W ubiegłym roku na deskach „Pohulanki” publiczność mogła obejrzeć wznowiony spektakl. Tym razem 31 grudnia na wileńskie ulice będą mogli zajrzeć widzowie telewizji polskiej. Za sprawą TVP i TVP Wilno spektakl został sfilmowany. Aktorzy Polskiego Studia Teatralnego zmierzyli się z zupełnie nową sytuacją. Jak to jest zamienić scenę na plan filmowy? Pierwszy taki filmowy spektakl aktorzy PST mają już za sobą. We wrześniu w Teatrze Telewizji wyemitowane zostały „Zapiski oficera Armii Czerwonej”.
– To była taka pierwsza jaskółka zwiastująca nową rzeczywistość teatru. Był to jednak monodram, więc niewielu aktorów wzięło udział w tym projekcie. Przy „wileńskiej ulicy” biorą udział niemal wszyscy, to duże wyzwanie – stwierdza Edward Kiejzik, który tym razem jest również producentem spektaklu.
Być bliżej widza
Jak widać Polskie Studio Teatralne bardzo dobrze odnajduje się w sytuacji pandemicznej. Skoro widz nie może przyjść do teatru – teatr wychodzi do widza. Kierownik Lilia Kiejzik uważa, że najważniejszy jest właśnie kontakt z widzem. Nie można pozostawić go samemu sobie, zwłaszcza w takim czasie jak teraz. Intelektualna pożywka jest doskonałym antidotum na chaos i zagubienie człowieka. Dlatego teatr już podczas marcowej kwarantanny przeniósł się do przestrzeni wirtualnej. Środy Literackie, bajka dla dzieci, spektakle na YouTube okazały się trafionym pomysłem.
– Hasłem naszych przedsięwzięć, festiwali jest „Być bliżej widza” staramy się być wierni temu wyzwaniu. Wszystkie nasze działania zmierzają ku temu, żeby dostarczyć ludziom dobrą dawkę pozytywnych wrażeń. W tym roku mija 60 lat od założenia teatru, bardzo nam smutno, że nie mogliśmy odpowiednio świętować z naszym kochanym widzem. Stąd pomysł, żeby dotrzeć do wszystkich przez szklany ekran. To też uhonorowanie pracy aktorów. W spektaklu „Na wileńskiej ulicy” mogliśmy pokazać tych, którzy na co dzień z nami tworzą teatr – podkreśla kierowniczka i reżyser PST.
Cisza na planie!
Przygotowanie spektaklu teatralnego to niezliczona ilość prób i występ, kiedy można spojrzeć w oczy widza i zobaczyć zachwyt bądź nudę… Przygotowanie filmu to niezliczona ilość dubli i… no właśnie czekanie na opinię krytyków? Zdecydowanie inaczej to wygląda.
Zdaniem aktorów, zmierzenie się z filmem to fascynująca przygoda, ale nie ma tutaj tej wyjątkowej magii, która towarzyszy scenie. „Cisza na planie”, „kadr”, „akcja” – to najczęściej padające słowa z ust reżysera planu – Tomasza Karazy. Nie ma tu miejsca na spontaniczne gesty, poddanie się chwili – każdy krok, ruch przemyślany i kilkakrotnie powtarzany. A gdzieś nieopodal reżyser spektaklu – Sławomir Gaudyn, który z dobrotliwym uśmiechem – całkiem jak nie reżyser – instruował, podpowiadał, doradzał. No, czasem krzyknął, ale przy tylu osobach na planie, nie było rady! Tym bardziej, że w ciągu czterech dni należało nagrać całe przedstawienie.
Odrobina magii
Filmowa retrospekcja przeniesie nas wszystkich do międzywojennego Wilna Ordonki i Gałczyńskiego, Hulewicza i Łopalewskiego. Do świata romantycznych spacerów po zapomnianych zaułkach i niebezpiecznych uliczkach. Bo takie było to nasze kochane Wilno. I taki jest spektakl, łączy wileńską ulicę – z wszystkimi jej odsłonami – z elegancją kawiarnianego klimatu. Dwa dni w plenerze i dwa w restauracji to prawdziwe wyzwanie dla twórców. Stroje, rekwizyty, dekoracje – Diana Armacka czuwała, żeby wszystko na planie było dopięte na ostatni guzik – dosłownie, bo nieraz trzeba było przyszyć guzik do marynarki czy koszuli.
Wizażystki dwoiły się i troiły, żeby upodobnić aktorów do przedwojennych czasów, obsługa planu biegała, żeby w porę doświetlić plan – tylu niewidocznych na ekranie ludzi pracuje na efekt finalny. Oglądając programy w telewizji nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę. I to właśnie ciekawe doświadczenie – zobaczyć kulisy pracy filmowców, przekonać się, że być aktorem filmowym to bardzo, bardzo trudna praca. „Właściwie podstawowe zajęcie na planie to… czekanie – mówią z uśmiechem młodzi aktorzy PST – czekanie na moment, kiedy kamera będzie skierowana na nas, czekanie na to, kiedy skończy się kadr, czekanie… czekanie… czekanie…”.
Cóż, precyzja w ujęciu, odpowiedni kadr – to wszystko wymaga odpowiedniego przygotowania, skupienia i dyscypliny. Praca nad jedną piosenką trwała ponad dwie godziny – telewizja ma zupełnie inne wymagania. Na ekranie ciągle musi się coś dziać, dlatego ten sam utwór pokazywany będzie z różnych ujęć. Tak już jest teatr ma swoją magię, telewizja swoją.
Teatr ci wszystko wybaczy
Czy eksperyment się udał? To osądzą widzowie już 31 grudnia. W I programie Telewizji Polskiej i w TVP Wilno wyemitowany zostanie spektakl, a przed telewizorami zasiądą nie tylko zestresowani aktorzy, ale bliscy, znajomi – publiczność znacznie większa niż ta, która zasiada na widowni w teatrze. Aktorzy wierzą, że film dobrze odtworzy nie tylko atmosferę przedwojennego Wilna, ale też wspaniałe relacje między aktorami. Bo udzielił się klimat – zimno, zmęczenie odchodziło wraz z radością wspólnego działania. A najlepiej spuentował to Witold Rudzianiec, który parafrazując ulubioną piosenkę „Miłość ci wszystko wybaczy” odśpiewał nowy hymn teatru: „Teatr ci wszystko wybaczy, smutek zamieni ci w śmiech. Teatr tak pięknie tłumaczy zdradę i kłamstwo, i grzech. Choćbyś go przeklął w rozpaczy, że jest okrutny i zły. Teatr ci wszystko wybaczy, bo teatr kochani to my!”.
Monika Urbanowicz
Tygodnik Wileńszczyzny
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.