Spektakl doskonale wpisał się w marcowe obchody pamięci o Żołnierzach Wyklętych. Wyreżyserowany przez Sławomira Gaudyna i niezwykle wymownie zagrany przez aktora Przemysława Tejkowskiego, zgromadził pełną salę. A bohater – Witold Pilecki – zasługuje na to, by na kanwie całego jego życia budować świat współczesnych wartości.
Wychowany w rodzinie represjonowanej za udział w Powstaniu Styczniowym przesiąknięty był historią i miłością do kraju, mimo iż rodzina tułała się po terytorium Rosji. W 1910 roku rozpoczął naukę w szkole handlowej – tzw. gimnazjum komercyjnym w Wilnie. Naukę kontynuował w gimnazjum im. Joachima Lelewela. Na wieść o wycofywaniu się Niemców z miasta i zbliżaniu się wojsk bolszewickich, ochotnicy pod komendą gen. Władysława Wejtki, przystąpili do organizowania oddziałów samoobrony. W skład tych oddziałów weszła grupa starszych harcerzy, w której był także Witold.
Z jego wojennych listów mógłby powstać niejeden scenariusz filmowy. Jako aktywny działacz konspiracji dostaje się do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego, by tam zorganizować siatkę Ruchu Oporu, i wysłać w świat meldunki o nieludzkim traktowaniu więźniów. Po ucieczce z obozu cały czas pracował w organizacjach konspiracyjnych. Jego rola jest nieoceniona. A to, co spotkało go w kraju, o który walczył, jest nie do wyobrażenia. Zaraz po uwięzieniu Pileckiego, jego oświęcimscy przyjaciele zwrócili się do innego współwięźnia – premiera Józefa Cyrankiewicza z prośbą o interwencję. Zamiast odpowiedzi, Cyrankiewicz wystosował pismo do przewodniczącego składu sędziowskiego, w którym sugerował, by nie brano pod uwagę działalności „Tomasza Serafińskiego" w Auschwitz, lecz by rozprawiono się z nim jako „wrogiem ludu i Polski Ludowej"... Został skazany na śmierć.
Aktor z Rzeszowa, absolwent krakowskiej szkoły teatralnej, Przemysław Tejkowski zagrał Pileckiego po raz siódmy. Za każdym razem towarzyszą mu te same emocje. – Gdy pierwszy raz zagrałem tego bohatera miałem 47 lat, tyle co rotmistrz w chwili śmierci. To dotychczas najtrudniejsza rola, z jaką przyszło mi się zmierzyć – mówił po spektaklu. Wileńscy widzowie mieli możliwość zobaczyć monodram podczas „Wileńskich Spotkań Sceny Polskiej", festiwalu organizowanego przez Polskie Studio Teatralne, w listopadzie 2015 roku.
– Spektakl nie tylko przybliża postać bohatera na miarę naszych czasów, ale mówi o tym, co ciągle aktualne: wierności swoim zasadom, poświęceniu życia dla wyznawanych ideałów. Młodzież bardzo dobrze przyjęła aktorską kreację tej wyjątkowej postaci, stąd pomysł, by zaprezentować to jeszcze raz dla tych, którzy w listopadzie go nie widzieli – dzieliła się refleksjami Lilia Kiejzik, kierownik i reżyser Polskiego Studia Teatralnego.
Godzinne „sam na sam" ze scenicznym Witoldem Pileckim niemal wbijało w krzesła. Bo konwencja monodramu została tak skonstruowana, że widzowie stali się świadkami brutalnego przesłuchania, podczas którego wychodzą na światło dzienne fragmenty życia bohatera. Nie ma tu skargi, błagań, rozliczania, szukania winnych... Jest opowieść o zwykłym, pięknym człowieku, któremu przyświecały najwyższe cele i towarzyszyły niezwykłe czyny. „Ja już żyć nie mogę, mnie wykończono. Bo Oświęcim to była igraszka" – w tych słowach zawarła się cała prawda o ówczesnej Polsce, dla której wtedy nie było nadziei... A jednak wzruszająca i chwytająca za gardło opowieść niesie bardzo ważne przesłanie, że tej nadziei nie wolno nigdy tracić, bo ofiara takich ludzi, jak Witold Pilecki, ma sens. „Modlitwa obozowa" wymodlona przez bohatera, wyśpiewana przez żołnierzy rozbrzmiewała w uszach jeszcze długo po zakończeniu spektaklu O, Panie, któryś jest na niebie, Wyciągnij sprawiedliwą dłoń! (...) By stał się twierdzą nowej siły, nasz dom, nasz kraj.
Monika Urbanowicz
"Rota"
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.