Wydaje się, że pierwszym obowiązkiem związku państw, którym jest Unia Europejska, powinno być zatem skuteczne zwalczanie niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą niekontrolowana i coraz większa fala imigracji z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu.
Wszystkie dotychczasowe doświadczenia pokazują, że napływ setek tysięcy migrantów prowadzi do dekompozycji społeczeństw, do wzrostu przestępczości, upadku gospodarek i radykalnego obniżenia poziomu życia. Co więcej, kwestia ta mogłaby, gdyby politycy europejscy faktycznie chcieli, zostać rozwiązana. Tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie. Ten problem, właśnie podstawowy i najważniejszy, jest przez elity unijne lekceważony i pomijany. Zamiast tego Unia wykorzystuje swoje instytucje do walki z tym, na co wpływ ma bardzo ograniczony, a być może nie ma go wcale: na przeciwdziałanie zmianom klimatycznym. Mamy tu do czynienia z przykładem odlotu lub, bardziej naukowo, ciężkiej schizofrenii.
W ciągu pierwszych kilku miesięcy tego roku do Włoch dotarło między 30 a 50 tys. migrantów. Zdarza się coraz częściej, że jednego dni przypływa ich ponad tysiąc. Oznacza to – łatwo policzyć – że do końca roku pojawi się tam ponad 100 tys. (a może więcej) nowych uciekinierów. Co robi rząd? Ogłasza stan wyjątkowy. Cóż, brzmi dobrze, tyle że po bliższym przyjrzeniu nic istotnego z tej „wyjątkowości” nie wynika. Przeciwnie, po jego wprowadzeniu liczba przybyszów jeszcze wzrosła. Dzieje się tak dlatego, że w istocie stan wyjątkowy to pic na wodę fotomontaż.
Otóż dzięki „wyjątkowości” będzie można… szybciej relokować migrantów z przeludnionych ośrodków do… mniej przeludnionych. Czyli czynić ich życie bardziej znośnym i wygodnym. Uwaga, paranoi ciąg dalszy: rząd premier Giorgii Meloni chce, aby w każdym z 20 włoskich regionów powstał jeden taki ośrodek dla migrantów. Obecnie jest ich dziewięć. Niektóre regiony nie godzą się na ich budowę – i te dzięki przepisom o stanie wyjątkowym będzie można do tego zmusić. Przekładając na polski: rząd nie umie powstrzymać choroby – masowego napływu migrantów, jedynie potrafi szybciej ją rozprzestrzeniać. Ito właśnie robi, nazywając to walką. Próbuje też, nieśmiało i niekonsekwentnie, tak zmienić prawo, żeby odsyłać tych migrantów, którzy nie uzyskali statutu uchodźcy, do krajów, z których przybyli. To, oczywiście, niczego nie zmieni: doświadczenie pokazuje, jak trudno jest najpierw doprowadzić do takiej decyzji, a następnie wydalić migranta (nie wspominając już o całej rodzinie).
A teraz porównajmy to z postępowaniem polskich służb i Straży Granicznej. Na granicy z Białorusią, skąd reżim Łukaszenki próbuje przerzucać migrantów, zbudowano mur obronny, a polscy strażnicy nie dopuszczają do przekraczania granicy. Wyłapują uciekinierów i odsyłają ich do miejsca, z którego przybyli. Najkrócej: robią to, do czego zostali powołani. W przeciwieństwie do Włoch Polska, co się tyczy obrony granicy przed zalewem migrantów, zachowuje się jak państwo poważne.
Włosi, przykro to powiedzieć, postępują tak, jakby całkiem opuścił ich instynkt samozachowawczy. Zamiast nie dopuszczać statków i łodzi do swoich wybrzeży, służby… chronią przybyszów. Zamiast maksymalnie utrudnić im życie, pomagają. Zamiast surowo i bezwzględnie karać organizatorów masowego przemytu ludzi, patrzą na to przez palce. Zamiast – tak, niech padnie to straszne słowo – użyć siły w obronie własnego państwa, bezradnie opuszczają ręce.
W efekcie gotują sobie tragiczny los. Tego żadne państwo i żadna gospodarka nie wytrzymają. Włoskie elity tkwią w pułapce fałszywego humanitaryzmu: bojąc się pokazać stanowczość, pogarszają, a wręcz niszczą szanse swoich dzieci i wnuków. Ta choroba niemocy paraliżuje nie tylko Włochów, lecz także całą Europę Zachodnią. Widać to było w 2015 r., kiedy to Bruksela, zamiast walczyć z zalewem migracji, chciała wymusić na wszystkich członkach absurdalny pomysł przymusowej relokacji. Tak dzieje się też obecnie: zamiast wezwać Włochy i inne państwa do walki z falą przybyszów, Bruksela woli krytykować takie państwa jak Polska, które bronią własnych granic.
O przepraszam, Bruksela ma przecież inne rzeczy na głowie. Co tam zalew setek tysięcy migrantów, najważniejsze jest bohaterska walka z ociepleniem klimatu. To jest prawdziwe wyzwanie i tym zaprzątają sobie głowę poważni europejscy politycy, tak urzędnicy, jak większość europosłów. Dlatego Parlament Europejski przyjął kilka dni temu dyrektywy i rozporządzenia z pakietu „Fit for 55”. Do roku 2030 emisje gazów cieplarnianych zostaną ograniczone o co najmniej 55 proc. W 2050 r. osiągniemy neutralność klimatyczną. Ależ to będzie osiągnięcie! Naprawdę jest się z czego cieszyć. W neutralnej klimatycznie Europie, zalanej totalnie przez afrykańskich i bliskowschodnich migrantów, powietrze będzie czyste i śniegu będzie sporo.
www.DoRzeczy.pl
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.