Zakończony? Przecież tak naprawdę byliśmy świadkami dopiero pierwszego aktu. Drugi zaplanowany jest na 23 czerwca, gdy to Brytyjczycy w referendum zadecydują: zostają czy występują z UE. A ich ewentualne wyjście może oznaczać nie tylko początek końca Unii, ale też sytuację, gdy potężna część litewskiej emigracji (co najmniej ćwierć miliona naszych obywateli) znajdzie się poza granicami UE.
Nikt dokładnie nie wie, jak wyglądałoby to w praktyce, gdyż dotychczas żadne państwo z tej wspólnoty nie występowało. Ale tak czy owak 24 czerwca setki tysięcy mieszkających i pracujących na Wyspach obywateli Litwy może się obudzić w innym porządku prawnym.
Co by to dla nich oznaczało i jaki miałaby status Wielka Brytania? Czy nadal uczestniczyłaby ona we wspólnym – opartym m. in. na swobodnym przepływie siły roboczej – rynku, jak to jest w przypadku Norwegii, która pomimo nieprzystąpienia do UE należy do Europejskiego Obszaru Gospodarczego? Czy nasi w razie niepomyślnego rozwoju tego „dramatu" zaczną masowo wracać do kraju? Może nawet wbrew własnej woli. Pamiętajmy, że plany antyimigranckich reform premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona już od dawna zawierają założenie: „nie znajdziesz pracy przez pół roku – deportacja". I czy nasze państwo jest na taką reemigrację przygotowane? A nie da się też wykluczyć, że zdesperowani perspektywą wymuszonego powrotu na ojczyzny łono Litwini zaczną szukać legalnych i nielegalnych możliwości uzyskania brytyjskiego obywatelstwa?
Przyznam bez bicia, że osobiście – w obliczu takiej perspektywy – niemieckie przyjęłabym natychmiast. Wiem, że po mnie ojczyzna nie będzie płakała, ale nie jestem pewna, czy jest też gotowa na ostateczną utratę setek tysięcy młodych, nieskażonych etnicznie, zdolnych do pracy i prokreacji Litwinek i Litwinów. Przed taką utratą ratowałoby Litwę częściowo prawo do podwójnego obywatelstwa, ależ onoż u nas wyłącznież dla szczególnie zasłużonych.
Dla zasłużonych nieszczególnie (ich zasługą jest tylko to, że zamiast być obciążeniem litewskiej opieki socjalnej wspierają ojczyznę funtem) Dalia Grybauskaitė przywiozła radosną wieść: „udało się osiągnąć, że obywatele Litwy i innych krajów europejskich nie będą (w Wielkiej Brytanii) dyskryminowani". Przy tym urząd prasowy pani prezydent ogłosił skromnie, że to „Litwie udało się uzyskać zapewnienie", iż ograniczenia dostępu do zasiłków dla pracujących w Wielkiej Brytanii imigrantów będą stosowane wyłącznie wobec nowo przybyłych i nie dotkną już tam mieszkających i pracujących. Hm... Ludzie nie bez powodu powiadają, że „sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą". Kruchy kompromis brukselski ma, jak się okazuje, za matuchnę, Dalię Grybauskaitė. Ojcem jest premier Cameron.
A ojczulek już ogłosił, iż wynegocjowane przez niego porozumienie (w sprawie zmiany warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w UE) pozwala mu rekomendować, by jego państwo pozostało w Unii. Jednocześnie ostrzegł, że jeśli Brytyjczycy zdecydują o tym pozostaniu, on osobiście i nadal będzie domagał się reform, „ażeby odpowiedzieć na ich (Brytyjczyków) obawy o utratę miejsc pracy czy sprawę zasiłków dla migrantów szukających zatrudnienia na Wyspach". Tak czy owak dramat pt. Brexit dopiero się rozkręca. I choć jego przebieg dla setek tysięcy Litwinów jest kwestią „być czy nie być", Litwa nie jest przygotowana na żaden z wariantów jego rozwoju. Odnoszę wrażenie, że dobrze przygotowani to my jesteśmy tylko do wojny z Rosją. I tylko ta wojna „serioźnie" zaprząta blond główkę naszej prezydent, choć wszystko wskazuje na to, że prędzej pokona nas emigracja niż Putin.
Lucyna Schiller
Komentarze
Dramat ma szansę się skończyć gdy się skończy kadencja Dalii.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.