Egzamin z litewskiego: optymizm uzasadniony?
Jednym z podstawowych – dla wszystkich obowiązkowym i zdawanym na jednakowym poziomie – na maturze jest egzamin z języka litewskiego i literatury. Już jak mantrę powtarzamy od 2013 roku – za rok będziemy mieli „chlubny” jubileusz 10-lecia, że absolwenci polskich szkół na Litwie są poddawani eksperymentowi, kiedy muszą składać ten egzamin jak z języka ojczystego, chociaż takowym dla nich nie jest. Ponadto jest nauczany według nieprzystosowanych dla szkół nie litewskich programów i w mniejszym wymiarze godzin. Sytuacja taka jest wyraźnie dyskryminująca, bo, na dodatek, wyniki z tego egzaminu decydują o dostaniu się kandydata na studia finansowane przez państwo. Niestety, na argumenty polskiej społeczności ani litewskie władze oświatowe, ani politycy, od czyjej dobrej lub zlej (jak w tym przypadku) woli zależy wprowadzenie zmian w tej kwestii nie reagują. Wyniki egzaminu wśród absolwentów polskich szkół po przyjęciu tej „nowelizacji” znacznie się pogorszyły, jednak kosztem wzmożonego wysiłku (też korepetycji) i wytrwałej pracy nauczycieli-lituanistów, uczniowie polskich szkół, wbrew wszystkiemu, mogą się też pochwalić setkami na maturze z litewskiego. Jest to dla nas powód do dumy, ale czy dla państwa litewskiego? Śmiem wątpić.
Po pandemicznej zapadłości, tegoroczne wyniki ogólnokrajowe egzaminu z litewskiego wypadły lepiej niż w roku ubiegłym. Zdało go 92 proc. kandydatów, składających go na poziomie egzaminu państwowego (16914 osób).W 2021 roku procent ten stanowił 91,4 . Poprawa w rzeczy samej minimalna, ale została nagłośniona przez resort jako sukces, bo jednak wykazuje tendencje zwyżkowe: np. w porównaniu z rokiem 2020, kiedy egzamin oblało 10,8 proc. abiturientów, no i tego roku było też o 4 „setkowiczów” więcej ( 379) niż w roku ubiegłym. Narodowa Agencja Oświaty odnotowała również to, że większość młodzieży wybrała temat rozprawki „Czy trudno jest wyzwolić się od stereotypów” (8022). Ciekawe, czy jest tak dlatego, że młodzież ten temat rzeczywiście nurtuje i z jakich „stereotypów” chciałaby się wyzwolić? Ale to już temat badań socjologicznych, a nie znajomości języka. Sprawdzających prace cieszyło tego roku również to, że w swoich pracach młodzi ludzie opierali się na twórczości nie tylko tzw. „obowiązkowych” i polecanych autorów, ale też z własnego wyboru. O jakości złożonej matury z języka państwowego może świadczyć fakt, że z obowiązkowych 30 pkt. ze 100 - potrzebnych do zaliczenia egzaminu - średnia wyniosła 55,9 pkt.. Wynik ten jest również bardziej „jakościowy” niż przed rokiem – stanowił 54,6 pkt.
Blaski i cienie maturalnej sesji
Jak co roku rekord popularności pobił egzamin maturalny z języka angielskiego – wybrało go 17310 kandydatów. Jest nie tylko najbardziej popularnym, ale też najlepiej składanym egzaminem – w ub. roku zdało go 97,9 proc., zaś tego roku – 98,07 proc. Jednak tegoroczna matura przyniosła mniej setek – 2,18 proc. (ub. r. – 3,58). Należy odnotować, że do zaliczenia egzaminu z języków obcych (angielskiego, francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego) wystarczy nabrać 16 pkt. ze 100 możliwych. Egzaminy te składaja się z 4 części, więc wystarczy z każdej z nich uzyskać po 4 pkt. Egzaminy z francuskiego i niemieckiego wybiera o wiele mniej uczniów niż z angielskiego i rosyjskiego. Tego roku było to odpowiednio 22 i 55 osób i wszyscy zaliczyli ten egzamin. Co do jakości, to z języka niemieckiego było 10 setek, z francuskiego, niestety, ani jednej.
Do egzaminu z języka rosyjskiego przystąpiły tego roku 1822 osoby, zdało go 99 proc. kandydatów (w 2021 – 99,5 proc.). Towarzyszyło mu „nieporozumienie”, jak nazwała to minister oświaty. Otóż jedno z egzaminacyjnych zadań wymagało napisania listu do kolegi w Rosji. Zarówno minister, jak i większość zabierających głos w tej kwestii, uznali to za wielkie niedociągnięcie w pracy Narodowej Agencji Oświaty. Ich zdaniem takiego tematu nie powinno by było być w obecnej sytuacji geopolitycznej. Cóż, zdania mogą być różne, ale akurat temat ten można było potraktować jako nader aktualny: młodzi ludzie powinni ze sobą rozmawiać, wyjaśniać sobie różne kwestie. Możliwie wówczas świat przestanie być świadkiem brutalnych agresji i ludzkich tragedii.
Mniej moralnie wrażliwym, ale zdecydowanie niezbyt dobrze świadczącym o jakości pracy tych, co mają zadbać o sprawny przebieg składania egzaminów, było to, że w trakcie egzaminu z języka angielskiego (już nie pierwszy rok z rzędu) była zła jakość słyszalności. Z pewnością nie poprawiło to stanu emocjonalnego egzaminowanych osób i mogło mieć wpływ na zrozumienie tekstu i, co za tym idzie – wynik egzaminu.
Paradoksalna sytuacja zaistniała na egzaminie z technologii informatycznych… zawiodły komputery. Niestety, zawiodły też tegoroczne wyniki. W sytuacji, kiedy Litwa gotowa jest za kilka lat zatrudnić trzykrotnie więcej specjalistów informatycznych technologii niż jest ich dziś, do egzaminu z tej dyscypliny przystąpiło 2297 młodych ludzi i ponad 14 proc. go oblało. Zdało 85,98 proc., co jest gorszym wynikiem niż przed rokiem, kiedy procent ten stanowił 91,3. Drastycznie spadła też jakość: przede rokiem setkami legitymowało się 9,6 proc., zaś tego roku zaledwie 2,66 proc. (do zaliczenia tego egzaminu wystarczy zdobyć 20 pkt. ze 100 możliwych).
Bardzo dobrze poradziło sobie 3430 kandydatów z egzaminem z geografii – złożyło go pomyślnie 99,1 proc. Identyczny wynik uzyskano też z matury z historii. Prawda tego roku zdawało go mniej absolwentów niż w roku ubiegłym (6949) i najwyższą ocenę otrzymało zaledwie 0,3 proc. Nieco gorsze niż w roku ubiegłym okazały się wyniki egzaminu z biologii (zdawało 5757 osób) – zdało 96,3 proc. ( w ub. r. – 97,2 proc.). Zaznaczyć należy, że do tego, by zaliczyć egzaminy z tych przedmiotów wystarczyło zdobyć 16 z możliwych 100 pkt.
Stosunkowo dobrze wypadły tegoroczne matury z fizyki i chemii, chociaż liczba przystępujących do nich w żaden sposób nie spełnia oczekiwań i wyzwań dnia współczesnego. Fizykę składało 1914 osób i zaliczyło 97,1 proc., chemię – 919 i pomyślnie poradziło 96,19 proc.. Najwyższe oceny otrzymał dość mały procent składających: odpowiednio - 2,6 i 1,96 proc.
Skandaliczna sytuacja z wynikami z matematyki
Od lat budząca zatroskanie sytuacja z maturą z matematyki (jej wyniki wyraźnie się pogarszały od 2015 r.) tego roku doprowadziła do skandalicznej sytuacji. Po sprawdzeniu prac okazało się, że z zadaniami egzaminacyjnymi poradziło sobie zaledwie 64,6 proc. kandydatów. Wynik okazał się gorszy aż o 20 proc. ( 84,8 proc.) niż w roku ubiegłym i o 3 proc. niż w „tragicznym” (jak go wówczas określono) roku 2020, kiedy stanowił 67,6 proc. i usprawiedliwiano to tym, że było zdalne nauczanie. Wówczas resort oświaty przeznaczył dość pokaźne środki i zastosował dodatkowe sposoby na to, by kolejny rocznik maturzystów otrzymał niezbędną pomoc w przygotowaniu do egzaminu dojrzałości z tego przedmiotu i był oczekiwany rezultat.
Niestety, tego roku takiego wsparcia zabrakło i po fatalnych skutkach minister oświaty, nauki i sportu, podjęła bulwersującą decyzję o wstrzymaniu upubliczniania wyników i powołaniu specjalnej komisji do zbadania sytuacji (m. in. czy zadania egzaminacyjne były zgodne z programem nauczania, odpowiadały stawianym kryteriom ich formułowania). Taka decyzja podniosła stopień nerwowości do wrzenia. Po kilku dniach pracy komisja stwierdziła, że zadania odpowiadały wymaganiom. Zaznaczono, że tylko dwa zadania (z rzędu punktowo bardziej „cennych”) według złożoności i niezwykłego kontekstu mogły mieć wpływ na wynik. Postanowiono więc zwiększyć ich ocenę na punkty. Wynik – liczba „setkowiczów” zwiększyła się dwukrotnie (z 58 do 116), ale nie zmienił się procent tych, co egzaminu nie zdali.
Zarówno we wnioskach komisji, jak i samej pani minister zabrakło orzeczenia, kto jest winien w zaistnieniu takiej sytuacji. Winnych – tradycyjnie nie ma. Jest stwierdzenie, że sytuacja jest kryzysowa, bo poprzedni decydenci nic nie robili w kierunku jej ratowania. Minister zrobiła też jeszcze jedno „odkrycie” – wyniki maturzystów z prowincji okazały się o wiele gorsze niż z dużych miast. Czyżby pani minister nie wie, że miasta ratują korepetytorzy? Po tegorocznych „osiągnięciach” zapotrzebowanie na nich z pewnością wzrośnie, bo rodzice zobaczyli, że na szybkie działania zaradcze decydentów raczej liczyć nie mogą.
Dobrze by było, by oświatowcy i politycy przyjęli do wiadomości też to, że pracujących nauczycieli matematyki w mocno zaawansowanym wieku jest najwięcej. Co poczniemy, kiedy zechcą pójść na „zasłużony odpoczynek”? Dziś, jak wynika z obliczeń, system oświaty jest w stanie dać zadowalającą wiedzę z matematyki zaledwie dla ok. 40 proc. absolwentów. Z ogólnej liczby tegorocznych maturzystów matematykę zdawało 14490 i 5300 egzamin oblało. Do osiągnięcia pomyślnego wyniku trzeba było zdobyć 9 z 60 pkt. Tegoroczna średnia wyniosła 16,2 (w roku 2021 – 21,9).
Niektórzy specjaliści problem z matematyką widzą w tym, że egzamin ten jest obowiązkowy dla wszystkich, którzy chcą podjąć studia i dlatego decyduje się na niego aż 40 proc. abiturientów, których roczna ocena z tego przedmiotu jest w granicach 4-6. Jednak minister nie ma zamiaru rezygnować (i ma wielu zwolenników, bo matematyka to nie tylko „liczenie”, ale też kształtowanie systemu myślenia), wręcz przeciwnie – według nowych założeń resortu, od 2024 roku ma to być obowiązkowy egzamin. „Ułatwieniem” ma być jedynie to, że ma być dwupoziomowy: z podstawowego i rozszerzonego kursu. Ponadto „zaporą” przed oblaniem matury ma się stać (znów) obowiązkowy sprawdzian z wiedzy podstawowej po ukończeniu X klasy (II gimnazjalnej), a jego wynik poniżej czwórki ma zamknąć drogę do kontynuowania nauki w gimnazjum. Ponadto trwa proces zmiany programów nauczania.
Te kroki zadziałają za kilka lat. Maturzyści kolejnych dwóch roczników muszą poradzić sobie sami, o ile decydenci nie zorganizują w tej nadzwyczajnej sytuacji doraźnej pomocy.
Janina Lisiewicz
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.