Najszczęśliwszy był zdecydowanie w okresie przewodniczenia tymczasowej sejmowej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego, gdy w świetle medialnych jupiterów wlókł na polityczny stos ówczesnego prezydenta Rolandasa Paksasa. Po takim wytarzaniu się w sławie rola przeciętnego europarlementarzysty (poprzedniej kadencji) musiała już dumnego ptaka uwierać, ale jakoś ją zniósł. Nawet polubił, bo startował na kolejną kadencję. Cóż, kiedy przy następnym podejściu niewdzięczny naród mandatu do PE Sakalasowi odmówił. Musi się więc obchodzić dekoracyjnym tytułem honorowego przewodniczącego Litewskiej Partii Socjaldemokratycznej, co go jak widać mocno frustruje. Znów wyrywa się do roli i wielkiego rozgrywającego, i inkwizytora.
Parę dni temu wezwał rządzącą koalicję (cytuję za portalem DELFI), by „zanim będzie za późno" zrezygnowała „z usług AWPL". Z tej retoryki wynikałoby, że politycy Akcji Wyborczej pełnią w tej koalicji jakąś służbę. Noszą berło za premierem Algirdasem Butkevičiusem czy może nadstawiają mu karku, gdy na koń wsiada? Otóż nie. I to właśnie twardość ich karków doprowadza Sakalasa do szału. Akcja Wyborcza Polaków na Litwie przystąpiła do koalicji pod warunkiem, że do programu rządu zostaną włączone postulaty jej wyborców i konsekwentnie domaga się przestrzegania zawartego porozumienia. Sakalas zaś grzmi, że jego partia dała chamom i złoty róg, i czapkę z piór, a chamy daru nie doceniły. „AWPL nie wykorzystała historycznej szansy, jaką dostała w postaci zaproszenia do rządzącej koalicji, do wspólnego rozstrzygania ekonomiczno-socjalnych problemów wszystkich obywateli Litwy, między innymi i Polaków" – oznajmia w srogiej reprymendzie pt. „Zaproszenie AWPL do koalicji – to polityczny błąd". Widać, że umknęły mu nie tylko programowe propozycje Akcji Wyborczej dotyczące właśnie problemów wszystkich obywateli, ale też jej liczne na tym polu osiągnięcia. Przypominam więc, że to z inicjatywy posłów AWPL w Sejmie przeszła ustawa o zwiększeniu o 25 proc. finansowania na drogi lokalne; że to dzięki ich głosom zostaną zwiększone wypłaty socjalne dla wielodzietnych matek oraz obniżony VAT dla sektora turystycznego, dzięki czemu ten może się rozwijać i tworzyć nowe miejsca pracy... Mogłabym kontynuować, ale nie moją rolą jest dokształcanie politycznych sokołów.
Że kreujący się na Landsbergisa lewicy polityk nie jest w stanie dostrzec wyników pracy Akcji Wyborczej na rzecz całej Litwy, wcale się nie dziwię. Horyzont przesłania mu piana. A pieni się Aloyzas Sakalas od tego, że przy tym wszystkim AWPL ani sobie, ani koalicjantom nie odpuszcza problemów narodowościowych, „chociaż wie, że na Litwie nadrzędną ustawą jest Konstytucja RL". A wie, wie – panie Sakalas. A pana partyjni koledzy to co, nie wiedzieli, gdy zapraszali AWPL do koalicji na określonych warunkach? Gdy obiecywali, że niebawem po problemach mniejszości zostanie tylko brzydkie wspomnienie? Nie zapoznali się wcześniej z Konstytucją czy omamili koalicjanta pustą obietnicą, a prościej mówiąc – kłamstwem?
A propos kłamstwa. Sokół litewskiej socjaldemokracji nie posiada się z oburzenia, jakim prawem „mieszkańcy polskiego rezerwatu" (tak określa Wileńszczyznę) bezkarnie zarzucają kłamstwo Prezydent Republiki. Dokładnie tak – z szacunkiem i dużymi literami – w cytowanej publikacji mianuje Dalię Grybauskaitė. Tę samą, dla której dopiero co domagał się impeachmentu (oj, tęskni się do roli „wielkiego inkwizytora") oznajmiając nawet, że utrącony przez niego Paksas „to na jej tle był aniołem". Tę samą, której nie dalej niż w tym miesiącu zarzucił, że kłamie w sprawie swojej przeszłości. Ma widać monopol na rozliczanie (i to ostre) prezydent Dalii Grybauskaitė z jej mów i czynów. Obywatele polskiego pochodzenia mają zaś Jej Ekscelencję wyłącznie adorować, cokolwiek wątpliwego zrobi czy powie.
Jeszcze parę zdań o tym, co polityk określa mianem „polskiego rezerwatu". Sakalas nie może pojąć, jak to się dzieje, że Wileńszczyzna od lat jest wierna jednej partii i z tej bezsilności ordynarnie obraża jej mieszkańców. Zarzuca im brak honoru i godności oraz niezdolność do samodzielnego myślenia. Muszę go rozczarować. Popularność AWPL na Wileńszczyźnie jest właśnie wynikiem bystrości umysłów jej mieszkańców. Z kadencji na kadencję stawiają na partię, która nie ma na swoim koncie żadnych skandali ani korupcyjnych afer. Imponuje im i światopogląd polityków Akcji Wyborczej. Dowód? W polskich szkołach „rezerwatu" notuje się100-procentową uczęszczalność na lekcje religii. Zapewniam też, że nie samą obroną dwujęzycznych tabliczek lud Wileńszczyzny żyje. Korzysta z dopłat do wody i ogrzewania, ze wsparcia dla drobnej i średniej przedsiębiorczości, płaci niższe podatki za ziemię rolną, dostrzega też inwestycje w infrastrukturę tego, co Sakalas zwie „rezerwatem". A przecież miast rzucać inwektywami mógłby się zastanowić: dlaczegoż to mieszkańcy stolicy osiedlają się w tym „rezerwacie" z takim szwungiem, że aż ziemia dudni?
Lucyna Schiller
Komentarze
Bardzo się mylisz przyjacielu.Jej nazwisko powinno brzmieć GRZYBÓWNA
no ale jeżeli po litewsku to będzie brzmiało ono tak: G R I B A U S K A I T I E
Święte i prawdziwe słowa. Niech je sobie wbiją w łepetyny zatwardziali litewscy polakożecy, jako Grybauskaitė, Landsbergis, Sakalas, Kubilius, Panka, Garšva, Songaila et tutti quanti...
"Obecnie Unia nie byłaby nic warta bez swojej wielojęzyczności i wieloetniczności, to jest sama dusza i sedno Unii Europejskiej. Mamy zobowiązanie do ochrony różnorodności kulturowej i językowej, ale musimy w tej sprawie uczynić o wiele więcej" - powiedział Jonathan Hill, vice szef gabinetu komisarz Androulla Vassiliou ds. edukacji, kultury, wielojęzyczności i młodzieży.
"Sytuacja Polaków na Litwie jest podobna, a nawet nieco gorsza niż sytuacja Rosjan na Łotwie. Przeciwko takim krajom jak Litwa należy podjąć szczególne działania, gdyż Polacy są dyskryminowani, a to podważa istotę europejskości" - podkreślił mocno hiszpański eurodeputowany Iñaki Irazabalbeitia Fernández.
Kompromitującą próbę obrony dyskryminującej mniejszości na Litwie polityki, podjął europoseł Justas Paleckis, za co został ostro skrytykowany przez obecnych posłów. A Csaba Sógor, węgierski europoseł, porównał tę argumentację do stosowanych w reżimach totalitarnych.
"Nazwisko człowieka - to jest część identyfikacji, to podstawowe prawo człowieka. Czy Polak musi umrzeć, żeby odzyskać swoje nazwisko?" - tak skrytykował zakaz pisania nazwisk w języku mniejszości polski eurodeputowany Janusz Wojciechowski.
Dyskusję podsumował przewodniczący intergrupy, europoseł Csaba Tabajdi, mówiąc - "Polska mniejszość na Litwie musi mieć zagwarantowane prawa przez państwo litewskie. Stanowisko pani prezydent Grybauskaitė jest niedopuszczalne, gdyż idzie w stronę przymusowej asymilacji. Będziemy chronić wszystkie mniejszości narodowe, bo jest to naszym obowiązkiem. Taką oto wiadomość ślemy do prezydent Litwy. Na takie traktowanie Polaków nie ma zgody".
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.