Ostatnie w tej kadencji orędzie głowy państwa określiłabym jako niezwykle dynamiczne, a przez to nie nudne. I na tym mi się lista zalet wyczerpała. Gołym okiem widać, że to exposé musiało mieć wielu autorów, przez co było niespójne. Nie tyle tematycznie, ile w swej poetyce. Od moralizatorstwa i karcenia czasem bardzo konkretnych, czasem enigmatycznych „onych”, którzy są winni rzeczy niedobrych, prezydent – nie zdążywszy niekiedy zmienić tonu – wpadała w nurt przechwałek. Zarówno uzasadnionych jak i głupawych, vide – wspomniane na wstępie.
Dalia Grybauskaitė galopowała więc po tym swoim orędziu jak dzielna amazonka, ale na nieokiełznanym rumaku. To wrogom pogroziła, to do sprzymierzeńców puściła oko; to przedsiębiorców do spółki z rolnikami obsobaczyła (pierwszych za „sprzedawanie Ojczyzny za masło”, drugich – za nieobsiewanie ugorów), to znów cały naród wezwała do „bycia dumnymi ze swej Litwy”, gdyż w oczach międzynarodowej społeczności urośliśmy ostatnio do takich herosów, że ho-ho! I to w każdej prawie dziedzinie.
Wiało z tego orędzia to retoryką kennedy-owską w stylu: „nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie...”, to znów „toczka w toczkę”jak ze znanej sowieckiej komedii o Szuriku. A dokładnie o tym „kak wozdusznyje korabli barazdiat nasze kosmiczeskoje prostranstwo”. Cytuję: „W Święto 11 Marca pokojowy huk sojuszniczych myśliwców (na litewskim niebie) symbolicznie kreślił jakościowo nowe, naznaczone członkostwem w NATO i Unii Europejskiej, dziesięciolecie w życiu naszego państwa”. Ładnie. Ale nie koncentrujmy się na imponderabiliach, zwłaszcza, że był to nie tyle raport o stanie państwa ile przedwyborczy manifest Dalii Grybauskaitė. Nie dziw, że był i bojowy, i górnolotny jak te sojusznicze myśliwce.
A skoro już jesteśmy przy partnerach i sojusznikach Litwy to śpieszę poinformować, że Polska w tej grze znów na ławie rezerwowych. Jeżeli w ogóle. Prezydent w swym orędziu zawarła jednoznaczną deklarację, że nadal zamierza szukać partnerów gdzie się da, byle nie w pobliżu. Co prawda wspomniała o „ważności sąsiedzkiej współpracy”, szczególnie „w obliczu bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa regionu”.
Napomknęła też o „jedności, jaką w tej sytuacji wykazali się Litwini, Polacy, Łotysze i Estończycy”, ale na poważnych partnerów Litwy wytypowała USA oraz Niemcy i Francję, z którymi chce się zbliżać strategicznie, gospodarczo i politycznie. Polska się na tę listę nie załapała. Podobnie jak na listę godnych wzmianki inwestorów. Dalia Grybauskaitė pochwaliła się za to wartymi 17 miliardów litów inwestycjami krajów północnych. A przecież jeszcze do niedawna Polska plasowała się na pierwszym miejscu wśród inwestorów zagranicznych na Litwie, obecnie jest na drugim. Po Szwecji, ale przed Niemcami.
Ale po co nam Polska, skoro prezydent niedawno ogłosiła, że „inwestycjami na Litwie są zainteresowane największe koncerny Korei Południowej”. To stamtąd wkrótce przypłynie do nas, jak go określa Grybauskaitė, „symbol naszej niezależności od rosyjskich nośników energii” – statek przeznaczony do transportu skroplonego gazu ziemnego. Piękny gazowiec o dumnym (acz niezgodnym z wymogami litewskiej ustawy językowej) imieniu „Independence”, który sprawi, że rosyjski gaz już nam nie będzie potrzebny. Żal, że prezydent w swoim orędziu nie zdradziła, kto będzie wypełniał „Nepriklausomybė” potrzebnym Litwie gazem. Może kosmici, którym ślemy pozdrowienia?
Lucyna Schiller
Komentarze
Nie wiem co ona łyka, ale ma fajne wdzianka, takie mundurki jak z czasów chińskiej rewolucji. A jeszcze do tego ten retro tapir na głowie...
coś w tym chyba jest :) niezły ma odlot. A może to marsjanie jej podyktowali to przemówienie? (podoba mi się też określenie "mowa pożegnalna" hahaha)
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.