A spustoszenie ta infekcja sieje na Litwie... hen, aż od czasów Unii Krewskiej. Wówczas to, jak donosi publicysta Arnoldas Kiaupė, Polska wyrządziła Litwie „ogromną krzywdę zmuszając Jagiełłę do przemówienia po polsku" („prabilti lenkiškai"). Autor litościwie przemilcza, że Polacy torturowali wielkiego księcia litewskiego właściwie przez całe jego życie. Dodając do krzywdy zniewagę przymusili go do poślubienia młodziutkiej i ślicznej królowej Jadwigi, następnie kazali zasiadać na polskim tronie.
Nie ustali w gnębieniu króla Jagiełły nawet po jego śmierci – czyniąc go wiodącym historycznym symbolem potęgi i chwały Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Przypuszczam więc, że „prabilimas lenkiškai" nie był dla niego najbardziej traumatycznym z przeżyć, zwłaszcza że za czasów jego panowania językiem urzędowym na Litwie był słowiański język ruski. Obawiam się nawet, że, gdyby nie wspomniana krzywda, publicysta Kiaupė posługiwałby się dziś cyrylicą, co w najmniejszym stopniu nie umniejszyłoby wagi propozycji zawartych w jego publikacji pt. „W: co mogłaby uczynić nie Litwa, a Polska?".
Zainteresowanych szczegółami odsyłam do oryginału, ja zaś o głównym przesłaniu tego tekstu. A sprowadza się ono do sprytnego pomysłu: skoro Litwa nie zamierza przestrzegać zapisów Polsko-Litewskiego Traktatu, to... won z tym przeżartym „rdzą polskiego nacjonalizmu" papierzyskiem!
Litwie on już do niczego niepotrzebny. Dostała, co chciała, i cześć. Autor zupełnie uczciwie przyznaje, że w zamian za artykuł o oryginalnej pisowni nazwisk „Litwa uzyskała ogromne polityczne wsparcie Polski w dążeniu do członkostwa w UE i NATO". A że my swojego zobowiązania nie dotrzymaliśmy? Wielkie mi halo! Umówmy się z Polską, że dotrzymaliśmy. „(...) „Polskie" nazwiska na Litwie już dawno pisane są zgodnie z brzmieniem, bez litewskich końcówek" – obwieszcza publicysta z entuzjazmem.
I nawołuje: „Więc czas już może ruszyć do przodu i szukać nowych (...) form styczności". Czyli o traktatowym zapisie, że „szczegółowe regulacje dotyczące pisowni imion i nazwisk zostaną określone w odrębnej umowie", wypada zapomnieć. Należy sporządzić nowy Traktat. U jego podstaw ma lec następująca zasada – „wy dajecie – i my dajemy". Umówmy się tylko, że „wy dajecie o wiele więcej", również w aspekcie finansowym.
Dlaczego? Bo „jako małe Państwo Litwa zazwyczaj dostawała więcej niż oddawała" – tupie nóżkami stronnik przekształcenia Europy w przedszkole, gdzie mniejszym – dla świętego spokoju – daje się większe lizaczki. A najjaskrawszy przykład tego, jak to ma działać, publicysta zawarł w proponowanym modelu opieki obu państw nad szkolnictwem mniejszości narodowych.
Oto jak wyglądałoby to „wy więcej": „Dla litewskiej mniejszości w Polsce stwarza się jak najbardziej sprzyjające warunki, nawet jeżeli wielkość tej narodowościowej grupy w Polsce jest zanikająco mała. Utrzymywane są nawet bardzo małe litewskie szkoły początkowego nauczania (...)". A oto jak „my mniej": „(...) zachowana jest sieć finansowanych przez państwo polskich szkół, przy jednoczesnym poszukiwaniu sposobów, jak je doskonalić (by nie finansować szkół, w których jest więcej nauczycieli niż uczniów), wraca się do dyskusji na temat programu kształcenia (by w polskich szkołach na Litwie nie byli kształceni mankurci państwowego języka nadający się tylko na polskie uniwersytety (...)".
Gdybym nie była mankurtem (zresztą z dyplomem UW), prosiłabym o adres uczelni, gdzie kształcą takich spryciarzy jak Kiaupė, by mój umysł – w zderzeniu z ich moralnymi zasadami, logiką i argumentami – przestał wreszcie stawać dęba.
Lucyna Schiller
Komentarze
Litwini pożyczyli sobie alfabet od Czechów ale jakoś nie słyszałem zagrożeniu ze strony Czech ;) Zawsze śmieszyło mnie to straszenie Polską, zwłaszcza, że i Polska i Litwa są razem w strukturach natowskich i unijnych.
- Ano między innymi tam:
Gadzinowe antypolskie portale (zw, delfi) opisują sabat lietuviskich nacjonalistów, zwany "wiecem przeciwko oryginalnej pisowni nazwisk".
Są też fotki. A na zdjęciach - sama "młodzież", średnia wieku 70 - 80 lat. Bardzo wymowne...
To pokolenie sfrustrowanych lietuviskich antypolskich nacjonalistów nie ma przyszłości. To jeszcze są potomkowie kolaborantów Hitlera i Stalina oraz strzelców ponarskich, względnie krzewiciele bolszewizmu w ponurych latach komuny. Cechuje ich taka sama chora mentalność. Język Garšvy, Juozapaitisa, Kupčinskasa, Stundysa - to klasyczna mowa nienawiści.
Na szczęście dla tego kraju oni teraz już wymierają jak mamuty. Jeszcze podnoszą łby i próbują wierzgać, ale muszą uważać, by im sztuczne szczęki z emocji nie powypadały. Ich czas nieuchronnie mija. Wkrótce wylądują na śmietniku historii i pies z kulawą nogą się o nich nie upomni.
Spuśćmy litościwie nad tymi matołami kurtynę milczenia....
Co tam ten cały jakiś tam Kiaupė, toż on to tylko malutka płotka, gość zupełnie bez znaczenia.
Niestety najgorsze jest, że takich jak on polakożerców namnożyło się w najwyższych władzach, że przypomnę Landsbergisa, Kubiliusa czy panią prezydent. A są tych nacjonalistycznych oszołomów całe hordy...
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.