Martwi się głównie niesłabnącym potokiem emigracji rodaków na Zachód, ale też ujemnym przyrostem naturalnym ludności Litwy. Toteż łaje towarzyszy-polityków, że jak od morowej zarazy migają się od rozstrzygania tego problemu. Bo nie mają pomysłu, jak złemu zaradzić – konstatuje. On ma.
Podzielił się nim na portalu DELFI w demaskatorskim eseju pt. „Zanikanie Litwy jest politycznym tabu". A ponieważ w powrót młodej emigracji poseł już niespecjalnie wierzy, spogląda z pożądaniem na starą. Zachwyca się otóż modelem izraelskim, który polegał na polityce odtworzenia państwa metodą ściągania do niego żyjących w rozproszeniu po całym świecie przedstawicieli narodu żydowskiego.
„Dzisiejsze nowoczesne państwo zrodziło się wprost z idei. W tym celu nie były potrzebne żadne „trzy, na pozór wrodzone rzeczy" – ani wspólny język, ani ziemia ojców, ani obyczaje. Jedyną pożądaną cechą Izraelczyka jest to, by sam wierzył, że jest Izraelczykiem" – nie może się nachwalić twórców ruchu zwanego syjonizmem. No i rozmarza się: co by to było, gdybyśmy mogli powtórzyć ich sukces. Wszak, jak oszacował, w samych USA mieszka około miliona Litwinów, a gdzie są jeszcze setki tysięcy „z krajów Ameryki Południowej, Syberii, Australii, Ukrainy"... Tak skacząc – dość chaotycznie – po ziemskim globie, nie zawahał się przysposobić dla Litwy i „ponad 80 tysięcy południowoafrykańskich Litwaków", i – oż ty, cudzie nad Wilią! – „około 100 tysięcy Wilniuków i ich potomków w Polsce".
„To już duża wspólnota czy też grupa docelowa, która składa się na wielką Litwę – klaruje poseł konserwatywnego Związku Ojczyzny. – Potrzebne są tylko wysiłki naszego państwa do zachęcania ich do powrotu na Litwę". Jako jedną z metod zachęcania Masiulis zachwala izraelski obyczaj witania repatriantów przez państwowych urzędników już na lotnisku.
Toż to mentalna rewolucja, a nawet zarodki rewolty w szeregach konserwatystów! Ciekawam, co sądzi patriarcha Vytautas Landsbergis o teorii, że język i obyczaje nie są dla Litwy najważniejsze? Albo o nawoływaniu, by zwabiać do kraju Litwaków, którzy jak nikt inny umieją upominać się o utracone niegdyś mienie. Albo – to już czysta herezja – repatriantów Wilniuków! Wszak poseł Masiulis musi być świadom, że ci ostatni przywlekliby ze sobą ponoć zabójcze dla litewskiego alfabetu znaki diakrytyczne w nazwiskach, że chcieliby też dwujęzycznych tablic informacyjnych, bo w Polsce to norma oraz że ich pociechy zasilałyby istniejące tu (jeszcze!) polskie szkoły.
No chyba że wystraszyłaby ich wieść, iż z łaski witającego ich na lotnisku posła Masiulisa za te szkoły można u nas podpaść pod paragraf. No bo któż jak nie on, wraz z czwórką innych konserwatystów, nie dalej jak rok temu próbował majstrować przy kodeksie karnym domagając się robót publicznych za propagowanie wśród Polaków Wileńszczyzny kształcenia dzieci w ojczystym języku? A to przecież nie jedyna radosna działalność litewskich polityków na polu dopieszczania tych Wilniuków, którzy ani po wojnie, ani w ostatnich latach z Litwy nie wyemigrowali.
Prawda jest taka, że cudowna metamorfoza Kęstutisa Masiulisa z wilniukofoba w wilniukofila jest efektem jego obawy przed otwarciem Litwy na, jak to określa, „wolną imigrację Azjatów muzułmanów". Ci to dopiero mogliby wywołać wątpliwości, że „Litwę tworzy naród litewski" – alarmuje strwożony. A ponieważ w zwabienie starej emigracji z powrotem na Litwę wydaje się wątpić, lansuje też pomysł łatania litewskiego „zanikającego państwa" otwarciem się na imigrację Ukraińców.
W kolejnych rozważaniach pt. „Czy Litwie potrzebni są imigranci z Ukrainy?" poseł sam sobie odpowiada, że tak. W ten sposób i Ukraińcom-uchodźcom pomożemy, i swoje problemy – zarówno demograficzne, jak i związane z brakiem rąk do pracy – zaczniemy wreszcie rozstrzygać – kombinuje. I dobrze kombinuje. Oby tylko nikt tym pożądanym ukraińskim emigrantom nie opowiedział, jak się u nas rozpieszcza rdzennych Słowian będących mniejszością narodową. Gotowi byliby nas bowiem – z wielkiej ochoty zamieszkania na Litwie i doznania podobnych czułości – stratować.
Lucyna Schiller
Komentarze
taaaa, boją się że muzułmanów tak łatwo nie będą dyskryminować, a przecież dla zakompleksionego narodu obowiązkiem jest mieć kogoś na kim można się wyżyć...
Masiulis umysł ma chyba całkiem sprawny i sprytu mu również nie brakuje, bo wie, że nie ważne co będą o nim mówić, najważniejsze żeby po prostu gadali.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.