu nie wystarczą, bo Litwa jednak dysponuje siłą państwową, która i tak już dusi aspiracje miejscowych Polaków, a w przypadku dążeń autonomicznych mogłaby być jeszcze dużo bardziej brutalna. Dlatego inicjatywa autonomiczna musiałaby mieć mocne polityczne poparcie w Polsce, a przy obecnych władzach nie wydaje się to możliwe. Natomiast w przyszłości, kto wie, jak się sprawy potoczą, nie należy niczego wykluczyć. Autonomia to rozwiązanie w pełni demokratyczne, odpowiadające aspiracjom lokalnych społeczności, praktykowane w wielu krajach, także w Unii Europejskiej. Tylko że na Litwie panuje kulawa demokracja i dlatego można przewidywać wściekły opór władz, które nawet nie chcą przyznać elementarnych praw liczebnie dużej (16 proc.) grupie mniejszości narodowych.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.