Wygwizdali i zagłuszyli przemówienia okolicznościowe przedstawicieli obecnej władzy konserwatywno-liberalnej, która mimo licznych protestów, pozostaje głucha na wołania o zmianę kursu mijającej się z zdrowym rozsądkiem i demokracją polityki.
Obchody 31. rocznicy wydarzeń styczniowych odbyły się na placu Niepodległości w Wilnie. Przybyli na nie społecznie aktywni mieszkańcy, którzy poczuwają się do obowiązku wyrażania swojej postawy w kluczowych tematach i, odpowiednio, przeciwdziałania niszczycielskim zapędom konserwatystów i liberałów.
Podczas przemówienia przewodniczącej Sejmu, liberałki Viktorii Čmilytė-Nielsen protestujący gwizdali i skandowali „wstyd”. Tłum również zawrzał, kiedy na scenę wyszła konserwatystka premier Ingrida Šimonytė. Było słychać bębny i trąbienie.
Od ludzi obecne władze konserwatywno-liberalne odgrodziły się również fizycznie: dla podtrzymania porządku (wersja oficjalna), a właściwie – raczej zastraszenia mieszkańców – na ulice wymaszerowali funkcjonariusze policji, władze ściągnęły też żandarmerię wojskową, a ponadto od samego rana gmachu Sejmu strzegły ustawione barierki. W trakcie obchodów przylegające ulice patrolowały wzmożone siły policyjne, wybiórczo kontrolowano wjeżdżające do stolicy pojazdy. Funkcjonariusze poinformowali później, że żadnych naruszeń porządku publicznego nie odnotowano.
Litewskie portale internetowe donoszą, że takich obchodów Dnia Obrońców Wolności Litwa jeszcze nie widziała.
Znakiem rozpoznawczym obecnych rządzących, którzy biją antyrekordy poparcia przez mieszkańców, jest skrajna arogancja, nieliczenie się z ludźmi i polityka złośliwego dręczenia i dzielenia mieszkańców. Po raz pierwszy w historii kraju do władzy doszły osoby, które nie raczą wytłumaczyć mieszkańcom wprowadzanych z dnia na dzień zmian i kolejnych ograniczeń w swobodzie i wolności, nie mówiąc już o ich przedyskutowaniu. Rządzący pod batutą Ingridy Šimonytė wprowadzają zmiany arbitralnie i jednostronnie, bardzo często ze skutkiem natychmiastowym.
Szczytem tejże arogancji wykazał się m.in. Vytautas Landsbergis, który nazwał protestujących… nieludźmi: „Jacy to ludzie (…). Zupełnie niepotrzebnie nazywamy ich naszymi ludźmi – to faszyści (…). Wariatów jest dość sporo”.
Rok rządzenia konserwatystów i liberałów zaszczepia w mieszkańcach tzw. kulturę protestów. Litwa, której mieszkańcy są znani ze swojej zachowawczości i wysokiej granicy wytrzymałości, obserwuje istny wysyp akcji protestacyjnych. Podczas mityngów zdesperowana ludność apeluje o łagodzenie przesadnego ingerowania w prawa człowieka w ramach tzw. zarządzania pandemią.
Litwa przypięła sobie ostatnio kolejną niechlubną łatkę: słynie jako kraj stosujący jedne z najbardziej przesadnych i ostrych ograniczeń w życiu obywateli w dobie pandemii.
***
W nocy z 12 na 13 stycznia 1991 roku mieszkańcy Wilna wyszli na ulice, aby bronić gmachu Sejmu, Litewskiego Radia i Telewizji oraz wieży telewizyjnej przed ich zajęciem przez wojsko sowieckie. W wyniku starć zginęło 14 osób, w tym oficer sowiecki, a 600 zostało rannych.
Aby uczcić pamięć poległych podczas krwawych wydarzeń styczniowych, Sejm 13 stycznia ogłosił Dniem Obrońców Wolności.
W styczniu 1991 roku gmachu Sejmu, Litewskiego Radia i Telewizji oraz wieży telewizyjnej bronili też Polacy z Wileńszczyzny, którzy z ówczesnymi wydarzeniami wiązali liczne nadzieje. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna – nawet wiele lat po obaleniu „dyktatury proletariatu” polska mniejszość narodowa na Litwie nadal musi walczyć o swoje prawa, o odzyskanie zagrabionej jeszcze przez sowietów ojcowizny, o polskie szkoły, o swobodne używanie języka ojczystego w przestrzenii publicznej, czy o całkowicie poprawny zapis imion i nazwisk.