To przerażające „w” stanęło natomiast już aż w dwu wydanych przez litewski urząd stanu cywilnego świadectwach ślubu. Stanęło w konsekwencji nieugiętości paru naszych obywatelek, które, poślubiwszy panów o nazwiskach Pauwels i Wantens, nie życzyły sobie nazywać się w dokumentach inaczej niż małżonkowie. Wywalczyły więc w sądzie poprawny zapis przyjętych po mężach-Belgach nazwisk. Na razie, co prawda, tylko w świadectwach ślubu, o poprawny wpis do paszportów będą musiały stoczyć kolejną sądową batalię, ale kropla kamień drąży. A ściślej mówiąc – buntowniczki kontestujące proceder kaleczenia przez litewskie urzędy czyjejś rodowej godności – kruszą mur rodzimego pseudopatriotycznego ciemnogrodu.
A w związku z precedensem, który przez swoją powtarzalność właśnie precedensem być przestaje, litewskie media nadmieniają, że nasze sądy mają na wokandzie coraz więcej takich spraw. O poprawną wersję francuskiego nazwiska procesują się już panie Jacquet (szczególnie kapryśna, bo nie zgadza się być ani Jackuet, ani... Žakė), Weston czy Wardyn. Nawet praprawnuk wieszcza wadzi się ponoć w litewskich sądach o literki „w” i „x” dla córki ze związku z Litwinką. I sądy zaczęły stawać po ich stronie.
A propos pani Wardyn, z której sprawą buja się aktualnie Wileński Sąd Dzielnicowy. Litewskie media wymieniają ją jaką kolejną bojowniczkę o nieokaleczone nazwisko. A przecież prawda jest taka, że pani Małgorzata Runiewicz–Wardyn (oficjalnie: Malgožata Runevič–Vardyn) na liście walczących powinna figurować jako pierwsza, a nie któraś tam z kolei. Niedługo bowiem minie 10 lat, odkąd w kraju i poza nim toczy sądowe boje o poprawny zapis imienia i nazwiska. Jej sprawa była nawet na wokandzie Trybunału Sprawiedliwości UE. Ten przyznał, że stosowane na Litwie praktyki zniekształcania zawierających nielitewskie litery nazwisk są dla ich nosicieli uciążliwością, wskazał jednak, że takie kwestie powinny rozstrzygać sądy krajowe. Tym to sposobem nieugięta pionierka walki o to, prawo do czego a propos już 22 lata temu obiecano w polsko-litewskim traktacie i z czego polska strona dawno się wywiązała, wróciła do punktu wyjścia – czyli przed sąd krajowy. Dziś procesuje się w nim o poprawny wpis nazwiska już nie tylko dla siebie, lecz też dla dziecka. Mam nadzieję, że tym razem sąd orzeknie, że ma takie same prawo do poprawnej wersji nazwiska (przynajmniej tego po mężu) jak panie Pauwels i Wantens. Inaczej by się ośmieszył wyrokując, że co innego związek z Belgiem, a co innego z Polakiem, który – jak ta przysłowiowa „kurica - nie ptica” – jest innostrańcem pośledniejszego gatunku.
Osobiście jestem optymistką. Ale, reasumując: podczas gdy w Sejmie polegują aż dwa projekty ustawy o pisowni nazwisk, lukę w ustawowych regulacjach prawnych wypełniają u nas sądy. I dobrze. Zwłaszcza że oba projekty są wadliwe, a sądy w kwestii pisowni nazwisk okazały się być mniej obłudne i strachliwe niż władze ustawodawcze. A ich decyzje – mądrzejsze. Oby tak dalej, a zastraszany wizją literowego kanibalizmu lud się przekona, że nielitewskie „w” w czyimś nazwisku wcale nie wyżera swojskiego „v” z litewskiego alfabetu. Podobnie jak polskie znaki diakrytyczne nie mają ambicji wskoczyć litewskim literkom na plecy czy uwiesić się u ich nóżek. Zapewniam o tym na zaś, bo nie rozstaję się z nadzieją, że litewscy Polacy też kiedyś zyskają prawo do oryginalnego zapisu imion i nazwisk. Ufam, że bez konieczności poślubiania obcokrajowców.
Lucyna Schiller
Komentarze
Trzeba być wytrwałym w tym co się robi. Jak małżeństwo Wardyn czy Tomaszewski. Pierwsi chyba z 10 lat walczyli o możliwość używania "W" a lider AWPL z żelazną konsekwencją realizuje składane wyborcom obietnice drążąc lietuvską skałę.
Młynarz 2016-04-20 21:19
Eliza, ale nie zapominaj, że decyzja sądu w sprawie państwa Wardyn to tylko kropla w morzu tego o co walczy AWPL. To w ogóle nie rozwiązuje sprawy mniejszości narodowych. Jest to oczywiście jakiś sukces, ale trzeba być czujnym czy nie jest to ruch pod małżeństwa mieszane przed wyborami!!!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.