Wydaje się, że wszystko to przeżyłem nie tak dawno... Niestety, minęło już prawie pół wieku... W końcu marca 1973 odszedł do wieczności mój ojciec, nieszeregowy człowiek – wierzący, światły i rozsądny mój nauczyciel, mój wielki autorytet.
Epoka rządzenia w ZSRR generalnego sekretarza KC KPZR Leonida Breżniewa. Na Litwie sprawował władzę, nazywany „żelazną pięścią komunistów”, pierwszy sekretarz KC KPL Antanas Sniečkus – zaciekły ateista, zdecydowany bojownik przeciwko Kościołowi katolickiemu, pilny prześladowca księży i ludzi wierzących.
Mój ojciec, gdy byłem jeszcze dzieckiem, mówił, że nadejdzie czas, kiedy ta komunistyczna władza upadnie i nastaną światlejsze czasy. My, wierzący Polacy, przypominał tatuś, musimy być silni: pracować, modlić się i nie poddawać żadnej ideologicznej propagandzie i różnorodnym trudnościom. Ojcec uczył mnie ojczstego języka polskiego i tajników swego rzemiosła. Często wspólnie uczestniczyliśmy we Mszy św. w kościele św. Trójcy. Wszędzie zawsze byliśmy razem.
Po jego odejściu do Domu Niebiańskiego Ojca, nie zważając na młody wiek, kontynuowałem jego pracę na przykościelnym cmentarzu – robiłem pomniki i nagrobki. Zamówień było sporo, ledwie nadążałem się uwijać. Pomniki i nagrobki nie były zbyt wystawne, ale tradycyjne, niedrogie, z krzyżem i z polskimi napisami, które sam pisałem. Wierni byli bardzo zadowoleni. Niestety, ta moja działalność bardzo się nie spodobała kierownictwu szkoły średniej i Komitetowi Wykonawczemu Rady Deputowanych Ludowych w Wędziagole. Oni rozkazali mi nie zwlekając zaprzestać wszystkich tych prac, które, ich zdaniem, przeszkadzają mi uczyć się w szkole, obiecywali mnie „sporządkować”. Ale, na moje szczęście, nie zdążyli. Po roku zabrano mnie do wojska – armii sowieckiej.
Równolegle z produkcją pomników na przykościelnym cmentarzu miałem też inną duchową misję – bycia świadkiem podczas odbywającej się w kościele ceremonii chrztu dzieci. Razem z kobietą – stróżem kościelnym – często byliśmy chrzestnymi rodzicami. Kiedy ojcowie dziecka byli partyjni, to bali się nawet zbliżyć do kościoła. Inni członkowie rodziny w tajemnicy przynosili dzieci do chrztu. Takich wypadków było sporo. Ksiądz proboszcz parafii, by nie wywołać nieprzychylności władzy i nie naruszyć ceremonii chrztu, wołał nas, ponieważ uważał za godnych zaufania bycia świadkami podczas udzielania sakramentu chrztu. Wszystkie moje zainteresowania i prace w owym czasie nie odpowiadały ówczesnej ideologii, powodowały różnorodne problemy i kłopoty. Jednak w dzieciństwie miałem szczęście – miałem ojca: przyjaciela, nauczyciela, był on największym autorytetem w moim życiu. Jeszcze w dzieciństwie usłyszane z jego ust prawdy i wskazówki naprawdę mi się przydały. Ojcowska miłość – fundament spełnionego życia, wielka lekcja. To niewypowiedziane szczęście i radość. Nie na próżno angielskie przysłowie głosi, że jeden ojciec to lepiej niż stu nauczycieli...
Ryszard Jankowski
vandziogala.eu