Stanisław Filibert Fleury urodził się w roku 1858 w podwileńskim folwarku Papaje, którego potem był wieloletnim dzierżawcą. Dziś miejscowość ta jest w granicach miasta, w okolicach Rokanciszek. Był prawnukiem podpułkownika Filipa de Fleury, fligiel-adiutanta Jego Królewskiej Mości Stanisława Augusta Poniatowskiego, wnukiem Marcina, a synem Józefa Fleury, który w latach 1859-1890 był urzędnikiem Magistratu Wileńskiego.
Znakomity pisarz Józef Mackiewicz, rodzony brat Cata – redaktora naczelnego „Słowa" wileńskiego, pisał: „...nazywał się najautentyczniej po francusku... Pochodził ponoć od jakiegoś Fleury, który pozostał w Wilnie odstawszy od armii napoleońskiej w odwrocie z Moskwy w r. 1812..." Tak czy inaczej Wilno zyskało postać znakomitą.
Wyruszmy jej śladami
Trudno powiedzieć w jakich okolicznościach zamieszkał z rodziną w tzw. Bankowych Domach Montwiłłowskich na Rossie, przy ówczesnej ulicy Witebskiej I Przejazd. Domek zachował się do dziś, tylko adres się zmienił: Švenčioniu g. 12. Była to kolonia ładnych murowanych budyneczków parterowych z większymi lub mniejszymi ogródkami, pełnymi kwiatów. Coś niecoś z sielskiego klimatu tego fragmentu Wilna przetrwało do dziś.
Mieszkanie dwupoziomowe, z pracownią malarską, przypominało dobrze wyposażony antykwariat: pełen starych książek, druków, sztychów, map... Fleury uwielbiał te rzeczy i je gromadził, kochał psy i kanarki oraz swoją rodzinę: żonę Felicję i pięcioro dzieci, których nazywano z wileńska: Witold był Wiciuk, Henryk: Heńka, do Kazimierza mówiono Staś, córka Czesława była Cześka, a Wacława – Waćka. Wszyscy byli bardzo zdolni, oczytani, inteligentni, Wiciuk i Heńka po ojcu odziedziczyli talent malarski, natomiast Waćce zawdzięczać należy zachowanie archiwum fotograficznego ojca, które udało się jej przewieźć w 1945 roku do Polski, do Sopotu.
W Wilnie jest sporo prac zarówno fotograficznych jak i malarskich S. F. Fleury'ego. Przechowywane są w Litewskim Muzeum Narodowym i bibliotece Akademii Nauk. Świadczą one o talentach inscenizacyjnych i kulturze plastycznej artysty. Poświęcił wiele czasu na fotografowanie widoków i typów wileńskich na kiermaszach i rynkach, utrwalał na zdjęciach malownicze okolice miasta, zabytki architektury, zwłaszcza kościoły. Jedno z najlepszych zdjęć portretowych M. K. čiurlionisa jest autorstwa S. F. Fleury'ego. Z pasją rysował piórkiem i malował akwarelami. Wielokrotnie uzyskiwał za swą twórczość nagrody i wyróżnienia.
Uczył się fotografii u Aleksandra Władysława Straussa, który miał wielką renomę jako dyplomowany artysta malarz. Uczęszczał do szkoły rysunkowej Iwana Trutniewa. Jakiś czas prowadził zakład fotograficzny na spółkę z Baczańskim i Łopatyńskim pod firmą „Fleury i Baczański". Potem otworzył własną pracownię na Wielkiej, w domu ziemianina Wróblewskiego, właściciela majątku Wiżulany pod Wilnem.
Uczestniczył bardzo chętnie w życiu artystycznym Wilna, zajmował wybitną pozycję towarzyską i kulturalną. Jan Bułhak: „Wysoko utrzymywał, zgodnie z ówczesną kulturą wileńską, poziom i honor swego zawodu fotograficznego. W pracy całego życia wychodził z założeń poszanowania i szerzenia polskiej kultury i sztuki i przyczynił się do utrzymania w Wilnie atmosfery artystycznej..."
Stanisław Filibert Fleury pochowany jest na Cmentarzu Bernardyńskim.
W opinii Jana Bułhaka
Niedościgniony do dziś Mistrz fotografiki wileńskiej – Jan Bułhak pisał w swoim dziele „O pierwszych fotografach wileńskich z XIX wieku": „Fotografia wileńska XIX wieku nie mogła być inna, niż byli ludzie ówcześni i samo miasto pomickiewiczowskie. Była więc ona gruntowna, poważna, rzetelna, zrośnięta z terenem... W wieku dziewiętnastym Wilno naprawdę było jednym wielkim dworem ziemiańskim i pozostawało pod przemożnym wpływem elementu szlacheckiego, który w dużej mierze kształtował swoją atmosferą życie miasta, zwłaszcza życie polskie, intelektualne i artystyczne. Wieś szlachecka zabarwiała środowiska wileńskie w sposób zupełnie zdecydowany, pomimo że to były czasy popowstaniowej ruiny i terroru i nad miastem wznosiła się pięść kozacka, uzbrojona w nahajkę..."
Pasje artystyczne
Podobnie jak inni fotografowie wileńscy Stanisław Filibert Fleury rekrutował się z tak zwanej sfery „obywateli ziemskich". Jak zaznacza Jan Bułhak: „...fotografia wileńska miała znamiona pewnego arystokratyzmu i wtajemniczenia: była umiejętnością nową, nieznaną, połączoną z ciągiem czynności niezrozumiałych, nieco jakby magicznych, zatrącała o cudowność i budziła podziw i szacunek. A jej adepci nie dyskredytowali swego zawodu chciwą bezceremonialnością nieuków – nie przystępowali do niej bez poważnego przygotowania fachowego, wymagającego nie tylko wiedzy, lecz kultury umysłowej i obycia towarzyskiego. Umieli wchodzić do sfer artystycznych miasta na zasadach równości..."
Pasje artystyczne Stanisława Filiberta były rozległe. Józef Mackiewicz w „Droga pani" wspomina: „Latem, gdy klony na przedmieściu Rossa pokryły się już wycinanym liściem, stary Fleury wyruszał wczesnym rankiem za miasto, malować pejzaże podwileńskie. Miękka „panama", czeczunczowa kurtka, binokle z czarnym sznurkiem, w jednej ręce skrzynka z farbami i paleta, w drugiej trójnogie siodełko; z tyłu, gęsiego trzy foksteriery, „Bobik" zawsze na czele. Gdy tak kroczył, kłaniali mu się nisko wszyscy stróże, którzy wyszli zamiatać ulice, i salutowali z szacunkiem wszyscy gorodowyje piątego uczastku..."
Barwna postać Stanisława Filiberta nie uszła uwagi Stanisława Mackiewicza-Cata, który w swojej książce „Kto mnie wołał, czego chciał..." przypomina m. in.: „Pan Stanisław Fleury był protegowany przez wyjątkową postać wileńską, mianowicie mecenasa Tadeusza Wróblewskiego, tego, który pozostawił miastu bibliotekę Wróblewskich..."
Dzieje jednej książki
Stanisław Filibert Fleury ilustrował książkę Emmy Jeleńskiej „Kalwaria pod Wilnem", która ukazała się w 1902 roku nakładem oficyny Józefa Zawadzkiego. Doskonałe kompozycyjnie i światłocieniowo zdjęcia do dziś zachwycają. Podobnie jak ilustracje do innego dzieła, którego autorem tekstu jest wybitny wilnianin: lekarz i historyk, wielki miłośnik dziejów Wilna i jego zabytków – dr Władysław Zahorski. Jest to „Katedra Wileńska", która również ukazała się u Zawadzkiego w roku 1904.
Ciekawe są dzieje tej książki, która po wielu „przygodach" stała się własnością niżej podpisanej. „Zaczytany" egzemplarz nosi numer porządkowy 742 (prawdopodobnie nakład wynosił 1000 egz.), oczywiście zwyczajem tamtych czasów na stronie tytułowej jest formułka w jęz. rosyjskim, że wydanie książki jest dozwolone cenzurą miasta Warszawy 12 maja 1903 roku.
Egzemplarz był własnością Wiaczesława Bogdanowicza, duchownego prawosławnego, historyka literatury, filozofa i kompozytora, wykładowcy w latach 1907-1915 w prawosławnym Seminarium Duchownym w Wilnie a później jego rektora. W 1922 roku Wiaczesław Bogdanowicz został wybrany do Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, wykładał literaturę rosyjską na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W 1939 roku wraz z grupą polskiej inteligencji wileńskiej został aresztowany przez NKWD. Zginął podobno w Kuropatach.
Jego syn – Oleg Bogdanowicz, po wojnie pracownik wileńskiego miejskiego komitetu wykonawczego i autor publikacji z życia Wilna na łamach ówczesnego „Czerwonego Sztandaru", w latach 70-tych ub. wieku podarował książkę Władysława Zahorskiego autorce niniejszego tekstu. Powiedział wówczas, że święcie wierzy, że nadejdzie taki czas, gdy można będzie pisać szeroko o dziejach najważniejszej świątyni wileńskiej, a pomocna temu będzie pięknie wydana w oficynie Zawadzkich „Katedra Wileńska".
Halina Jotkiałło
"Rota"