Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że jesteśmy toksyczni jak sromotnikowe muchomory, że panuje u nas powszechna nienawiść? Wszystkich do wszystkich i do wszystkiego. I to z roku na rok progresuje. Wyjeżdżałam z kraju w czasie, gdy – pewnie z braku zupełnie obcych – panowała u nas moda na wrogość wobec własnych mniejszości narodowych. Umiejętnie podsycana przez pokaźne grono polityków i mniej liczną, za to o wiele bardziej jadowitą grupkę samozwańczych autorytetów (vide przedstawiciele towarzystwa Vilnija). Myślałam, że tak już zostanie. Zwłaszcza, że przed dziesięciu laty trudno było przewidzieć, iż dożyjemy czasów, gdy litewscy Polacy czy Rosjanie zyskają w tej dyscyplinie wiecznie gonionego króliczka rywali w postaci podrzuconych nam przez Kanzlerin Merkel islamskich emigrantów. Tak się jadnak złożyło, że „ta chwila nadejszła”. A skoro tak, to początkowo nie zdziwiły mnie medialne nagłówki krzyczące o tym, że Połąga nie radzi sobie z „plagą emigrantów”. Że ci co i rusz wszczynają tam straszliwe burdy: na umór piją, kradną, hałasują, śmiecą, biją i na wszelkie inne sposoby tyranizują zawrówno Bogu ducha winnych litewskich wczasowiczów jak i obsługujący ich personel.
Pierwsza myśl: no to się i na Litwie zaczęło! Następna: jakże to tak? To muzułmanie „tankują” w naszym kraju jak – nie przymierzając – TIR-y? I co to będzie dalej – struchlałam – skoro 39 uchodźców (a tylu ich mamy) z taką łatwością okupowało i sterroryzowało nasz flagowy nadmorski kurort, a my oddaliśmy go bez boju? Odetchnęłam, gdy okazało się, że Połągę szykanują bynajmniej nie zwolennicy ISIS tylko... nasi osobiści rodacy. Ci, którzy porozłazili się po całej Europie za pracą, by wróciwszy do kraju na krótką kanikułę siać grozę wśród trwających przy ojczyzny łonie spokojnych współobywateli. „Oni wracają jacyś odmienieni, jakby ich tam co opętało” – skarżą się łonoojczyźniani na łonoodstępców reporterom, którzy z lubością zbierają po ludziach przypadki zbydlęcenia owych opętańców i odmieńców. I opisują to wszystko ze smakiem... otwierając w ten sposób puszkę Pandory.
Popełniłam tę nieostrożność, że dając się ponieść historii szykanowanej przez emigrantów Połągi przeleciałam się po kilku internetowych forach, gdzie obywatele Marijos žemės – ci, którzy wyjechali i ci, którzy pozostali w kraju – wymieniają się poglądami na swój temat. Toż to dopiero masakra! Ileż tam obelg, ile wzajemnej nienawiści i hejtu! Współziomków do współziomków, Litwinów do Litwinów. Całe szczęście, że cała ta naparzanka odbywa się w przestrzeni wirtualnej, więc jest przynajmniej bezkrwawa. Ale jak tak dalej pójdzie, to obejdziemy się własnymi siłami. Nie trzeba będzie terrorystów, wykończą nas własne pieniactwo, wzajemna wrogość, agresja i frustracja.
Nie opowiadam się przy tym po żadnej ze stron. Jestem świadoma faktu, że „najgłośniejsze nawet hurra nie zamieni w orła knura” (to Sztaudynger), a praca w Londynie nie uczyni z „runkelisa” angielskiego lorda. Z drugiej strony wiem, że stały pobyt zagranicą kształci o wiele skuteczniej niż przysłowiowe podróże. Dlatego też ci emigranci, którzy mają we łbach nieco oleju, chłoną na obczyźnie doświadczenia budujące, rozwijające, pozytywne, zaś wyprani z mózgów troglodyci odwrotnie – zarażają swoim obskurantyzmem miejscową podobną im kołtunerię, której jak wiadomo nigdzie nie brakuje. Jestem pewna, że latem na litewskim wybrzeżu wypoczywa mnóstwo porządnych i uprzejmych emigrantów, sęk w tym, że tylko szumowiny są widoczne, bo hałaśliwe i dokuczliwe. Na wyjeździe do pracy do innego kraju te żule zyskały tylko tyle, że dziś w pijackim amoku latają nie po rodzinnej wsi i nie z siekierą, tylko – mając kilka euro lub funtów w kieszeni – po Połądze, z nadtłuczoną flaszką po piwie. Ale na takich już nie ma ani kija, ani marchewki. Straceni, choć też przeważnie ofiary domowej przemocy i nienawiści.
A ta destrukcyjna wzajemna nienawiść będzie w społeczeństwie bulgotała dopóty, dopóki się nie zreflektuje tak zwana „rybia głowa”, od której się wszystko psuje. Bo skąd niby czerpać wzorce, jak działają zasady wzajemnego szacunku i tolerancji w kraju, gdzie już na szczycie władzy wszyscy się demontracyjnie nienawidzą i naparzają nie gorzej niż internetowe trolle. Gdzie nikt nigdy nie przepuścił okazji, by kogoś upokorzyć, zniesławić, podważyć czyjeś zaufanie. Jedyną wspólną namiętnością, która tę ferajnę jakoś łączy i trzyma w kupie, jest źle skrywana nienawiść do tych, nad którymi sprawują władzę. Do własnego społeczeństwa. Sterują nim metodą barier, nakazów, ograniczeń, zaś przede wszystkim faktów dokonanych, a potem się dziwują, że lud im odpowiada pięknym za nadobne.
Lucyna Schiller
Komentarze
Te osoby to piewcy nienawiści do narodu Polskiego. Obłudnie powołują sie na patriotyzm przy okazji łamiąc swoje prawo, swoja konstytucją, podpisane przez siebie traktaty i umowy, niszczą obywateli swojego kraju!!!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.