Pani Zofia uszczęśliwiała zespolaków, dając im szansę realizowania siebie na scenie. Uszczęśliwiała ogromne rzesze rodziców, gdyż mogli podziwiać swoje pociechy podczas występów, jak również tysiące widzów, bowiem każdy koncert był niepowtarzalny, inny.
W ubiegły piątek, 15 maja, kolejny raz dotknięto fenomenu miłości ludzi do tej skromnej, a szlachetnej w swej postawie życiowej kobiety. Umiała ona bez reszty poświęcić się pracy, szanować ludzi, z którymi dane było jej się spotykać i na zawsze pozostać w ich pamięci. Nie, nikomu niczego na siłę nie chciała przekazywać. A tylko poprzez własną postawę, emanującą dobrocią, wyrozumiałością i siłą, oraz gdy tego wymagało dobro sprawy.
W dniu jej imienin w kościele Ducha Św. spotkali się ci, którzy byli jej uczniami, którzy ją podziwiali i nadal podziwiają owoce jej pracy, jak też pragnący poznać tę postać, będącą legendą polskiego życia artystycznego.
Mszę św. za śp. Zofię Gulewicz celebrowali również byli wiliowcy – ks. Tadeusz Jasiński i ks. Józef Aszkiełowicz. Słowa homilii ks. Józefa brzmią niczym hymn „matce wielu z nas, matce wiary, nadziei i miłości".
– Tylko człowiek silny duchem może pozwolić sobie na taką świętą skromność, jaką była obdarzona pani Zofia – powiedział kapłan.
Przepiękna świątynia, duma Wilna, rozbrzmiewała pieśniami liturgicznymi. Przeważająca większość chórzystów – to uczestnicy zespołu, dyrygent chóru – to również legendarny wiliowiec Jan Skrobot, ks. proboszcz Tadeusz Jasiński, też z „Wilii" pochodzi, zakrystian – także...
Na miejscu spoczynku
Autokar już czekał na tych, którzy zechcieli odwiedzić miejsce spoczynku swej Nauczycielki. Spoczywa na cmentarzu prawosławnym, obok męża, świekry i świekra.
Zofia Gulewicz – kierownik grupy tanecznej i choreograf polskiego zespołu. Arseniusz Gulewicz – inżynier hydrogeolog (kierował m.in. budową kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Za wzorowy finał prac w roku 1936 został nagrodzony Złotym Krzyżem Zasługi RP. 60 lat później tę samą nagrodę otrzymała Zofia Gulewicz). Przez wiele lat zawsze razem: za życia, tu, w Wilnie, i po śmierci, na wzgórzu starego cmentarza na Lipówce. Katoliczka i prawosławny. Byli szczęśliwą parą, która wspierała się nawzajem, odkrywała w sobie pokłady mądrości i uczuć, cieszyła się z ciepła własnego domu i ludzkich serc. O takich się mówi: arystokracja ducha. Kroczyli przez życie z przekonaniem, że trzeba mieć zasady, wartości, jakąś wizję świata. Wynieśli to z domów rodzinnych: ona – warszawskiego, on – wileńskiego. Dom w Kolonii Wileńskiej, zbudowany przez Dymitra Gulewicza – ojca Arseniusza, stał się ich przystanią. A wielką ich radością była dwójka dzieci: Włodzimierz – znany fotografik wileński oraz Ludmiła – inżynier-elektronik, w przeszłości gimnastyczka artystyczna i trenerka ekipy Litwy.
Przybyli otoczyli kwaterę Rodziny Gulewiczów. Kwiaty, znicze, modlitwa, zaintonowana przez ks. Józefa, wzruszenie. Dzisiejsi tancerze przyglądają się twarzom tych, którzy byli w zespole przed nimi. „To nam bardzo potrzebne, chcemy więcej wiedzieć o ludziach, którzy byli przed nami i szczególnie o pani Zofii, z którą faktycznie „Wilia" się nie rozstała"– mówi dzisiejszy tancerz Mirek Marszewski. Tancerze poprzez włożenie strojów krakowskich nadali temu wydarzeniu szczególny wydźwięk.
Hanna Strużanowska nie należała do „Wilii", ale pamięta, jak jej matka, Janina Strużanowska, kierowniczka pierwszego po wojnie teatru polskiego w Wilnie, spotykała się z panią Zofią i obie omawiały, jak wystawić na scenie coś z klasyki polskiej, aby nikt z ówczesnej władzy nie dopatrzył się politycznego akcentu. Pani Hanka w imieniu swej matki złożyła na grobie pani Zofii wiązankę białych róż.
Do domu nadal gościnnego
Dalsza droga prowadziła do Kolonii Wileńskiej. Na chwilkę zatrzymano się na ulicy jej imienia, która znajduje się w Kolonii Górnej. Skromny to zakątek, ale urokliwy, gdzie nowe, dość okazałe wille podpowiadają, że w przyszłości będzie tu ładniej i przytulniej. Zdjęcie na pamiątkę przy napisie nazwy ulicy i w dalszą podróż – do Kolonii Dolnej, do domu państwa Gulewiczów.
To kolejna legenda tej dzielnicy Wilna. Powstał jako jeden z pierwszych, zbudowany przez Dymitra Gulewicza, późniejszego świekra p. Zofii. Jako człowiek prawy i uczciwy, pełnił w tej letniskowej dzielnicy funkcję skarbnika jej zabudowy. Dla pani Zofii dom ten został przystanią i ostoją od jesieni roku 1939, gdy wojna rozłączyła młode małżeństwo, a Zosieńka – tancerka Teatru Wielkiego w Warszawie – zmuszona była przedostać się przez linię frontu do rodziny męża. Stanęła na progu domu na wzgórzu w jednej sukienczynie, bez jakichkolwiek rzeczy osobistych. Została przyjęta przez rodziców męża serdecznie i opiekuńczo. Zosia czekała na narodziny dziecka.
Dla wiliowców tamtych lat ten dom był centrum ich życia artystycznego. Tutaj rodziły się pomysły wystawienia tańca, stworzenia kostiumu scenicznego, tutaj była farbiarnia, szwalnia, tutaj z okazji uroczystości do stołu zasiadali nie tylko krewni, ale też wiliowcy. Tutaj, w ciszy saloniku, p. Zofia tworzyła wiersze, o czym nikt z domowników nie wiedział przez długie lata. Upiększała ten dom według swego gustu, zawsze niezawodnego, niemal co roku bieliła sufity wielu pokoi, to tutaj skrzętnie układała kolekcję lalek w polskich strojach ludowych – bo przecież to potrzebne dla „Wilii" – uważała. Mąż i świekra pomagali, jak mogli w jej pasji wyczarowywania tańca polskiego.
Idziemy gęsiego wąską ścieżką do domu na wzgórzu. Teraz dom ten, właściwie cały jego wielopokojowy parter, należy do kuzyna Włodka i Ludmiły, znanego historyka mody, profesora, prezentera i twórcy lubianego programu telewizyjnego, obywatela świata Aleksandra Wasiljewa. Swoją codzienność dzieli on między Paryżem, Moskwą i Wilnem. Gdy przyjeżdża do Wilna, też jest wierny tradycjom swych znakomitych krewnych – w niemal muzealnie urządzonym wnętrzu odbywają się tu spotkania ze znakomitościami świata kultury i sztuki. Piękna altanka, która wyrosła już w ostatnich latach – to dar tego pełnego fantazji artysty. Jak poinformowała Lidia Wojtkiewicz, sąsiadka Gulewiczów, a przed laty tancerka, altanka jest zbudowana na wzór altanki carycy Jelizawiety II w jej posiadłości pod Petersburgiem.
Dzieci pani Zofii – Ludmiła i Włodzimierz – ze wzruszeniem oprowadzają byłych i obecnych wiliowców po pokojach swego rodowego gniazda. Dobra aura nadal tu się zachowała, nie chce się stąd odchodzić.
Ten piękny wyjazd zawdzięczamy przede wszystkim Romanowi Rotkiewiczowi, jednemu z ulubionych tancerzy Zofii Gulewicz, dziś członkowi Klubu Weteranów „Wilii".
Wacław Baranowski, były perkusista kapeli i b. dyrektor Szkoły Średniej im. J. Lelewela, określił wyjazd w ten sposób: dziś przeżyliśmy raj duchowy.
Krystyna Adamowicz
"Rota"